W tym roku wielu moich kolegów, profesorów płockiego Seminarium, głosiło rekolekcje adwentowe. Siłą rzeczy w naszych rozmowach, najczęściej w refektarzu profesorskim, wymieniano konkretne parafie, opowiadano o blaskach i cieniach przepowiadania rekolekcyjnego, wspominano proboszczów i wikariuszy, którzy przecież wychowali się w naszym seminarium. Jakże więc nie patrzeć na nich poprzez pryzmat wielu spędzonych wspólnie lat.
Jakie to szczęście, kiedy adwentowi rekolekcjoniści przywożą świadectwa o parafiach, gdzie na rekolekcjonistę czekają dookreślone zadania, aktywne wspólnoty parafialne, w tym grupy młodzieżowe, zaangażowane w KSM, ale i w innych formach wolontariatu chrześcijańskiego; gdzie są dzieci na roratach i Koła Różańcowe współpracujące z parafialną Caritas. Z opowiadań profesorskich - siłą rzeczy wybiórczych - wyłania się widok wielkiej orki duchowej, zakotwiczonej w tradycji, ale także otwartej na nowe znaki czasu.
Najbardziej widocznym z tych znaków jest zmieniająca się mentalność uczestników rekolekcji, a więc współczesnych ludzi wiary, na ogół zabieganych wokół spraw tego świata, karmionych kliszami myślowymi, powielanymi poprzez środki przekazu. Chodzi przecież o uczestników rekolekcji, którzy na co dzień bombardowani są komunikatami obrazowymi, często nasyconymi emocjami, sensacją, nie mówiąc już o wszechobecnych konfliktach, wojnach, nieszczęściach, także tych rodzinnych.
Jak przepowiadać Dobrą Nowinę współczesnym ludziom? Na to pytanie szukają odpowiedzi seminaryjni profesorowie, adwentowi rekolekcjoniści. Na ogół są realistami, umieją odróżnić oczy zasłuchanych wiernych od znudzonych spojrzeń duchowo nieobecnych uczestników rekolekcji. Kiedy więc dzielą się swymi wrażeniami z rekolekcji, dostrzegam, jak wiele dobrego przynosi sposób przepowiadania papieża Franciszka, jak wiele współcześni rekolekcjoniści obiecują sobie po dopiero co ogłoszonym w Watykanie Dyrektorium Homiletycznym, jak po prostu szukają sposobów dotarcia zwłaszcza do ludzi młodych.
Interesujące jest to, że wszyscy widzą konieczność łączenia tego, co wypróbowane w naszym przepowiadaniu, z otwarciem na nowe metody, środki a nawet techniki kaznodziejskie. Kerygmat nie wyklucza znajomości retoryki, dzielenie się świadectwem spotkania z Panem nabiera mocy duchowej, kiedy osadzone jest w Biblii, oddycha konkretną duchowością. A jakże zapomnieć o wrażliwości na piękno polskiego słowa, roli poezji, czy choćby współczesnych możliwościach multimedialnych.
Może więc nadszedł czas, aby nasze rozmowy o kaznodziejstwie przenieść na poziom jakiegoś sympozjum czy dyskusji pastoralnej. Diecezja Płocka przygotowuje się do peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. We wszystkich parafiach odbędą się rekolekcje i wszędzie potrzeba dobrych rekolekcjonistów. Jeszcze po Soborze Watykańskim II płoccy kaznodzieje byli zrzeszeni, mieli swój statut, szkolenia, wyznaczali programy rekolekcji, określali kryteria, które powinien spełniać kaznodzieja rekolekcyjny.
Dzisiaj wszystko się uprościło, co wcale nie musi oznaczać, że polepszyło. Na szczęście są duszpasterze, którzy z najwyższą troską spełniają posługę przepowiadania. Jeden z nich już dziesięć dni temu przyznał mi się - z uczuciem ulgi, nie pozbawionej dumy - że ma przygotowaną homilię na pasterkę. Skądinąd wiem, że wierni chętnie go słuchają.
Obyśmy dzisiaj na pasterkach usłyszeli takich kaznodziejów.
24. 12. 2014