Z dumą przyglądam się papieżowi Franciszkowi, jak w swojej ciemnoszarej Hondzie Ballada pielgrzymuje wśród Kenijczyków. Czyni to dwa tygodnie po zamachu dżihadystów w Paryżu, na kontynencie, gdzie przecież także wiele nieszczęść sieją bracia muzułmanie. Osobiście codziennie modlę się, aby Franciszek wrócił cały i zdrowy z pielgrzymki do Afryki, zwłaszcza, że przed nami jeszcze pobyt w Republice Środkowoafrykańskiej i wizyta w słynnym meczecie w Bangi.
Wierzę, że papieska podróż do Afryki będzie – jak życzył sobie Franciszek - znakiem szacunku do wszystkich religii i umocnieniem przyjaźni między ich wyznawcami. O takiej perspektywie patrzenia na islam nie możemy zapomnieć my chrześcijanie, zwłaszcza w naszym przepowiadaniu, katechezie, dyskusjach sympozjalno-naukowych. Ostatnio uczestniczyłem w dwu sympozjach, podczas których katolicy, w tym także duchowni, gorąco dyskutowali o uchodźcach, islamie, naszym stosunku do muzułmanów, niebezpieczeństwach związanych z ich ewentualnym pojawieniem się w Polsce.
Zdumiało mnie, że katoliccy intelektualiści, zarówno duchowni jak i świeccy, chętnie przyjmują świecki punkt widzenia. Dobrze znają polityczne przyczyny destabilizacji sytuacji na Bliskim Wschodzie, orientują się w strukturach owego Państwa Islamskiego, którego rządcą jest krwawy Al. Bagdadi. Są w stanie zlokalizować sunnitów, szyitów i wahabitów w tych krajach, które są terenem wojny na Bliskim Wschodzie. Niektórzy mają imponującą wiedzę o interesach Turcji, Kurdów czy Arabii Saudyjskiej.
Nie krytykuję braci katolików za te wiedzę. Uważam wprost, że jest ona konieczna do tego, aby nasze religijne stosunki z islamem nie grzeszyły naiwnością, poprawnością polityczną czy owym moralizowaniem, które wylewa się z paplaniny telewizyjnej. Tak postępują ci laiccy Europejczycy, którzy przejmują się muzułmanami bardziej jako ludźmi pokrzywdzonymi niż religijnie aktywnymi. Trudno przecież uwierzyć, żeby laicka, republikańska Francja troszczyła się o rozwój islamu.
Ktoś powie, że to dobrze. Nieważny przecież jest w takiej sytuacji islam, ważniejszy jest człowiek. Otóż nie. Podejrzewam, że jednym z powodów niepowodzenia polityki asymilacyjnej w zsekularyzowanej Europie było dwuznaczne podejście do religii islamu. Przypomnijcie sobie wszystkie bluźnierstwa antyislamskie, wypisywane czy wymalowywane – np. karykatury Mahometa - w imię wolności republikańskiej. Teraz to ustało, ale przecież nie z szacunku dla religii, lecz ze strachu. Jako ludzie wiary nie możemy dopuścić do utożsamiania muzułmańskiego terroru politycznego z wojną religijną.
Nawet jeśli zbyt wielu muzułmanów na świecie niezbyt głośno protestuje przeciwko temu terroryzmowi, to przecież nie wszyscy go akceptują z racji religijnych. Dobrze zresztą pamiętać, że istnieje wielu radykalnych krytyków religii islamskiej wśród samych muzułmanów. Jakże w tym kontekście nie zauważyć słów Selima Chazbijewicza, współzałożyciela Związku Tatarów RP, byłego imama gminy muzułmańskie w Gdańsku. Twierdzi on, że islam ”jako wspólnota wiernych powinien totalnie zreformować swoje spojrzenie na Koran i sunnę. (…)Tekst Koranu nie jest tylko tekstem świętej księgi., jest także tekstem historycznym i tak go trzeba odczytywać, a nie jako dogmat na wieczność. Jego pierwotne, literalne przesłanie było adresowane do koczowników z VII w. Wtedy to przesłanie było postępowe. (…) W stosunku do współczesności ta ówczesna postępowość islamu ma się nijak, teraz islam jest całkowitym zacofaniem, ciemnotą.
Świat jest lata świetlne przed nami. Wszystkie te pustynne okrucieństwa trzeba usunąć z religii albo potraktować alegorycznie”[Gazeta Wyborcza, DF z 19 listopada 2015 r., s.19].
Przyznajmy, że nie jest to język Nostra aetate. Nie domagajmy się też, żeby takim językiem mówili współcześni papieże Oni w religii szukają czegoś więcej. Jako katolicy powinniśmy naśladować Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. Wszyscy oni szukają religijnego języka dialogu, z szacunkiem odnoszą się do religii, nie kwestionują dorobku Soboru Watykańskiego II (Nostra aetate nr 3), zachęcają do wspólnej czy choćby wzajemnej modlitwy.
W tym kontekście opatrznościowy okazuje się Dzień Islamu obchodzony w Kościele katolickim w Polsce od piętnastu lat. Niestosowne i niesprawiedliwe wydają mi się. krytyczne oceny nauczania Jana Pawła II przez znanych katolickich dziennikarzy w Polsce. Także nie na miejscu są te wszystkie filipiki wymierzane przeciwko Franciszkowi, który nie tylko naucza i modli się, ale ma odwagę jechać do Republiki Środkowoafrykańskiej, wejść do meczetu w Bangi i spotkać się z tamtejszym imamem.
Muzułmanom pozostawmy reformowanie ich religii. Polityków oceniajmy według zasad moralnych. Jako ludzie wiary poszukujmy także w islamie owego otwarcia się człowieka na Boga, z którego przecież zrodziła się ich religia.