Jaki ten mój Kościół jest mądry – pomyślałem - czytając o kolejnym przygotowaniu do pieszej pielgrzymki częstochowskiej oraz o otwarciu ponad stukilometrowego odcinka Szlaku św. Jakuba, między Dobrzyniem nad Wisłą w diecezji płockiej a Kruszwicą. Nowo otwarty odcinek polskiego camino, tradycyjnie oznaczonego charakterystyczną muszlą, wchodzi w skład liczącego około 6 tysięcy km polskiego odcinka międzynarodowego szlaku.
Szlak św. Jakuba to szlak duchowej odnowy, poszukiwań wewnętrznej harmonii, spotkań z ludźmi i z Bogiem. Oznakowane muszlą miejsca tego szlaku tworzą przecinającą całą Europę sieć dróg, prowadząc do Santiago de Compostela, gdzie na pielgrzymów czeka finał zmagań – modlitwa u grobu św. Jakuba Apostoła. Niewątpliwie to pielgrzymowanie zasadniczo różni się od masowej konsumpcji turystycznej, gdzie tysiące sezonowych urlopowiczów fotografują się na tle pomników, wodospadów, starożytnych ruin, przy okazji zadeptując góry, starożytne fora, pomniki przyrody.
Mój Kościół płocki jest mądry, ponieważ nie zaniedbał pielgrzymki do Częstochowy, pielgrzymek z licznych parafii do Skępego na Matkę Boską Siewną czy innych sanktuariów maryjnych. Nie umarła - Bogu dzięki - nocna pielgrzymka ze Skępego do Obór, co więcej powstają nowe inicjatywy pieszych pielgrzymek do Działdowa, organizowanych czy to przez duszpasterzy młodzieży czy przez poszczególne ruchy i stowarzyszenia religijne. Mądrzy duszpasterze proponują połączenie tego co cielesne, z tym co duchowe, wysiłku ciała z oczyszczeniem serca. Na tym zasadza się też powodzenie ekstremalnych dróg krzyżowych.
Wiem, że w moim Kościele istnieje też wielki zmechanizowany ruch pielgrzymkowy, organizowany przez parafie i biura turystyczne, którego celem jest Ziemia Święta i znane sanktuaria na całym świecie. Mam nadzieję, ze biorący w tym udział pielgrzymi z prawdziwego zdarzenia nie tylko odróżniają się od zbieraczy wrażeń turystycznych, ale poprzez modlitwę, pokutę i nawrócenie pątnicze doznają duchowego odrodzenia, o które tak naprawdę chodzi także współczesnemu zsekularyzowanemu wędrowcowi.
Świadczy o tym fenomen tzw. mikrowypraw jako sposobu na życie, o których czytam w najnowszym numerze Znaku (2019, nr 770-771). Mikrowyprawy wypromował wśród mieszczuchów prawie dziesięć lat temu brytyjski podróżnik Alastair Humphreys. Są to tanie, proste, krótkie podróże, które można podjąć na podmiejskim szlaku turystycznym, posiedzieć na trawie, przenocować w śpiworze pod gołym niebem. Można wtedy oglądać świat taki jaki jest., w niespiesznym rytmie mikrowędrówki.
Wydaje mi się jednak, że chodzi o coś więcej. J. Kornhauser sugeruje, że bycie w nieustannym ruchu pozwala nie myśleć o jakimkolwiek końcu, ponieważ „nic się nie kończy,/ nie kończy się niebo,/ nie kończy się ziemia, nie kończą się drogi, lasy i morza./ Dlatego idź przed siebie,/ licz powoli kroki. Redakcja Znaku poprzestaje na liczeniu kroków. Jedynie 84 letni L. Herz, aktor i krajoznawca, zaznacza, że „czasem wycieczka bywa też modlitwą, podzięką, że mogę iść” (tamże, s. 11.17). Podczas wędrówki pielgrzymiej czuje się dotyk wiatru, smak ziemi i chleba ofiarowanego przez brata, liczy kroki oraz spogląda poza ziemskie wędrowanie, które wcześniej czy później jednak się kończy.
Nowo otwarty odcinek Szlaku Jakubowego w Polsce wiedzie z Dobrzynia nad Wisłą w diecezji płockiej do Kruszwicy na Kujawach, położonej nad jeziorem Gopło, leżącej na historycznym „szlaku bursztynowym”. Ponad sto kilometrów drogi oznaczono tradycyjnie zwróconą do góry muszlą ze strzałką wskazującą kierunek kościoła, do którego się wędruje. Tam mogą spotkać Wędrującego do Emaus Jezusa także ci, którzy podczas mikrowypraw liczą tylko kroki.