W
całym tym zamieszaniu wokół Trybunału Konstytucyjnego, którego jesteśmy
świadkami tuż przed Bożym Narodzeniem w Polsce, charakterystyczne są nawoływania
do tego, aby Kościół wreszcie zabrał głos. Przez Kościół rozumie się biskupów,
chętnie przywoływany jest Prymas, Przewodniczący Konferencji Episkopatu, czy jakaś
Komisja Episkopatu zajmująca się problemami społecznymi. Głosy wzywające Kościół
do aktywności słychać z różnych stron sceny politycznej. Niektóre są ewidentnie
tendencyjne, ich autorzy byliby usatysfakcjonowani, gdyby Kościół przemówił językiem
ich obozu politycznego, potępiając oczywiście przeciwników.
Broń
nas Boże przed takim zajęciem stanowiska. Wierzę, że nie uczynią tego szeregowi
kapłani w czasie Świąt i nie zaczną mówić kazań językiem partyjnym. Nie tylko
sprzeniewierzyliby się swemu powołaniu, ale zgrzeszyli brakiem roztropności. Swoich przecież nie muszą przekonywać,
przeciwnicy polityczni mogliby tak zareagować jak to widzimy w Sejmie. Poza tym
już przekonaliśmy się na przykładzie uchodźców, co znaczy nieodróżnianie języka
religii od języka polityki. Skutkiem tego, że wielu katolików w kwestiach uchodźców
nie zna innego języka niż język poszczególnych partii politycznych, jest dziwna
niepewność co do sposobu realizacji w Roku Miłosierdzia jednego z uczynków miłosierdzia
- podróżnych w dom przyjąć.
Może
więc nic nie mówić? Niektórzy radzą, aby przeczekać burzę, nie wstawiać nogi
między drzwi i próg. Niech się politycy wykłócą, wykrzyczą, całkowicie skompromitują.
Ludzie sami to ocenią, wyciągną wnioski na ulicy albo przy najbliższych
wyborach. Mamy tyle pięknych tematów o miłości, rodzinie, przebaczeniu, ubogiej
stajence. Owszem, tematów ci u nas w bród. Ale przecież tam w Sejmie kłócą się nie
muzułmanie, nie sami ateiści. Większość posłów i senatorów – z obu stron sporu
- to przecież katolicy, spieszący – jak sami deklarują - na Wigilię i Pasterkę.
Nie
chciałbym im publicznie robić rachunku sumienia. Jest to brzydka pokusa tanich
moralizatorów. Poza tym polityka nie jest zajęciem dla ministrantów. A jednak patrząc
na to, co się dzieje w Sejmie, nie mogę zapomnieć słów Jana Pawła II, który pisał,
że w doświadczeniu wierzącego „nie może być dwóch równoległych nurtów: z jednej
strony tak zwanego życia <duchowego> z jego własnymi wartościami i
wymogami, z drugiej tak zwanego życia <świeckiego>, obejmującego rodzinę,
pracę, relacje społeczne, zaangażowanie polityczne i kulturalne” (Adhortacja Christifideles laici, nr 59).
Trzeba
się zgodzić, że tak harmonijnie ukształtowanych katolików poszukuje się we wszystkich
dziedzinach życia. Dlaczego jednak tak rzadko wołamy o nich w polityce? Przecież,
gdyby takich było po kilku w każdej partii politycznej, potrafiliby zaproponować
inny język, może większą zdolność do kompromisu, nie mówiąc już o tym, że
powinni być filtrem hamującym chamskie odzywki i reakcje we własnych szeregach.
Jeśli dzisiaj wszyscy tak namiętnie szukają autorytetów w życiu publicznym, to
pierwszym zadaniem owych autorytetów powinno być mówienie w oczy prawdy partyjnym
kolegom, a nawet przywódcom.
Nieodłączną
cechą autorytetu - nie wiem, czy nie najważniejszą - jest roztropność. Jest to sprawność
rozeznania prawdziwego dobra w każdej okoliczności. Uzdalnia polityka do spójnych,
konsekwentnych decyzji, podejmowanych z poczuciem realizmu i odpowiedzialności.
Nie ma nic wspólnego z przebiegłością, tanią kalkulacją, niezdecydowaniem czy
też serwilizmem wobec przywódców partyjnych. Niestety w polskim Sejmie tego nie
brakuje.
Jakże
dużo katoliccy politycy mogliby się nauczyć od św. Tomasza. Pisał, że
roztropność cechuje ludzi, którzy pamiętają swoją przeszłość bez zafałszowań,
posiedli zdolność uczenia się z doświadczenia innych, są zdolni do stawiania czoła
niespodziewanym trudnościom, przezornie potrafią ocenić skuteczność swoich
decyzji oraz trzeźwo oceniają okoliczności wprowadzenia ich w życie. Tylko prawa stanowione przez ludzi
roztropnych mają szansę być wcielane w życie przez roztropnych obywateli,
ponieważ nie narażają ich na utratę osobowej godności.
Może
trzeba się więc pomodlić w Święta o roztropnych polityków, a także o to, aby
pamiętali, iż prawo, które stanowią, może naruszać godność roztropnych
obywateli.