Dziki i chrześcijańska odpowiedzialność za walkę z ASF

Świadomie zestawiam w tytule tego wpisu słowa: chrześcijaństwo i odpowiedzialność za ASF, ponieważ w publicznej – przyznajmy gorącej – dyskusji na temat zabijania dzików w walce z afrykańskim pomorem świń [ASF: African swine feler] jedni chrześcijanie – raczej z kręgu tych, którzy nie przejmują się cierpieniem zwierząt - twierdzą, że problemu nie ma, człowiek jest ważniejszy niż zwierzę, a świnia domowa, której grozi zakażenie wirusem tak samo będzie cierpieć, jak i zastrzelony dzik.

Świadomie  zestawiam w tytule tego wpisu  słowa: chrześcijaństwo i  odpowiedzialność  za  ASF, ponieważ   w publicznej  – przyznajmy gorącej – dyskusji na temat zabijania dzików w walce z afrykańskim pomorem świń [ASF: African swine feler]  jedni chrześcijanie – raczej z  kręgu tych, którzy nie  przejmują  się  cierpieniem zwierząt -  twierdzą, że  problemu nie ma,   człowiek jest ważniejszy niż  zwierzę, a świnia domowa, której grozi  zakażenie  wirusem  tak samo będzie  cierpieć,  jak  i  zastrzelony  dzik. 

 Druga grupa, to postępowi katolicy, może  bardziej katoliczki, wrażliwi/e/ na cierpienie   zabijanych dzików. Niektórzy z nich mówią o  rzezi, inni  o holocauście. Protestują przed  sejmem,  piętnują  rząd  za  zgodę  na odstrzał dzików, katolickich ministrów najchętniej by wyrzucili z  Kościoła i zakazali  przystępowania  do  Komunii św. Nie  przejmują się raczej  chorymi i padającymi /umierającymi/ lochami świń  domowych, nie mówiąc o tym, że nie bardzo wiedzą, jak poradzić  sobie  z  epidemią ASF. 

Od  dawna boleję nad tym, że  w polskiej teologii moralnej, a poniekąd  w  nauczaniu  moralnym Kościoła problem cierpienia  zwierząt traktowany jest z przymrużeniem oka. Cierpienie  zwierząt  wydaje się  wielu katolikom zagadnieniem  zideologizowanym. Temu problemowi – według nich -  poświęcają  nadmiar  uwagi  ludzie niewrażliwi na cierpienia  dzieci, ich  zabijane  w łonach matek. Rozmowy między tymi grupami katolików nie ma;  dialog głuchych trwa nawet po Franciszkowej encyklice  na temat ekologii z roku 2015 [Laudato  si’  W trosce o wspólny dom].  

Co więc  robić? Machnąć  ręką,  przemilczeć, przeczekać?  Nie  da się  chyba przemilczeć problemu, przeczekać  kłótni, machnąć  ręką  na   ekstremistów z prawej i lewej strony. Tych unikam jak ognia, choć są  ciekawym  rezerwuarem argumentów nietrafionych, czasami manipulacji,  a  gdy chodzi o  chrześcijan – rezygnacji z  własnego myślenia na rzecz zupełnie świeckich ideologii. Gdy ktoś  napisze   historię  zaniedbań teologicznych w tym względzie, nie  będą  dumni ani konserwatyści, ani  radykalni postępowcy.

Co więc ja uczyniłem w tych dniach pełnych emocji? Ktoś obeznany w polskim stanie nauk  weterynaryjnych  podpowiedział mi, że najwybitniejszym  znawcą  chorób świń u nas jest prof.  Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu  Weterynaryjnego w  Puławach. Trochę się zdziwiłem, ponieważ  nie jest cytowany, przynajmniej w tych najgłośniejszych publikatorach. Zacząłem szukać i  oto  znalazłem wypowiedź Profesora z czerwca 2018 r. na  XXIII Międzynarodowej Konferencji Naukowej w  Państwowym  Instytucie  Weterynaryjnym  w Puławach.

Po pierwsze, Profesor przypomniał, że nawet Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) zmieniał swoje poglądy. „Jeszcze w 2014 r. tamtejsi eksperci ds. weterynaryjnych twierdzili, że nie jest możliwe ograniczenie populacji dzików na drodze polowań. W 2015 r. proponowali, by przeprowadzić intensywny odstrzał i szybkie usuwanie padłych dzików. Ostatnia opinia z 2017 r. mówi o tym, że w celu ograniczenia szerzenia się ASF odstrzał jest skuteczny, gdy stosuje się go w regionach okalających obszary już zakażone. Szerokość stref odstrzału należy wyznaczyć w oparciu o sytuację epidemiologiczną, uwarunkowania geograficzne i biologię dzika” [por. Co dalej z ASF, WWW.farmer.pl –dostęp: 10.01.2019]

Po drugie – tę  uwagę  dedykuję wszystkim idealistom powtarzającym jak mantrę, że  wystarczy bioasekuracja, a  więc krótko  mówiąc  higiena  sanitarna w hodowli świń [dezynfekcja ubrań,  maty, siatki, śluzy]. „Bez skutecznego trwałego i maksymalnego ograniczenia populacji dzików co najmniej 30 km, a nawet 100 km wokół epicentrum, choroba będzie nadal się szerzyła w populacji dzików. Ona nie zaniknie tak jak inne jednostki chorobowe. Będzie trwała lokalnie. Wiele chorób jest obecnych w populacji dzików, choć pozbyliśmy się ich z populacji świń, jak np. choroba Aujeszkyego. Oczywiście  ważnym zadaniem  jest oczyszczanie lasów z padłych dzików i nie patroszenie  ich na miejscu. Im więcej pomoru w lesie, czy na polach, to tym większe będzie  ryzyko zawleczenia go do chlewni”.

Po trzecie – to dla tych, którzy lekceważą  bioasekurację:  „przez  najbliższe lata temat bioasekuracji będzie najważniejszym tematem w produkcji świń. Ważne będzie przestrzeganie bioasekuracji przez wszystkich hodowców, czyli jak je skutecznie stosować, a nie tylko na pokaz. Bioasekuracja oznacza bardzo dużą samodyscyplinę. Od czasu do czasu w terenie będą się pojawiały  ogniska, właśnie tam, gdzie ktoś popełni błąd w bioasekuracji. Jeżeli wyeliminujemy czynnik ludzki, to epidemie będą miały charakter lokalny.  Bez wygaszania produkcji, we wszystkich chlewniach, w których notorycznie nie przestrzega się zasad bioasekuracji - nie uda nam się wygasić pomoru[ tamże]”.  

Zwracam uwagę, że nie ma tu mowy o  wybiciu wszystkich dzików, że podkreśla się  wagę  bioasekuracji, postuluje  raczej kompleksowe  a nie  wybiórcze  działanie. No i ostatnia uwaga – może  dlatego, że zdanie Profesora  jest wyważone i jak mi się  wydaje  realistyczne – jego nazwiska  nie  znalazłem wśród  sygnatariuszy Listu otwartego środowiska naukowego  w sprawie  redukcji populacji dzików.