Nie wiem, ilu moich kolegów księży, mówiących
kazania w ostatnią niedzielę, wpadło na pomysł, aby powiedzieć kazanie o teściowej.
Przypomnę, że Ewangelia z V niedzieli zwykłej (rok B) opowiada o tym, że „Jezus po wyjściu z synagogi poszedł z Jakubem
I Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz
powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę, podniósł. Gorączka
ja opuściła i usługiwał a im.” (Mk 1, 29 – 30).
Kilka genialnych w swej prostocie zdań. Jak
wielu z nas po sumie, Jezus z dwoma uczniami, przychodzi z synagogi do domu Piotra.
Są głodni, żona Piotra przygotowała obiad, ale skarży się, że choruje jej matka.
Nie wiem, czy wstawiał się za nią Szymon, ale na pewno jego teściowa czuła się w
domu kochana, potrzebna, ważna.
Niestety, znam wiele domów, w których teściowe
są izolowane, wyszydzane, poniewierane, czasami straszone. Nie twierdzę, że teściowe
są zawsze bez winy. Ważniejsze jest jednak to, że wobec wielu teściowych, a i teściów,
narosły pokłady przemocy psychicznej, moralnej a czasem i fizycznej. Współczesna
kultura świecka rozwiązuje problem albo w kabarecie (setki dowcipów o teściowych)
albo poprzez zwyczajną ich izolację, zwiększając przez to osamotnienie i cierpienia
osób w podeszłym wieku.
Kazanie o teściowej w czasie tej niedzieli
byłoby dobrą okazją do zastanowienia się, w jaki sposób my katolicy praktycznie
odpowiadamy na wszystkie oskarżenia o tolerowanie przemocy w rodzinie. Fala cynizmu
przelała się przez liberalne media w związku z ratyfikacją Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Tymczasem w Konwencji nie tylko nie wspomina o teściowych, ale nie ma ona żadnych
narzędzi do zapobiegania samotności, goryczy czy bezradności.
Nie twierdzę, że prawo nie jest przydatne
w zwalczaniu przemocy. Cierpienia teściowych pokazują jednak, że nasze rodziny potrzebują
pozytywnej mocy duchowej, troski o budowę relacji międzypokoleniowych, sztuki przebaczania
i mediacji, braterskiej pomocy wspólnot sąsiedzkich. Żywe wspólnoty parafialne,
które przecież czasami nazywamy rodzinami parafialnymi, stanowić powinny naturalne
zaplecze do takiej pracy. To one powinny uzupełniać posługę spowiedników, wysłuchujących
tyle skarg ludzi starszych.
Czy naprawdę musimy poddać się owemu - strasznemu
przecież - indywidualizmowi kultury liberalnej, który najpierw izoluje pokolenia,
wysusza wspólnoty, rozbudowuje domy starców, śmieje się z teściowych. Potem, patrząc
na skutki swego egoizmu, tworzy Konwencje
i jest dumny, że zapobiega przemocy.
Pisząc to, mam jednak wątpliwość, czy czasami
nie za szybko zrzucamy winę na liberalizm, współczesną kulturę, warunki życia. Co
dzieje się z naszą chrześcijańską mocą społeczną, że tak łatwo poddaje się duchowi
czasu. Ile razy widzę – np. w programie pani Jaworowicz – zapiekłe kłótnie w domach,
gdzie pełno obrazów religijnych, zdjęć Jana Pawła II i krzyży, robi mi się smutno.
A swoją drogą, jaka to musi być desperacja,
żeby kłócić się w rodzinie na oczach całej Polski. Jest mi wstyd i coraz częściej
wyłączam telewizor.
9. 02. 2015.