Choć anegdota była sportowa i nastrój w kaplicy po nieszporach imieninowych pogodny, to przesłanie zawarte w krótkich słowach Ks. Bpa Mirosława stało się dla mnie okazją nie tylko do osobistego rachunku sumienia. Ksiądz Biskup powiedział, że poza wylewaniem wody z przeciekającej kościelnej łodzi, trzeba – jak to poradził kiedyś K. Górski przegrywającym z Brazylią polskim piłkarzom – zacząć strzelać gole. Spokojnie doprowadzić do remisu, a potem jak starczy sił – wygrać.
Może dlatego poruszyły mnie te słowa, że irytuje mnie defensywna postawa wielu ludzi Kościoła w Polsce, w tym księży komentujących kryzys w studiach telewizyjnych i radiowych, którzy ograniczają się do wylewania wody z przeciekającej barki kościelnej. Żeby było jasne, także widzę kryzys; wodę trzeba wylać, grzechy odpokutować, przecieki polikwidować. W naszym – polskim - wypadku wiąże się to tak samo z refleksją nad zaniechanymi reformami w Kościele, jak i z wysiłkiem zrozumienia znaków czasu, które daje nam Jezus.
Słowa Księdza Biskupa poruszyły mnie też dlatego, że usłyszałem je tuż po powrocie z Częstochowy, gdzie odbywała się 44 Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu Światło Zycie. Okazją do spotkania było 40 - lecie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W auli O. Kordeckiego, gdzie zebrało się ponad tysiąc osób z Polski i świata, nie było pesymizmu. Zobaczyłem tam ludzi wolnych i wyzwalających - pod takim hasłem odbywała się Kongregacja członków Oazy, zjednoczonych tak samo serdeczną pamięcią o ks. F. Blachnickim, jak i podejmujących rzeczywiste wyzwania społeczno-religijne.
Trzy główne referaty poświęcono refleksji nad współczesną obroną prawdy, trosce o ekologię ludzką i przeciwdziałaniu skutkom ideologizacji ludzkiej płciowości (gender, homoseksualizm, pornografia). Siedząc w wypełnionej po brzegi Auli Kordeckiego i patrząc na błogosławione skutki oddziaływania ks. F. Blachnickiego, jednego z największych polskich księży po II wojnie światowej, czułem ewangeliczną moc polskiego katolicyzmu. Piszę ewangeliczną, ponieważ nie płynęła ona z układów politycznych, partyjnych czy społeczno-kulturowych.
O. Kordecki i ks. Blachnicki wyrośli z zakorzenionego głębiej niż zdaje się niektórym polskim ateistom podglebia chrześcijańskiego. Z drugiej strony nie stworzyły ich cieplarniane warunki społeczne. Stawali na wałach Jasnej Góry, kiedy oblegali ją Szwedzi lub komuniści. Owszem, dzisiejszy przeciwnik - kultura materializmu, konsumpcji i ateizmu - wcale nie jest przeciwnikiem łatwiejszym. Niemniej duch Kordeckiego i Blachnickiego czegoś nas przecież nauczył. W Częstochowie czuć to może bardziej niż gdziekolwiek indziej.
Przed Oblicze Jasnogórskiej Matki ciągną wszyscy zarażeni polskością i wiarą. Przynoszą Maryi nie tylko osobiste troski, ale także owoce społeczno-religijnych wysiłków w polskich parafiach i diecezjach. Szkoda, że planujący duszpasterstwo w Polsce nie wsłuchają się w te wszystkie inicjatywy, o których codziennie słyszymy podczas Apelu Jasnogórskiego. Także 44 Kongregacja przeszła bez większego echa. A przecież wspomniany program Kongregacji: wolni i wyzwalający zasługuje na najwyższą uwagę. Razem z troską o Kościół domowy, nota bene najprężniej rozwijające się dzieło Oazy, mógłby być świetnym ukonkretnieniem programu duszpasterskiego w Polsce.
Z takim programem i takimi świeckimi, jakich spotkałem w Częstochowie, rosną katolikowi skrzydła. I nie chodzi o płytkie samozadowolenie czy nie daj Boże pychę. Chodzi o głębokie przekonanie, że tak realizuje się nowa ewangelizacja, tak w nowej kulturze za naszych dni można bronić nowego człowieka, zagrożonej polskiej rodziny, Ojczyzny podzielonej przez waśnie i spory. Na Jasnej Górze nikogo się nie wyklucza, ale też nikogo nie prosi o pozwolenie bycia katolikiem także w przestrzeni publicznej.
Zawsze, kiedy tam jestem, widzę ludzi przybyłych zarówno z odległych duchowo regionów Kościoła, jak i autentycznie wzruszonych spotkaniem z Maryją. Ci pierwsi ukradkiem, trochę niepewnie, spoglądają na obraz, ci drudzy prezentując całą gamę polskiego katolicyzmu, próbują – taką mam nadzieję - iść za Kordeckim i Blachnickim.