Płocki Synod Młodych okazał się szczęśliwą
propozycją włączenia młodzieży w życie Kościoła. Chodzi o takie włączenie, które
nie poprzestaje na komunikowaniu młodym ludziom tego, co dostojni ojcowie synodalni
mają do powiedzenia, ale o usłyszenie tego, co młodzi sądzą na temat struktur Kościoła,
katechezy, liturgii, wychowania do życia w rodzinie i wielu, wielu innych problemów.
Najbardziej konkretne postulaty młodych wybrzmiały w Niedzielę Palmową podczas tradycyjnego
spotkania młodych z Biskupem Płockim.
Tocząca się po tym spotkaniu dyskusja
warta jest chwili zastanowienia, chociażby dlatego, że na początku nie wszyscy byliśmy
przekonani do pozytywnej odpowiedzi młodych ludzi. Brałem udział w jednym czy drugim
spotkaniu i wcale nie byliśmy pewni, że przyjedzie 650 osób, że młodzi będą chcieli
czytać przygotowane wcześniej materiały, że podejmą choćby takie tematy jak gender, nowy feminizm czy dialog z inaczej
wierzącymi. Ile się nagłowiliśmy, aby ułożyć pytania jak najprostsze, a do prowadzenia
dyskusji mieliśmy szukać charyzmatycznych katechetów, którzy potrafią porwać młodych.
Z tego co wiem, w żadnej z dziesięciu
grup dyskusyjnych nie był potrzebny szołmen,
młodzi ludzie powybierali grupy dyskusyjne zgodnie ze swoimi zainteresowaniami,
nie mieli żadnych oporów w prezentacji swoich poglądów. Czynili to w sposób - przynajmniej
w mojej grupie, gdzie dyskutowaliśmy o rodzinie, wychowaniu seksualnym, bioetyce
i feminizmie - w sposób nad wyraz kompetentny i szczery. Z poglądami naszych przeciwników
chcą mierzyć się poprzez własny przykład i pozytywną argumentację.
Podobnie musiało być i w innych grupach,
skoro podczas podsumowania padło tyle sensownych, szczerych, podanych w sposób kulturalny
postulatów. Począwszy od tych na temat krótszych kazań i ogłoszeń, poprzez otwarte
dla ludzi plebanie, tworzenie stron internetowych parafii, apel o aktywną obecność
katolików w przestrzeni społecznej. Jakże nie zauważyć tego, co mówią o katechizacji
w szkole, rekolekcjach dla młodzieży, roli wikariuszy, bierzmowaniu, smutnych liturgiach?
Ktoś powie, że to same żądania. Słuchając
ich, miałem inne wrażenie. Wielu z nich jest gotowych do włączenia się w prace parafialne,
pod dwoma wszakże warunkami. Po pierwsze, musi pojawić się inspiracja i dyskretna
pomoc duszpasterza, katechety, osoby zaangażowanej w życiu wspólnoty. Nie musi to
być zawsze ksiądz. Wystarczy, że będzie to człowiek wiary, autentyczny świadek Jezusa
Chrystusa, osobowość twórcza, kochająca młodzież i umiejąca ich inspirować w różnych
zresztą dziedzinach.
Po drugie, propozycje muszą być skrojone
na miarę zainteresowań, temperamentu i smaku młodzieży. Doskonałą okazję stwarzają
Światowe Dni Młodzieży, gdzie młodzi widzą, iż nie tylko są potrzebni, ale maja
szansę poczuć się aktywnymi podmiotami działań: zaśpiewać w chórze, zagrać w teatrze,
stworzyć film, poznać ciekawych ludzi, podszlifować język, pokazać polską gościnność
i kulturę. Nie tylko w naszej diecezji widać, że Światowe Dni Młodzieży wyzwalają
nowe inicjatywy. Jestem pod wrażeniem tego, co robi nasz diecezjalny duszpasterz
młodzieży, a także aktywni księża w kilkunastu parafiach diecezji.
Owszem, zdaje sobie sprawę, że do Orlen Areny przyjechali najlepsi; ci, którzy
nie przeszkadzają na katechezie, nie stwarzają problemów w czasie przygotowania
do bierzmowania, często są ministrantami i uczestnikami grup parafialnych. Powie
ktoś, że to śmietanka naszej młodzieży. Zgoda. Widać jednak, że ta śmietanka chce
czegoś więcej, zwłaszcza w intelektualnym i kulturowym przeżywaniu wiary. Mam wrażenie,
że ich potencjał nie jest wystarczająco wykorzystany na katechezie. Wielu z nich
stać na coś więcej niż wzięcie udziału w olimpiadzie religijnej. Dlaczego nie pomyśleć
o tworzeniu młodej elity naszego Kościoła, która znalazłaby miejsce w strukturach
duszpasterstwa młodych, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży czy innych.
Przygoda z Synodem Młodych - zresztą
zbyt krótka - daje wiele do myślenia, a poniekąd podpowiada, od czego można rozpocząć.
31. 03. 2015.