Dociekliwość
rozsądnych egzorcystów, związana w pierwszym rzędzie z odróżnianiem choroby psychicznej
lub niewyjaśnionych dotychczas zdolności ludzkich od działania szatana, powinna
pomagać również spowiednikom zasiadającym w konfesjonale. Spowiedź, którą poprzedzi
rachunek sumienia prawdziwego i prawego nie tylko uwalnia od skutków grzechu,
ale uzdalnia wolę człowieka do przeciwstawienia się mocy Złego. Im lepsza spowiedź,
w której sumienie precyzyjnie odróżnia grzech od popularnych przekonań, im większa
świadomość różnicy między zdrowym i chorym poczuciem winy, tym mniej furtek, przez
które może oddziaływać szatan.
W
tym kontekście dyskusja o spowiedzi furtkowej
nie może pomijać podstawowego kształtu duchowości, w której przypadło nam żyć. Trzeba
wręcz pytać, czy niektórzy, szukający dodatkowego uwolnienia od szatana, tuż po
spowiedzi, nie czynią tego z powodu duchowości zbyt egotycznej, skoncentrowanej
raczej na technikach uwalniania niż na wolnym otwarciu się ku transcendentalnemu
Bogu. Ojcowie Kościoła występując przeciwko gnozie, zawsze twierdzili, że materia
stworzona przez Boga nie jest zła, a źródłem łaski jest Duch Święty. Łaskę trzeba
wyprosić, a nie zdobyć poprzez takie czy inne techniki. Oświecenie duszy jest darem
Boga, a nie własnością duszy.
Konsekwentnie
też doświadczenia bólu, smutku czy pustki nie można traktować jako zwiastuna złych
mocy. W Liście o niektórych aspektach medytacji
chrześcijańskiej czytamy: „W życiu modlącego
się człowieka przychodzą (…) chwile, w których czuje się on opuszczony i zagubiony,
gdy mimo wszelkich starań wcale nie <czuje> obecności Boga. Niech pamięta
wtedy, ze tego rodzaju próby nikomu, kto traktuje poważnie modlitwę, nie są oszczędzone.
Nie należy jednak tego doświadczenia, wspólnego wszystkim modlącym się chrześcijanom, uważać za mistyczną <ciemną noc>”.(Orationis
formans, n.30).
Przykładem
– jednym z wielu wśród świętych – była Matka Teresa z Kalkuty. Po przeczytaniu jej
listów, ogarnął mnie podziw wobec heroizmu duchowego Kobiety, mającej taki udział
w opuszczeniu przeżytym przez Chrystusa na
krzyżu. Jak niewiele potrzeba, aby - zwłaszcza za podszeptem szatana – przeżywanie
opuszczenia
z Chrystusem przerodziło się w egotyczny żal z powodu opuszczenia przez Chrystusa. Jakże łatwo
w takim stanie zapomnieć nie tylko o oczyszczeniu z własnych grzechów, ale tak się
<zamknąć w sobie>, że wytworzona w duszy próżnia może wessać byle co.
Słusznie
więc autorzy cytowanego wyżej Listu zwracają uwagę na ostrożność w
ocenianiu metod psychofizyczno-cielesnych innych religii. O ile chrześcijański Wschód
potrafił docenić symbolizm religijny określonych postaw ciała, podstawowych funkcji
życiowych (oddychanie, bicie serca), to dzisiaj nie wszyscy są w stanie przejść od
znaku materialnego do poszukiwania rzeczywistości duchowej (por. tamże, nr 27).
Proszę
zwrócić uwagę, że nie tyle straszy się tu jakąś furtką, ile podkreśla redukcjonizm
duchowości opartej na niewłaściwych metodach:: „Niektóre ćwiczenia fizyczne automatycznie wywołują wrażenia spokoju i odprężenia,
uczucia błogości, a nawet światła i ciepła, przypominając radości duchowe. Branie
ich za autentyczne pociechy Ducha Świętego oznaczałoby całkowicie błędne pojmowanie
drogi duchowej. Nadawanie im znaczeń symbolicznych, typowych dla doświadczenia mistycznego,
gdy nie odpowiada im postawa moralna zainteresowanego, ujawniałoby pewien rodzaj
schizofrenii umysłowej, która może prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, a niekiedy
do odchyleń moralnych” (tamże, nr 28).
Mam
nadzieje, że egzorcyści katoliccy potrafią odróżnić takie zaburzenie od opętania.
Wszystkim mającym z tym kłopoty, przydałyby się więcej interdyscyplinarnych opracowań
na temat technik i metod wschodnich praktyk medytacji (hinduizm, buddyzm, zen, medytacja
transcendentalna, joga). Potrzeba też więcej cierpliwości i otwartej dyskusji na
kanwie Kulowskiej Komisji Teologicznej w sprawie tzw. spowiedzi furtkowej. Szczerze
się dziwię, dlaczego teologowie życia duchowego w Polsce nie robią przynajmniej
dwóch sesji naukowych w ciągu roku na te tematy.
Z punktu widzenia teologa moralisty zaproponowałbym następującą tezę: „Jeśli miłości Boga, będącej jedynym przedmiotem kontemplacji chrześcijańskiej, nie można osiągnąć za pomocą jakiejkolwiek metody czy techniki” [ Orationis formans, n. 31), to tym bardziej jakakolwiek technika czy metoda – przy zachowaniu chrześcijańskiej tożsamości religijnej i osobowej - nie jest w stanie otworzyć furtki szatanowi.
23.
04. 2015.