Zaciekawiła mnie krótka notatka z „Gościa Niedzielnego” o tegorocznych obchodach
Dni Macieja Kazimierza . Sarbiewskiego w Rostkowie. Wspomniano tam o Hymnie, który
napisał Sarbiewski, urodzony nota bene na
Mazowszu 27 lat po śmierci Stanisława Kostki. Ze wstydem przyznam, że nie znałem
Ody
IV, zatytułowanej Do bł. Stanisława
Kostki, w której chrześcijański Horacy z Sarbiewa opiewał Błogosławionego Ziomka
z Rostkowa: „Do gwiazd
Olimpu zaliczony świeżo, /Jakież ci hołdy, o Kostko! należą?/ Tobie ołtarze budują
na świecie, /Tobie marmury, posągi i kwiecie// (…) Nie zawsze Bóstwo pełne majestatu/ W ognistych chmurach obwieszcza się światu;
/ Nie zawsze grzmoty nad naszemi głowy, /Nie zawsze piorun jest godłem Jehowy. /
/Często łaskawy ku poziomej sferze, / Kształty cichego baranka przybierze; /Gdzie
czystość lilii, gdzie serce dziewicze, /Pan się obleka w dziecię tajemnicze/”.
A
więc zadziwiająco szybko począł wracać Stanisław Kostka z dalekiego Rzymu na swoje
Mazowsze. Przekonująco ilustrują to księża: Wojciech Kućko, Jarosław Kwiatkowski
i Waldemar Turek w pięknie wydanym albumie Stanisław
Kostka. Święty z Rostkowa 1550 – 1568. W większości przedstawiają jednak historyczne
świadectwa, dokumenty, kaplice i kościoły związane z kultem św. Stanisława..
Jak
jednak ożywić to wszystko? Jak przedstawić Świętego pokoleniu, które dzisiaj dorasta
na Mazowszu, Kurpiach, Śląsku i Pomorzu. Jak sprowadzić – najlepiej z bratem Pawłem
– św. Stanisława na płockie festiwale nad Wisłą (audioriwer, reggaeland), do naszych
szkół, publicznych i prywatnych, do środków społecznościowych, jak umieścić go pośród
tych wszystkich tebletów i smartfonów, z którymi nie rozstaje się współczesna młodzież.
Bardzo mnie interesuje, jak by Stanisław reagował na depresje wielu swoich dzisiejszych
kolegów, jak pomagał przyjaciołom poranionym kryzysami swoich rodzin?
Marzy mi
się więc film o św. Stanisławie, który dowiadując się w Rzymie, jeszcze przed chorobą,
że do Pułtuska sprowadzeni zostali jezuici, koniecznie chce wrócić – np. jako jezuicki
nauczyciel - do Pułtuskiego Kolegium Jezuitów. A ponieważ marzenia się spełniają,
zwłaszcza po śmierci świętych, to Stanisław nie tylko wraca do ówczesnego Kolegium,
ale pomaga zrozumieć jezuicki system kształcenia w świetle dylematów współczesnej
polskiej szkoły. Osobiście prosiłbym go też o pomoc w znajdowaniu równowagi między
rozumem i wiarą, zwłaszcza u tych uczniów, którzy mają wątpliwości w wierze.
Jako jezuicki nauczyciel Stanisław trafiłby po
latach także do kolegium w Płocku, skąd już tylko mały krok do współczesnej Małachowianki, w której pamiątek po jezuitach
co niemiara. Nie tylko zresztą pamiątek, ale i talentów, ambicji, marzeń o karierach
i miłości; poszukiwania Boga i zwątpień, oszołomienia młodością i całkiem realnymi
pokusami współczesnego świata.
Wspomniany
wcześniej audioriwer na pewno podobałby
się Pawłowi, bratu Stanisława, dla którego znalazłoby się - oczywiście - miejsce
w filmie. Oczami wyobraźni widzę scenę, jak na płockim Tumach rozchodzą się drogi
obu braci. Paweł z butelką piwa schodzi nad Wisłę, Stanisław wstępuje do katedry,
gdzie słyszy śpiew Chóru Pueri et Puellae
Cantores Plocenses. Chór założyli Anna i Wiktor Bramscy, którzy potrafią nie
tylko zafascynować młodzież muzyką poważną, ale i tworzą środowisko wychowawcze,
którego nie powstydziliby się jezuici w najlepszych swoich kolegiach.