Na dyskusję o książce Zuzanny Radzik „Kościół kobiet”
jechałem do Warszawy z podwójnie motywowaną ciekawością. Po pierwsze, mieliśmy dyskutować
w Cafe Niespodzianka przy Marszałkowskiej.
Początkowo zdawało mi się, że to właśnie w tej kawiarni przed trzydziestu sześciu
laty, przed wyjazdem na studia do Rzymu, pewien urzędnik SB namawiał mnie do współpracy
z wiadomymi służbami. Na miejscu okazało się, że wszystko wygląda inaczej i pewnie
pomieszały mi się kawiarnie. Marszałkowska to jednak długa ulica i kawiarni na niej
bez liku.
Nie zawiódł mnie drugi powód spotkania – sama rozmowa
o feminizmie katolickim. Pretekstem była wspomniana książka publicystki „Tygodnika
Powszechnego”, a właściwie recenzja K. Wołodźki, która ukazała się we Frondzie Lux. Oprócz autorki w dyskusji udział
wzięła dr Marta de Zuniga z UW oraz pani Teresa Kapela, przedstawicielka Rodzin
Wielodzietnych. W kawiarni zebrało się około 40 – 50 osób, w większości kobiety.
m Nie wiem, czy wszystkie panie cieszyłyby się z
określenia feministki katolickie, niemniej
problemy, o których rozmawialiśmy mieściły się w obszarze zagadnień feministycznych.
Sama książka „Kościół kobiet” jest warta przeczytania choćby dlatego, że przybliża
polskiemu katolikowi, w tym studentom teologii, wiele faktów, których po prostu
nie znają. W dobrym stylu publicystycznym Autorka zestawia kościelne aspiracje kobiet
ze strukturą władzy w Kościele, opisuje miejsce kobiet przy ołtarzu i w parafii,
dużo miejsca poświęca fermentowi wśród sióstr zakonnych za Zachodzie, wspomina polskie
teolożki feministki. W ostatnich dwóch rozdziałach mierzy się z problemem kapłaństwa
kobiet i ich tożsamością (kobieta, dusza,
ciało i gender) .
Zabierając glos w dyskusji, wyraziłem zdziwienie,
że w książce nie spotykam nazwisk dwóch kobiet, które choćby z tego powodu, że mieszkam
w Płocku, są mi bliskie: siostry Faustyny Kowalskiej, oraz siostry Marii Felicji
Kozłowskiej, założycielki mariawityzmu. Czy kobiety te nie dorastają do współcześnie
definiowanego feminizmu, czy też wyznaczają jego nowe granice? A może jest i tak,
że nowych granic nie dostrzegają sami ludzie Kościoła, w tym mężczyźni dobrze się
czujący w swoim stereotypach. Mało to wycierpiały wspomniane kobiety z powodu stereotypów?
Wydaje mi się, że jest to główny problem, od którego
trzeba rozpocząć dyskusję o katolickim feminizmie w Polsce. Z jednej strony, nie
można zapomnieć tych setek kobiet świętych, założycielek zakonów, twórczyń ruchów
społecznych, narodowych i charytatywnych, dzięki którym Kościół nie tylko realizował
swoją misję, ale jest autentycznym naśladowcą Jezusa Chrystusa. A co powiedzieć
o katolickich matkach, które zrealizowały swój feminizm poprzez naśladowanie Maryi,
ufną modlitwę i autentyczne życie sakramentalne. Zawsze mnie zastanawia, dlaczego
w tak śladowych ilościach wspomina się o tej przestrzeni życia katolickich kobiet
we współczesnym dyskursie feministycznym.
Z drugiej strony nie można zamknąć oczu na struktury,
w których przyszło żyć tym bohaterskim kobietom. Trzeba mieć naprawdę dużo ideologicznego
zacietrzewienia, aby nie widzieć licznych grzechów antyfeministycznych, wynikających
z długowiekowego nierównopuprawnienia społecznego kobiety, wielu przesądów na temat
jej cielesności w tym biologii, zwykłej dominacji fizycznej i psychicznej ze strony
mężczyzn. W tym kontekście najczęściej padają trzy słowa: seksizm, klerykalizm i
paternalizm. Wiem, że mężczyźni katoliccy zaraz odpowiedzą, ze to ideologia. Może
jednak warto w ramach wielkopostnego rachunku sumienia nad nimi się zastanowić.
Byłoby najgorzej, gdyby drogi obu wspomnianych
grup w Kościele polskim się nie spotkały. Niestety, tak się dzieje. Mimo nauczania
Jana Pawła II, mimo zmieniającej się mentalności społecznej, mimo ewidentnie tkwiącej
w naturze osobowej kobiety i mężczyzny skłonności do współpracy, a nie walki, drogi
katolickich feministek i Kościoła się nie zbliżają. Odnoszę wręcz wrażenie, że w
Polsce obie grupy świadomie przemilczają nauczanie Jana Pawła II na temat nowego
feminizmu. W czasie dyskusji w Cafe
Niespodzianka kolejny raz miałem możliwość słuchać pewnej interpretacji Jana
Pawła II, w której niezrozumienie jego filozofii i teologii rywalizowało z pewnością
siebie młodej feministki.
Po kilku dniach brałem udział w sympozjum na temat
nowej ewangelizacji w duszpasterstwie
rodzin. Problemu z nowym feminizmem nie dostrzegli organizatorzy, kiedy zaś wypłynął
w dyskusji, oburzeni dyskutanci jak mantrę powtarzali: ideologia, ideologia, ideologia.
W Roku Konsekracji jakoś cicho było o tych przyczynach kryzysu życia zakonnego,
które wpływają na pojmowanie godności kobiecej zakonnicy.
W polskim Kościele aż roi się od problemów duszpasterstwa
kobiet, które dawno na warsztat powinny wziąć rady parafialne, diecezjalne, czy
wprost gremia statutowe Konferencji Episkopatu Polski.