Płomienie unoszące się nad Notre-Dame parzyły mnie niemal fizycznie, prowokowały wściekłość i gdzieś tam w głębi serca budziły echo żalu do Pana Boga. Piekły mnie wszystkie zakamarki ciała, ponieważ w bezlitosnych płomieniach ginęły te wszystkie kościoły, w których zostawiłem cząstkę siebie, ale też wziąłem z nich wszystko, co budowało moją kapłańską i chrześcijańską tożsamość, gdzie odprawiałem Msze święte, głosiłem rekolekcje, chrzciłem dzieci, gdzie przyklękałem przed Najświętszym Sakramentem, począwszy od parafialnego kościoła w Rzewniu aż do naszej płockiej Bazyliki Katedralnej, gdzie jeszcze rano w poniedziałek Wielkiego Tygodnia siedziałem w konfesjonale.
Może dlatego wchodząc do płockiej świątyni w tym Wielkim Tygodniu chciałem ciągle pytać Księdza Proboszcza, czy aby tam na górze wszystko zabezpieczone? Wiem, ze nie przed wszystkimi złymi zbiegami okoliczności można się zabezpieczyć, ale przecież słuchając wiadomości z Francji, wydaje się, że tamtejsza państwowa opieka nad kościołami – najdelikatniej mówiąc – pozostawia wiele do życzenia. A i u nas, ileż to polskich kościołów w ostatnich latach zostało narażonych na nieszczęście z powodu beztroski gospodarzy.
No i wreszcie ten z zakamarków podświadomości płynący niepokój, związany od dzieciństwa z lękiem przed żywiołem ognia. Nawet nie wiem, skąd się to u mnie bierze; nigdy nie palił się mój dom rodzinny, nie przeżyłem pożaru w Seminarium, niemniej zawsze z wielkim poruszeniem serca śpiewam ten werset suplikacji, gdzie jest prośba, aby Bóg obronił nas od powietrza, głodu, ognia i wojny. Mijają lata życia, wydaje się, że dawno wyrosłem z dziecięcej niepewności, rozwija się technika, Europa i Polska się sekularyzują, coraz rzadziej przyzywając Boga w czasie kataklizmów, a w płomieniach nad Notre Dame słyszę mój żal do Boga, dlaczego dopuszcza taki znak na nas.
W następnych dniach po pożarze zaleje nas fala tłumaczeń tego znaku. Nie chce mi się nawet wspominać komentarzy politycznych, słyszalnych także u polskich zwolenników oddzielenia Kościoła od państwa - zaprawionych ateistyczną nienawiścią do wiary i ludzi wierzących. Zdumiewa jednak ilość głosów zsekularyzowanych, jakby niezdolnych do dostrzeżenia wymiaru sakralnego w płonącym kościele. We francuskiej telewizji, pokazującej pożar, w pierwszej godzinie nie padło bodaj ani jedno zdanie o sakralności tego budynku, mowa była o zabytku kultury, milionach turystów, ceremoniach świeckich, jakie tu się odbywały.
Nadzieję nieśli młodzi ludzie, którzy stali obok płonącej Katedry z modlitwą na ustach. Garstka ich co prawda, ale wiem, ze Bóg liczy na ich wiarę, zapał ewangelizacyjny i jasne stawianie sprawy w tym dziwnym ustroju, gdzie wrogi rozdział Kościoła od państwa pozwala na obojętne przyglądanie się płonącym kościołom, ich niszczenie z braku funduszy. Tylko w tym roku paliło się kilkanaście innych kościołów we Francji, o czym do niedawna było cicho. A remont Notce - Dame odwlekano kilkadziesiąt lat z powodu braku pieniędzy. Teraz w obliczu tragedii wylewa się krokodyle łzy, ale - jak mówi Chantal Delsol – emocje z powodu pożaru Notce Dame nie mają nic wspólnego z duchowością. Macron i jego ludzie nigdy nie będą się modlić.
W tym kontekście z uwagą przeczytałem wywiad z abp. E. de Moulins-Beaufort, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Francji. Mówi - teologicznie rzecz ujmując - bardzo piękne rzeczy; o odbudowie jako metaforze Zmartwychwstania, o Katedrze jako miejscu, gdzie ludzkość odzyskuje pamięć, o spalonej iglicy jako palcu Bożym skierowanym w stronę Boga i jednocześnie jako piorunochronie przyciągającym łaskę Boga. Jest też o tym, że nasza wiara to nie miejsce i nie budynek, ale ciało Zmartwychwstałego, a prawdziwą świątynią jest każde istnienie ludzkie.
Z pewnego rodzaju nieśmiałością Arcybiskup wspomina – jakby przeczuwając nadchodzące zarzuty, że może lepiej dać pieniądze na biednych niż odbudowę - że przecież Katedra służy i biednym. Wyraża przy tym nadzieje, że Francuzi posiadają tę głębię ducha, której nie sposób odkryć w hedonizmie. Mówi wreszcie, że ich dziedzictwo rewolucyjne nie musi zatrzeć dziedzictwa chrześcijańskiego.
Przy odbudowie Katedry zobaczymy, czy i jak będzie się to wszystko łączyło, odkrywało i w końcu realizowało. Zakładając, że laicka Francja nie odważy się zsekularyzować odbudowywanej Katedry, będzie musiała przemyśleć swój stosunek do chrześcijaństwa, przynajmniej na tym fragmencie Wyspy na Sekwanie, gdzie stoi Katedra Notce - Dame.
Pozostaje jednak pytanie – jak to zrobić - kiedy człowiek już się nie modli?