Starość zaciąga jak jesień, czasami jak tegoroczna
złota polska jesień, ale bywa przecież dżdżysta, pochmurna, szara. Chyba tak ją
widzi 85 letni K. Kutz, który ostatnio wyznał: Człowiek nie lubi mówić o sobie źle, a innej wersji starości nie ma.
Starość jest okropna, obrzydliwa nieestetyczna. Oznacza, że już nigdy nie
będzie fajnie i że już nigdy nie będziemy fajni. Ludzie od tej świadomości
próbują uciec, ale to jest oszukiwanie samego siebie.
Ludzie mądrzy nigdy nie próbują uciec od
tej świadomości, chociaż tak łatwo nie uogólniają jak czyni to Kutz. Przyznajmy
jednak, że ludziom wierzącym zdarza się powtarzać, iż co jak co, ale starość się Panu
Bogu nie udała. Pewnie wryły im się w pamięć słowa Koheleta ze Starego
Testamentu: Młodość jak zorza poranna szybko
przemija (…) marność nad marnościami (…) marność nad marnościami - wszystko
marność (Koh 11,10; 1,2). Nie zapomniał o tych słowach również Jan Paweł II
w pięknym Liście – do moich Braci Sióstr
– ludzi w podeszłym wieku (1999 r.).
Papież miał 78 lat, kiedy napisał swój List. Pan Bóg nie oszczędził mu trudów i
cierpień w starości, dlatego nieobcy był mu - jak to ujmuje - wolny od złudzeń realizm Koheleta. Nie
ten realizm więc różni Kutza i Jana Pawła II. Obaj zresztą podjęli wyzwanie starości.
Pamiętamy jak heroicznie znosił swoją chorobę w starości Jan Paweł II. K. Kutz
również próbuje trzymać gardę. Starości
– jak twierdzi - trzeba się uczyć.
Przeżywa się ją tak intensywnie jak młodość, tylko à rebours. W młodości i
starości wciąż trzeba zdobywać nowe umiejętności. Tyle że w młodości człowiek gna
do przodu, a w starości walczy, żeby się nie cofać za bardzo. W młodości wszystko
jest nadzieją, w starości lękiem.
Podejście do lęku w starości różni Jana
Pawła II od K. Kutza. Śląski Reżyser wyznaje, że wcześnie stracił wiarę ( bo
artysta nie może do nikogo należeć); życie jest jego własnością, traktuje siebie
jak utwór i sam zamierza postawić w tym utworze ostatnią kropkę. Dla Jana
Pawła II to wiara rozjaśnia tajemnicę śmierci.
Ona opromienia swym światłem starość,
która nie jest już postrzegana i przeżywana jako bierne oczekiwanie na moment
unicestwienia, al e jako zapowiedź rychłego już osiągnięcia pełnej dojrzałości.
Lata te należy przeżywać w postawie ufnego zawierzenia Bogu, szczodremu i
miłosiernemu Ojcu.
Jakaż tu otwiera się perspektywa duszpasterskiej
troski o ludzi w podeszłym wieku, których zresztą przybywa w naszych
kościołach. Pogłębienie ich życia duchowego nie tylko przez usilniejszą
modlitwę, ale i gorliwą służbę braciom, pozwoli wykorzystać ich pamięć (strażnicy pamięci zbiorowej), docenić
osiągnięcia, choćby na uniwersytetach trzeciego wieku, obronić przed zgorzknieniem,
a nawet lękiem. Lęk nie omija i wierzących. To przecież do chrześcijan św.
Cyprian kierował słynny wyrzut: jak
opornych niewolników wiodą nas w smutku i rozżaleniu przed Pana. A nadto oczekujemy
nagrody wiecznej od Tego, do którego tak niechętnie idziemy. Dlaczego w
częstych modlitwach prosimy, aby rychło nadszedł dzień królestwa, jeśli naszym
gorącym pragnieniem i wielkim życzeniem jest służyć tutaj raczej diabłu, niż
królować z Chrystusem (Traktat o śmierci).
Jeśli chcecie w myśleniu o starości - czy
tym bardziej jej przeżywaniu - poczuć ciepły powiew polskiej złotej jesieni, przeczytacie
raczej List Jana Pawła II. Po przeczytaniu wywiadu z K. Kutzem, może człowieka ogarnąć
zimny dreszcz.
A swoją drogą, jaki
to piękny tytuł ludzie w podeszłym wieku.
7. 12. 2014.