Pojęcie pentekostalizacji utworzyli socjologowie, aby opisać przemiany we współczesnym chrześcijaństwie. Zmiany te mają polegać - najogólniej mówiąc - na akcentowaniu przez wyznawców Chrystusa wątków bardziej emocjonalnych niż intelektualnych, charyzmatycznych i zielonoświątkowych niż dogmatyczno-chrystologicznych. Socjologowie i historycy idei – jak to oni - nie przejmują się tym, że pneumatologia, czyli nauka o Duchu Świętym, jest istotną częścią teologii od początku istnienia Kościoła. Socjologiczne pojecie pentekostalizacji jest podobno znane na świecie od 20 – 30 lat, w Polsce stara się je upowszechnić m. in. ks. Andrzej Kobyliński, kapłan diecezji płockiej, etyk zatrudniony na UKSW w Warszawie.
W jednym z ostatnich wywiadów charakteryzuje on religijność pentekostalną jako religijność synkretyczną, w której każdy otrzymuje to, co chce. W religijności tej niezwykle mocno akcentowane są emocje, a na „wielu spotkaniach modlitewnych chrześcijanie płaczą, krzyczą, wpadają w histerię, tracą przytomność, wydają z siebie dziwne jęki(…) Na miejsce form dawnych przychodzą nowoczesne nabożeństwa pentekostalne, np. wieczory chwały czy inne charyzmatyczne spotkania modlitewne, które wykorzystują muzykę, światło, techniki audiowizualne” (www.polskatimes.pl [data dostępu: 17. 07. 2015]).
Wywiad ukazał się dwa dni przed modlitewnym spotkaniem czterdziestu pięciu tysięcy ludzi na Stadionie Narodowym w Warszawie. Modlitwie przewodniczył J. B. Bashobora, ugandyjski ksiądz, który w Polsce prowadzi rekolekcje charyzmatyczne od dobrych kilku lat. Gromadzi liczne rzesze wiernych, otwartych na działanie Ducha Świętego, Jego dary i charyzmaty. Ks. Bashobora ma odwagę modlić się do Boga o uzdrowienie duchowe i fizyczne, wiele osób zostaje podczas takiej modlitwy wysłuchanych, więc nic dziwnego, że ludzie nie wstydzą się swojej wiary, wyznają ją tak samo z przekonaniem jak i pokorą.
Nie ukrywam, że dla mnie, księdza formowanego przecież w duchu, za którym tęskni ks. Andrzej, jest to także fenomen niezwykły. W zeszłym roku słuchałem ks. Bashobory w Licheniu, zresztą we Mszach św. o uzdrowienie biorę udział ponad dwadzieścia lat. Wydaje mi się, że znam duchowość wiernych, którzy biorą w nich udział. Czasami przeszkadza mi nadmierna emocjonalność prowadzących modlitwy, zwłaszcza śpiewających, natomiast zawsze wzrusza dziecięca ufność proszących Boga, odwaga mówienia o własnych zranieniach i autentycznych spotkaniach a Bogiem. Trzeba przyznać, że ks. A. Kobyliński traktuje tych wiernych z szacunkiem. Tym bardziej irytujące są wnioski, jakie wyciąga na temat katolicyzmu polskiego na podstawie modlitwy charyzmatycznej. Ks. Bashobora i czterdzieści tysięcy polskich katolików potraktowanych zostało jako ilustracja i dowód zacofania, irracjonalizmu, gonitwy za cudownością w polskim katolicyzmie.
Co więcej, ks. Bashobora i jego modlitwa na Stadionie ma dowodzić, że polskiemu katolicyzmowi brakuje podjęcia wyzwań kulturowych świata współczesnego. Nie umie określić relacji między naturą i łaską, rozmył pojęcie cudu, odrzuca fundament racjonalny. Polski katolik banalizując swoją religię, cofa się do religijności mitycznej. W ogóle to w katolicyzmie polskim zabrakło dyskusji po Lutrze i po oświeceniu, nie uczestniczyliśmy w światowej debacie wokół Soboru Watykańskiego II. Nic więc dziwnego, że w argumentacji bioetycznej nie wykorzystujemy kategorii prawa naturalnego, systemu etycznego Kanta czy filozofii praw człowieka. Jakbym czytał Magdalenę Środę. Skąd na miłość Boską u etyków biorą się takie uogólnienia?
Dobrze, że ks. Bashobora nie zna polskiego i pewnie nie przeczyta tego, co wypisują o nim polscy duchowni. W lepszej sytuacji są wszyscy krytycy. Mogą przecież łatwo zapoznać się z treścią jego nauczania. Nie sprawdzałem w tym roku, ale wszystkie konferencje w Licheniu, w zeszłym roku, nie tylko były tłumaczone, ale i transmitowane przez telewizję internetową. Zastanawiam się, dlaczego krytycy duchowości charyzmatycznej nie wezmą się za rzetelną analizę tego przepowiadania. Dlaczego wypisują głupstwa o czarach, szarlatanie, afrykańskiej mentalności księdza z Ugandy czy innych charyzmatykach przyjeżdżających do nas chociażby z Indii czy Ameryki Południowej Pamiętacie katechezy maryjne Ojca z Indii, wygłoszone w Pułtusku, przed powitaniem Obrazu Jasnogórskiego w naszej diecezji? To też był charyzmatyk, zresztą doskonały biblista. Jego konferencje już dawno powinny być spisane i wydane jako materiały towarzyszące peregrynacji.
Ręczę, że nie tylko pogłębiłyby duchowość maryjną, ale i wniosły wiele interesujących przemyśleń do postulowanej przez ks. A. Kobylińskiego diagnozy czasu, filozofii dziejów, historii idei. Ks. Kobyliński nawołuje do podjęcia dyskusji na ten temat w polskim Kościele. Za ten apel jestem mu szczerze wdzięczny. W imieniu teologów moralistów mogę zresztą zapewnić, że jesteśmy gotowi do zmierzenia się z dziedzictwem Lutra, szaleństwem Nietzschego i głębią intelektualną Benedykta. Proszę tylko pamiętać, że żywy Kościół nie począł się z dyskusji i nie ogranicza do dyskusji. Począł się na styku Słowa i wiedzy, pragnienia Boga i rozumu człowieka, żaru modlitwy i Księgi.
Ważniejsze jest przyzywanie Ducha Świętego niż żonglowanie ideami socjologicznymi Tam, gdzie się przyzywa, zapełniają się stadiony, tam gdzie tylko dyskutuje, kościoły pustoszeją.