Pandemia testuje ludzi, instytucje, systemy polityczne i – oczywiście – wierzących. Wielu świeckich niewierzących uważa, że zaraza jest karą za egoizm wobec zwierząt, klimatu i środowiska. Niektórym katolikom wydaje się być karą za grzechy ludzkości. Tylko liberałowie nie podchodzą do obecnej sytuacji eschatologicznie. M. Bilewicz, psycholog społeczny z UW, ujmuje to w następujący sposób: „Tak naprawdę dzisiaj chyba tylko liberalne centrum walczy o powrót do gry na starych zasadach – walczymy z epidemią po to, by powrócić do naszego normalnego życia” [GW 25-26 kwietnia, s. 17]. Jak jednak nieczułe jest to społeczno-liberalne sumienie!.
Czas pokaże, jak każdy z nas zdał egzamin w chwilach próby. Wydaje się, że Kościół w Polsce nie musi się wstydzić licznych inicjatyw miłosierdzia wśród świeckich, trwania księży na posterunku sakramentalnym i duszpasterskim, zwłaszcza wobec chorych. Jakże nie dostrzec coraz większej ilości parafii wykorzystujących współczesne środki przekazu w podtrzymywaniu więzi parafialnej, ale także budzącej solidarności z potrzebującymi. Nie będę wspominał bohaterskich postaw niektórych sióstr zakonnych czy księży, którzy nie wahają się pomagać w sytuacjach ekstremalnych.
Zaimponowała mi warszawska inicjatywa „Wspólnota Pomocy”, w której parafialni wolontariusze korzystają z doświadczeń grupy specjalistów z organizacji pozarządowych i ruchów kościelnych. Marta Titanic, współinicjatorka pomysłu, mówi, że chcą wesprzeć to, co już się dzieje w parafiach np. grupy charytatywne, a tam gdzie ich nie ma, pomagają w ich tworzeniu. Wsparcie - w zależności od potrzeb danej parafii - może polegać na wymianie informacji, dzieleniu się dobrymi praktykami czy konkretnymi dobrami materialnymi. W czasie epidemii ludźmi potrzebującymi pomocy są nie tylko ubodzy, którymi opiekowały się do tej pory parafie, ale szczególnie seniorzy i ludzie chorzy oraz osoby pozostające w kwarantannie.
„Wspólnoty Pomocy” posiadają stronę internetową, profil na Facebooku i telefon kontaktowy. Brakuje mi czegoś podobnego w odniesieniu do życia duchowego naszych wierzących. Nie weszła pod strzechy dyskusja na temat komunii duchowej i żalu za grzechy, nie jest szerzej komentowana niezła przecież Nota Komisji Nauki Wiary KEP w związku z pandemią koronawirusa [Lublin, 30 marca 2020]. Nie słyszę, żeby katolicy świeccy, w zdecydowanej większości przecież praktykujący w tym czasie komunię duchową, dzielili się swoimi uwagami czy opisywali jej przebieg.
Zauważmy, że wierni pozbawieni są kierownictwa duchowego, w większości nie byli u spowiedzi na Wielkanoc. Owszem pewnie słuchają homilii papieża Franciszka, swoich biskupów i proboszczów, ale najciekawsze dla mnie jest to, jak swoje serca, pokoje, a może i domy przemieniają w małe kościoły, jakimi modlitwami opisują swoją sytuację przed Bogiem, czy śpiewają pieśni, ile katolickich rodzin wróciło do wspólnej modlitwy rodzinnej. Wokół tyle socjologicznych porad, tyle narzekań na konieczność wspólnego przebywania ze sobą 24 godziny na dobę. Czy i ile katolickich rodzin praktykuje rodzinną modlitwę?.
Wiem, że dla wielu propozycje te mogą wydać się oderwane od życia, ocierają się o postawę pięknoduchostwa. No i wtedy mamy problem. Pandemia sprawdza nas w samym korzeniu naszego odniesienia do Boga, testuje stosunek naszego rozumu i wiary, pojmowania przez nas relacji między nauką [choćby wirusologią], a działaniem łaski Boga, rozumieniem Opatrzności w dramaturgii czasu. To w sytuacji pandemii trzeba zmierzyć się ze słowami Koheleta: „wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: jest czas rodzenia i umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono (…) (3, 1-2)”.
A ponieważ wszystko to ostatecznie sprawdza się w naszych modlitwach, zainteresowała mnie notatka w „Christ In der Gegenwart” o niemieckiej pani profesor dogmatyki, J. Knop, która skarży się, że w czasie epidemii powracają stare, zatrącające o magię, katolickie formy pobożnościowe. O jakie to formy – pomyślałem - może chodzić Pani Dogmatyk? . Wszedłem na stronę internetową Wydziału Teologicznego w Erfurcie, gdzie - owszem - wymienia się: błogosławieństwo św. Błażeja, pojedyncze komunie św., procesje z Najświętszym Sakramentem poprzez puste ulice miast, ofiarowanie diecezji Sercu Jezusa lub Matki Bożej, ogólne rozgrzeszenia i odpusty z okazji pandemii.
Na pewno jesteście ciekawi, co w zamian proponuje Pani Dogmatyk. Powinna to być „kreatywna forma modlitwy, która pociąga za sobą solidarność międzyludzką, np. świeca zapalona w oknie, prywatna modlitwa albo zwyczajnie bycie wierzącym, co – podkreśla Pani Teolog – nie pokona wirusa, ale otwiera możliwość bycia człowieka przed Bogiem„. Ciekawe jest to, że na okładce czasopisma, które zdaje się zgadzać z twierdzeniami J. Knop zamieszczono zdjęcie biskupa z San Cristobal w Wenezueli, który wraz z czterema księżmi idzie z Najświętszym Sakramentem pustymi ulicami tego miasta.
Redakcja tłumaczy, że co prawda można taką procesję interpretować jako ludowomagiczny rytuał, ale w Ameryce Południowej ma on sens, ponieważ jest znakiem sprzeciwu wobec cierpieniu. Jeśli „norma modlitwy jest normą wiary[ lex orandi – lex credendi]”, to ja wolę pozostać przy różańcu mojej Mamy, przy jej Pod Twoją obronę, które odmawiała w zwyczajnych i niezwyczajnych momentach swojego życia. Przy tym ani na chwilę nie ustała w swoim kobiecym męstwie bycia, które kazało jej szukać wszystkich dostępnych ludzkich środków pomocy innym..
Ponieważ takiej wiary uczyły mnie również przez całe kapłańskie życie setki kobiet i mężczyzn, szczególnie podczas pielgrzymek do Matki Bożej Skępskiej, więc: wołam w czasie tej pandemii: „Cudowna Skępska Maryjo nasza, tylu łaskami wsławiona. (…) Przez tyle wieków, ileż pokoleń przed tym ołtarzem klękało?/ Iluż tu wsparcia, Iluż ukojeń, Iluż pociechy doznało”