Mam nadzieję, że gdzieś w zaciszach gabinetów poważnych analityków szuka się przyczyn, które dezintegrują Unię Europejskiej. Wierzę, że dostrzega się tam istotniejsze przyczyny niż te, które serwują nam dyżurni wyznawcy tzw. demokracji liberalnej. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, przegrana Hilary Clinton w Stanach Zjednoczonych, perspektywa dojścia do władzy radykalnej prawicy, przeciwnej Unii, w kilku państwach europejskich, choć wywołuje panikę, to – jak na razie - nie pobudza do samokrytycyzmu. „Wyborców Trumpa, Brexitu, ale także PIS zbliża podobne postrzeganie polityki i rządzących nią mechanizmów. Globalne powiązania krajów oraz instytucji, często trudne do zrozumienia, tworzyły podatny grunt do rozpowszechniania się różnej maści teorii spiskowych. Już nie półprawdy, niedomówienia, lecz zwykle kłamstwo stało się zjawiskiem codziennym w polityce. Bronią, którą populiści walczyli ze swymi oponentami” (Lena Kolarska Bobińska).
Winni są więc populiści. Irytuje mnie to słowo, mało w nim treści, a dużo pogardy dla poglądów ludu. Winne ponadto są media elektroniczne, przebiegłość prawicowych dziennikarzy, niewykorzeniona plemienność narodowo - kibolska, no i ten zagadkowy dla liberalnych demokratów w Polsce wzrost postaw prawicowych wśród młodzieży. Niektórzy wspominają nieśmiało o zaniku tabu i anomii. T. G. Ash tłumaczy np. że globalizacja i europeizacja doprowadziły do szybkich zmian społecznych: liberalizacji obyczajów, małżeństw homoseksualnych, masowej imigracji. A tego ludzie z wiejskiej, południowo-wschodniej Polski, północnej Anglii czy Pasa Rdzy, rdzenni populiści, już nie mogą strawić.
Oświeceni liberałowie, to co innego, wszystko trawią, choć są bezradni wobec rozpadu zjednoczonej Europy. Co najwyżej pocieszają się, że ów rozpad – żeby odwołać się do porównania T. G. Asha - nie nastąpi równie szybko jak upadek Cesarstwa Rzymskiego. Czy więc machnąć ręką, zająć się polskim duszpasterstwem, ewentualnie polskimi kłótniami? Niech ów europejski statek, na którym kapitan i kucharz zamienili się rolami, dopłynie do swego przeznaczenia. Bardziej interesują się tam menu niż celem podróży. Pokusa spojrzenia na to z góry jest w naszym Kościele wcale niemała. Ile troski o losy Unii znajdziecie w pracach Akcji Katolickiej, Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej, Kościoła Domowego? Gdzie są owe centra katolickiej nauki społecznej, w których namiętnie dyskutuje się na te tematy?
Co jednak zrobić z dziedzictwem R. Schumana, K. Adenauera, A. De Gaspariego? Czy można zapomnieć o słowach Jana Pawła II z maja 2003 r., kiedy ważyły się losy polskiego referendum w sprawie wejścia Polski do Unii? Papież wtedy mówił: ”Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił (…). Muszę jednak podkreślić, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączyć się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji”.
Powie ktoś, że właśnie tej tradycji boją się liberalni demokraci jak diabeł święconej wody. Powinni jednak już dostrzec, że to w niej znajdą autentycznych obrońców jedności europejskiej To na ogół politycy europejscy, którzy mają jeszcze coś wspólnego z chrześcijaństwem (Merkel w Niemczech, Fillon we Francji) skuteczniej przeciwstawiają się radykalnym zwolennikom dezintegracji. Na naszych oczach widzimy skutki sporu dwóch wizji Boga i człowieka w Europie, w konsekwencji skutki dwóch filozofii społecznych, które rywalizują w Europie od 200 lat. Poobijane chrześcijaństwo europejskie ma jednak więcej integracyjnej siły duchowej niż zarozumiały racjonalizm ateistyczny.
Byłoby małodusznością, gdyby chrześcijanie europejscy obrazili się na zjednoczoną Europę, choć ta - prawdę powiedziawszy – żyjąc dzięki chrześcijaństwu, ostro je zwalcza. Gra idzie o większą stawkę, której był świadom Jan Paweł II w cytowanym wcześniej przemówieniu: „Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków, Polska potrzebuje Europy. Od unii lubelskiejdo Unii Europejskiej! To jest wielki skrót, ale bardzo wiele się w tym skrócie mieści wielorakiej treści”.
Wspaniałą ilustracją proroczych słów Świętego Papieża jest tegoroczny laureat nagrody im. Gedroycia, Myroslaw Marynowycz, prorektor Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. Pytany o film „Wołyń” i pojednanie polsko-ukraińskie tak odpowiada: „Z moimi kolegami zrobiłem wiele, żeby ta kwestia była po chrześcijańsku rozwiązana. Zorganizowaliśmy w Łucku konferencję (…), zajmowaliśmy się cmentarzem Orląt Lwowskich, modliliśmy się razem, a w specjalnym liście skierowanym do polskiego narodu prosiliśmy o przebaczenie. Chcę wraz z polskimi przyjaciółmi prowadzić dialog w duchu miłosierdzia i pracować dla porozumienia” (Rzeczpospolita, 2016, nr 281) ).
Tacy ludzie ocalą Europę.