Takie pytanie postawił ks. dr Paweł Rochmann z Torunia podczas wykładu poświęconego św. Tomaszowi z Akwinu w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. Św. Tomasz jest patronem studiów teologicznych i nasze Seminarium od dziesiątków lat w dniu jego wspomnienia liturgicznego (28 stycznia) stara się ożywić kontakt z duchowością i teologią swojego Patrona. Choć pod koniec stycznia przypada sesja egzaminacyjna, zmieniają się mody teologiczne, a od powstania Sumy teologicznej minęło z górą 700 lat, to powroty do Tomasza zawsze są fascynujące.
W tym roku żywą dyskusję wzbudziło pytanie, dlaczego Jezus Chrystus nie pisał książek? Powiedzmy od razu, że Tomasz, dopytywany przez swoich średniowiecznych studentów, postawił to pytanie w III części Sumy teologicznej, w zagadnieniu 42 [III, q. 42, a. 4], gdzie rozprawia o działalności nauczycielskiej Chrystusa. Problem nienapisanej książki podejmuje Tomasz po przedstawieniu – jak to zawsze czyni w Sumie - argumentów przemawiających – na zdrowy rozum – za korzyścią z książki Jezusowej. Książka by się przydała, ponieważ Jezus głosił naukę publicznie Żydom, nie unikał kontrowersji [zbawienie wielu należy przenosić nad spokój poszczególnych jednostek], pismo zostało wynalezione, aby naukę przekazywać potomności; książka napisana przez Syna Bożego chroniłaby przed błędami.
Wszystko to nie przekonuje Tomasza. W kanonie Pisma św. nie ma żadnej księgi napisanej przez Pana Jezusa, ponieważ – jak twierdzi Tomasz - powstrzymała Go własna godność, wzniosłość nauki, którą głosił, oraz sposób jej przekazywania. Im wyższa godność nauczyciela, tym powinien być wznioślejszy sposób nauczania. Nauczyciel górujący nad innymi – jak to ujmuje Tomasz - przekazuje naukę bezpośrednio do serc słuchaczy. Tomasz przywołuje nawet dwóch słynnych nauczycieli starożytności, Pitagorasa i Sokratesa, którzy według niego potwierdzając tę zasadę, nie spisali swoich nauk.
Po drugie wzniosłość, czyli wielkość nauki Jezusa nie dawała się wyrazić w sposób wyczerpujący na piśmie. I nie chodziło przy tym tyle o ilość tej nauki, co jej głębię. Tomasz sugeruje, że spisana nauka byłaby przyjmowana na miarę umysłu ludzkiego, przekonanego w dodatku, że nie zawiera nic wznioślejszego nad to, co zostało napisane (tamże). W takiej sytuacji - i to jest trzeci argument Tomasza - w głoszeniu nauki Jezusa potrzebne było zachowanie porządku. Jezus nauczał uczniów, ci z kolei uczyli słowem i pismem. W ten sposób - jak mówi Pismo - Mądrość posłała swe sługi ( Mdr 7,13).
Nie ukrywam, że rozczarowuje mnie ta argumentacja. Tomasz musiał przecież wiedzieć, że poza Pitagorasem i Sokratesem byli wielcy nauczyciele, którzy spisali swoje nauki, choćby Platon i Arystoteles, a przez to - śmiem twierdzić - nie ucierpiała ich godność. Także głębi nauki nie zabezpieczy się poprzez to, że jej się nie spisze. Nauczanie ustne nie powiększa automatycznie umysłu słuchacza. I tu i tu potrzebne jest oświecenie Ducha, które pozwoli dostrzec Mądrość w Słowie Bożym.
Analizując te argumenty z dzisiejszej perspektywy, po tylu dyskusjach o języku, hermeneutyce, komunikacji, ale także po niezliczonych pracach na temat Biblii, egzegezy biblijnej, katechezy sakramentalnej i samego przepowiadania, problem postawiony na rocznicowym wspominaniu św. Tomasza w Płocku wydaje się rzeczywiście fascynujący. Z drugiej strony nurtuje mnie pytanie, dlaczego Tomasz nie włączył go w dyskusję o złączeniu natury Boskiej i ludzkiej w Osobie Jezusa Chrystusa?
Jeśli „Syn Boży poprzez wcielenie zjednoczył się w pewien sposób z każdym człowiekiem” i „ludzkimi rękami wykonywał pracę, ludzkim umysłem myślał, ludzką wolą działał, ludzkim sercem kochał” (por. Gaudium et spes, n. 22), w dodatku dorastał, doświadczał głodu, zmęczenia i trosk wszelakich, to czy owe trzy lata działalności publicznej nie były za krótkie na napisanie książki? Działo się to w sytuacji, kiedy pisanie książek wymagało zamknięcia się co najmniej w jakimś Kumran. Po ludzku sądząc, to wyjaśnia, dlaczego Jezus nie pisał książek.
Natomiast po Bożemu sądząc, mogło być inaczej. Bóg przez Jezusa i w Jezusie mógł sprawić, żeby powstała Jezusowa Księga. Bardzo bym się cieszył, gdyby była powstała. Dla mnie nie zmniejszyłaby ani wzniosłości nauki Pana, ani podziwu dla Jego Osoby. Ale to, czy całowałbym ją w kościele z większą atencją, a w mieszkaniu nie stawiał na półce z innymi książkami, zależałoby i tak od żarliwości wiary i poddania się interpretacyjnej mocy Ducha Świętego. Ten zaś przypomina mi, że Słowo stało się ciałem, że od Jezusa - jak mamy szczęście czytać w Ewangeliach - pochodzi tyle wspaniałych słów, przypowieści i porównań.
W końcu nie zapomnijmy, że Wspaniałą Księgą naszego Pana jest otaczający nas świat i drugi człowiek. Zdaje mi się, że Pan Jezus dlatego nie napisał jednej Księgi, bo wiedział, że każdemu zabraknie czasu na przeczytanie i zrozumienie tych, które zostawił.