W gorących tygodniach dyskusji parlamentarnych o reformie sądownictwa w Polsce, zwłaszcza po zawetowaniu przez Prezydenta ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, zatrzymywały mnie na ulicy pobożne kobiety, zwolenniczki zresztą dobrej zmiany, które ze łzami w oczach pytały: co teraz będzie. To się powtarza zawsze, kiedy politycy powołujący się na wartości chrześcijańskie, zaczynają się tak kłócić, że grozi to skandalem lub kolejną zmarnowaną szansą na rozsądne rządzenie.
Nigdy nie lekceważę tych głosów, zresztą są one echem wielu spowiedzi, w których wierni nie tylko spowiadają się z gniewu na polityków, ale często dzielą się własnymi przemyśleniami o dobru wspólnym. Nie wiem, jak radzą sobie z takimi spowiedziami moi bracia kapłani, ale przecież dwoma najgorszymi sposobami zachowania byłoby pobożne zagadanie problemu lub też rozwiązywanie wątpliwości sumienia według instrukcji partyjnych..
Ten drugi przypadek ma miejsce wtedy, kiedy sam spowiednik nie stara się naświetlić problemu z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej, ale zadawala się oceną partyjną. Jako obywatel ma on prawo do takiej czy innej sympatii partyjnej, niemniej nie może zapomnieć, że w konfesjonale, tak jak na ambonie, nie reprezentuje partii, ale Jezusa Chrystusa. Pokusa lenistwa duchowego i intelektualnego będzie mu podpowiadać, że nie trzeba angażować Jezusa Chrystusa do spraw politycznych. Przecież sprawy sądownicze, żeby odnieść się do ostatnich gorąco dyskutowanych problemów w Polsce, są tak skomplikowane, że lepiej zostawmy je politykom, zwłaszcza tym powołującym się na wartości chrześcijańskie, chodzącym do kościoła, znanym z pierwszych miejsc na nabożeństwach.
Można to jeszcze wzmocnić tezą, że rolą Kościoła nie jest wspieranie czy obalanie demokratycznie wybranej władzy, zastępowanie polityków, wyręczanie obywateli, wchodzenie w rolę mediów, społeczeństwa obywatelskiego czy organizacji eksperckich (S. Sowiński). Jeśli tak, to dlaczego kobiety katolickie płaczą, wierni pytają w konfesjonale? Dlaczego Akcja Katolicka milczy, a dziesiątki ruchów religijnych katolickich są wprost impregnowane na problemy społeczne?
W ten sposób na naszych oczach więdnie katolicka nauka społeczna łącznie z tzw. „niepolityczną politycznością” (ks. P. Mazurkiewicz). Ta ostatnia powinna na każdym etapie i poziomie życia wspólnotowego ukazywać, tak lewicy jak i prawicy, społeczne i polityczne konsekwencje Dekalogu, Kazania na Górze, Hymnu o miłości św. Pawła i tylu wspaniałych źródeł naszej moralności społecznej. Symptomatyczne jest to, że łatwiej nam określić się wobec polityków o zdecydowanie niechrześcijańskich przekonaniach, propagujących rozwiązania jaskrawo niezgodne z podstawami katolickiej nauki społecznej. Jakże łatwo i szybko zgłaszamy wtedy sprzeciw.
Nie zmusza to jednak do budowania pozytywnego programu, który jest potrzebny, gdy katolicy dochodzą do władzy. Ponieważ na świecie jest tak mało katolickich programów rządowych, to i katolicka nauka społeczna pozostaje na poziomie ogólnych zasad. Dlatego tak ważny jest obecny czas w polskiej polityce i taką wagę przywiązuję do dyskusji o konstytucyjności reformy sądowej, kiedy dwa ośrodki wladzy, firmowane przez chrześcijan, mają odmienne propozycje reformy.
W takiej sytuacji oczekuję, aby chrześcijańscy politycy zdali sobie jednak sprawę ze swojej odpowiedzialności wynikającej z przynależności do Kościoła. Duchowni jeśli chcą im pomóc, niech nie tyle deklarują się w środkach masowego przekazu jako ulubieńcy takiej czy innej koterii politycznej. Niech nie poprzestają na banałach schlebiających tej czy innej stronie sporu. Raczej niech codziennie robią rachunek sumienia z gotowości rezygnacji z przywilejów spływających ze stołu władzy. Niech przypominają sobie zasady katolickiej nauki społecznej i wyciągają wnioski z naśladowania Jezusa Chrystusa w wypełnianiu funkcji prorockiej, kapłańskiej i królewskiej, niezależnie od tego czy będzie to mała wiejska parafia czy wielka diecezja..
Z tego punktu widzenia niepokojące jest, że w dyskusji na temat reformy sądownictwa w Polsce nie wyrazili swojego zdania nie tylko przedstawiciele KNSu, ale także Wydziałów Prawa na uczelniach katolickich Nie wiem, dlaczego milczy Ordo Iuris, wspomniana już Akcja Katolicka czy liczne stowarzyszenia teologów. Czy sprawa jest zbyt trudna? Czy nie mamy ludzi kompetentnych tak samo w prawie, jak i uczciwych w sumieniu? Czy ci ludzie tak bardzo różnią się w swoich poglądach, że jako katolicy nie potrafią wypracować katolickiego stanowiska?
Wszystko to nieprawda. Mamy takich ludzi. Śledząc deklaracje samego Prezydenta, artykuły A. Grajewskiego, argumenty byłego wiceministra sprawiedliwości, M. Królikowskiego, czy innych znanych prawników i uczciwych katolików, mogę wyrobić sobie zdanie, które pozwala mojemu sumieniu podejmować decyzje. Czy mogę je jednak prezentować w konfesjonale, na katechezie, w dyskusji publicznej?
Do tego potrzebny jest jednak głos moich biskupów. Dlatego niezmiernie wdzięczny jestem ks. abp. Stanisławowi Gądeckiemu za krótki wykład katolickiej nauki społecznej, jaki znalazł się w liście do prezydenta A. Dudy z 24 lipca 2017. Jak ważne jest przypomnienie nauki nie tylko Leona XIII, ale przede wszystkim Jana Pawła II z „Centesimu annus” (1991). Niech nikt nie mówi, że to tylko teoria, gładkie hasła, że polityka wymaga natomiast odwagi, podejmowania decyzji, ryzyka, konkretnych rozwiązań. Jeśli polityka ma być rozsądną troską o dobro wspólne, to nawet jako sztuki możliwego nie można jej odciąć od jakości charakteru polityków, ich cnót lub wad, kompetencji zawodowych, prawości ich sumień, uformowanego na podstawie obiektywnych zasad moralnych.
Jakie to wielkie szczęście, ze są w Polsce politycy, przyznający się do wartości chrześcijańskich; jaki to wielki kapitał, że tylu ludzi wiary codziennie się modli za nich, często ofiarując cierpienia za ojczyznę. I jak dobrze, ze nasz Episkopat coraz częściej zabiera glos w sprawach politycznych.
Jaki to jednak byłby grzech, gdyby ludzie prości musieli płakać z powodu niechrześcijańskich decyzji katolickich polityków.