Warto śledzić dyskusję, jaka toczy się po ujawnieniu seksistowskich zachowań hollywoodzkiego producenta, Harveya Weinsteina, ale przecież nie tylko jego. Lista celebrytów molestujących kobiety okazuje się długa. Sięga np. takiej instytucji jak Parlament Europejski, w której czego jaki czego, ale wiedzy na temat seksualności nie brakuje. Trudno podejrzewać, że instytucja ta jest przesiąknięta – jak w Polsce - „seksualnymi zabobonami katolickimi”, gdzie - według radykalnych feministek - w szkolnym wychowaniu do życia w rodzinie królują same stereotypy i katolicka ideologia.
Ale w Parlamencie Europejskim? Tym bardziej szokujące jest ponad 30 oskarżeń o gwałt, fizyczny atak i molestowanie, złożone zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn za pośrednictwem zapewniającego poufność formularza umieszczonego na stronie politico. Liczba wszystkich zgłoszeń, dotyczących także innych instytucji w Brukseli, przekroczyła sto. Od 2002 roku unijne prawo głosi, że molestowanie seksualne jest dyskryminacją dokonywaną według kryterium płci i jako takie jest zakazane. Artykuł 12a Kodeksu pracowniczego UE wymaga od unijnych urzędników, by powstrzymali się od jakiejkolwiek formy psychicznego lub seksualnego molestowania, które jest definiowane jako "zachowanie związane z seksem, które jest niechciany przez osobę, wobec której jest skierowane i które może być obraźliwe dla tej osoby lub tworzyć zastraszającą, wrogą, obraźliwą lub napiętą atmosferę".
Co więc robić? Może niech jedzie tam supermodelka Anja Rubik, promująca inicjatywę, w ramach której rysowniczka opowie o masturbacji, aktorka o pigułce <dzień po>, piosenkarka zachęci do wizyty u ginekologa. Całość będą promowały „Wysokie Obcasy”, propagujące codziennie nowy filmik na temat seksu i antykoncepcji. Będzie oczywiście też mowa o tym, czego dziewczęta chcą. Bo przecież nie chodzi o to, aby świat był bez flirtów i napięcia, „bez świńskich dowcipów i perwersji, świat, gdzie przed randką spisuje się umowę w obecności prawnika, że można dotknąć tylko tu, pocałować tylko tam. Wystarczy równouprawnienie (…)” /Ewa Wieczorek/.
Pani E. Wieczorek z entuzjazmem pisze o Akcji #Me Too. Polega ona na tym, że znane kobiety nie tylko przyznają się do tego, że były molestowane, ale w szczegółach opowiadają o naruszeniu własnej intymności. Publicystka uważa, że akcja zadziała jak podwójny prysznic: lodowaty i ciepły. Lodowaty dlatego, że zmusi tysiące kobiet do przypomnienia sobie wszystkiego, czego doznały - od przykrości i dyskomfortu po śliskim dowcipie, niechcianym dotyku, aż po gwałt dokonywany przez kogoś bliskiego. Ciepły prysznic zmyje natomiast wstyd hamujący często przed powiedzeniem prawdy. Wstydzić się zaś powinni buce – jak nazywa molestujących mężczyzn publicystka. Są to na ogół „mężczyźni mający władzę, biorący siłą to, na co mają ochotę; owi obleśni wujkowie, obecni nie tylko w przestrzeni rodzinnej , ale także w szkole, w pracy, w sypialni”.
Nie mam nic przeciwko ujawnieniu skali i mechanizmów zła. Zdumiewa mnie tylko naiwność i hipokryzja liberalno-oświeceniowej walki z tym złem. Czy Weinstein jest bucem? Czy Polański gwałcący małoletnią dziewczynkę był także bucem? Czy Kuba Wojewódzki opowiadający kiedyś niewybredne dowcipy o Ukrainkach jest byłym bucem? Weinstein nie był tylko prostackim facetem uzależnionym od seksu, który w ukryciu molestował zastraszone kobiety. Jak pisze B. Hollender, żył w centrum świata filmowego, brylował na przyjęciach, tworzył niemoralną rozwiązłość hollywoodzkiej fabryki snów. Pracował dla niego cały sztab ludzi. Naganiacze podstawiali mu młode modelki, a prawnicy negocjowali z molestowanymi kobietami sumy pieniędzy mające zamknąć im usta.
Media – w tym także liberalne - od lat wiedziały o wszystkim. Milcząc budowały świat wyjątkowej obłudy i podwójnej moralności. Zresztą każdy z nas powinien uderzyć się w piersi. Na co dzień bierzemy w tym udział poprzez oglądanie niemoralnych filmów, przyzwalanie na pornografię i przymykanie oczu na prostackie świntuszenie w takich czy innych tabloidach, czasopismach czy programach telewizyjnych. Buc Weinstein, tak samo jak Polański i dziesiątki zdolnych, ale niemoralnych ludzi Hollywood, tworzył i korzystał ze struktury zła, gdzie seks odarty jest z miłości, gdzie wszystko jest na sprzedaż, gdzie nikt nie mówi o wstydzie i sumieniu, gdzie kobieta i mężczyzna zrobią wszystko, aby trafić do fabryki snów, przypominającej coraz częściej nierządnicę z Apokalipsy św. Jana. Nierządnica była ubrana w purpurę i szkarłat, ozdobiona złotem, a na czole miała wypisane imię: wielka Babilonia, matka nierządu i ohydy ziemi (por. Ap 17, 1- 17).
Póki co, nie zaniedbujmy teologii ciała i nowego feminizmu, których uczył nas Jan Paweł II. Spokojnie wykładajmy katolicką etykę seksualną, cierpliwie tłumaczmy jej sens radykalnym feministkom, w tym także katolickim, no i nie zapominajmy o słynnym radykalizmie Jezusa: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu popełnił cudzołóstwo” (por. Mt 5, 28). To chyba najlepsze lekarstwo na chorobę buca.