Kilka
godzin przed uroczystym powitaniem młodych pielgrzymów ze świata w Płocku przed
Muzeum Diecezjalnym widziałem czworo młodych katolików, jak zmagali się z wieszaniem
chorągiewek na stojącej obok katedry latarni miejskiej. Podjechali starym samochodem
osobowym, wyciągnęli drabinę do wieszania firanek i domowym sposobem dekorowali
okolice Muzeum Z jednej strony wzruszyła mnie ta czwórka, z drugiej – trochę zaniepokoiłem
się organizacją. Nastrój poprawiły mi grupy młodych ludzi ze Studni, którzy za gmachami
sądów na białych kartonach malowali logo ŚDM.
Na
Starym Rynku gotowa była już wielka scena, kręcili się akustycy, choć atmosfera
była senna, jak to w lipcowe południe na wszystkich placach świata.. Eksplozji radości
nie było na Rynku jeszcze przed dwudziestą, kiedy Płock miał oficjalnie powitać
zagranicznych uczestników Światowych Dni Młodzieży. Przed sceną stało kilkanaście
krzeseł, szybko zajętych przez pobożne niewiasty, które wyszły z wieczornej Mszy
świętej w Farze lub u św. Jana. Kątem oka dostrzegłem jednego czy dwóch płockich
wikariuszy, z niepokojem spoglądających na pusty stary Rynek.
Sytuacja
zaczęła się zmieniać tuż po dwudziestej. Na scenę weszła para młodych ludzi, ks.
R. Grzelczyk i tłumacz. Profesjonalni i pogodni, zaczęli witać grupy narodowe młodych
ludzi, którzy gdzieś tam zza fontanny zbliżali się do sceny. Niektórzy dopiero przybywali
na Rynek, innym towarzyszyły lekko zestresowane rodziny goszczące pielgrzymów. Pierwsi
dali o sobie znać Włosi, potem odezwali się Ukraińcy, wyróżniała się niewielka grupa
z Francji i Singapuru, kilka osób z Armenii i Brazylii, niewielka grupa z Hiszpanii,
nie wiem, czy byli już Irlandczycy.
Nie
trzeba było długo zapraszać, aby ich przedstawiciele stanęli na scenie obok Prezydenta
Miasta, który przekazał im klucz do naszego grodu. Chwyciła go charyzmatyczna, uśmiechnięta
od ucha do ucha dziewczyna z Armenii, z nieodłączną flagą narodową. Kiedy za chwilę
poszczególne grupy zaczęły śpiewać hymn ŚDM w swoich językach, wszystko było jasne.
Nad głowami pojawiły się flagi, a mnie się wydało, że jest nas bardzo dużo. Włosi
podbili serca słuchaczy tak, że starszym przypomniały się przeżycia z wcześniejszych
Światowych Dni Młodzieży.
Piękny
występ zespołu Wisła powitał naszych gości
ich muzyką i tańcami ludowymi, natomiast religijną przestrzeń przed ratuszem odsłonił
salezjański Bosco Band, animujący Wieczór
Chwały. Wiele słyszałem dobrego o salezjańskich Wieczorach Chwały, ale to co zrobili w środę, zwłaszcza podczas adoracji
Najświętszego Sakramentu, przerosło moje oczekiwania. Ta wielka monstrancja z rozjaśnionym
okiem Eucharystii, z fruwającymi w promieniach światła jak małe anioły ćmami, przejmująca
muzyka, mądre komentarze duszpasterzy salezjańskich. Kątem oka patrzyłem na klęczących
Włochów i Francuzów. Byli nie mniej zatopieni w modlitwie niż kilka dni wcześniej
ludzie modlący się w Oborach z o. Jamesem Manjackalem.
Następne
trzy dni w Płocku, ale przecież wszędzie w diecezji i w Polsce, pokazały gościnność
rodzin przyjmujących młodzież w swoich domach, otworzyły gmachy miejskich i państwowych
instytucji kultury, choćby Płocka Książnica,
zespoły Wisła i Dzieci Płocka. Coś niezwykłego działo się w płockich kościołach, zwłaszcza
w farze, katedrze i u św. Jadwigi. Te wieczorne nabożeństwa uwielbienia, ten śpiew,
radość modlitwy, wysiłek ks. Bartosza i ks. Wojciecha w podtrzymywaniu więzi z Włochami
i Francuzami. Warto to podkreślać, ponieważ rola młodych księży i sióstr u Włochów,
Francuzów, Ormian, Hiszpanów była decydująca.
Widać
to było szczególnie w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, które w tych dniach stało
się szczególnym punktem odniesienia. W poniedziałek spotkałem tam dużą grupę młodzieży
ze Stanów, której przewodniczył młody ksiądz. Wśród nich było kilku kleryków i kilka
sióstr zakonnych. Jakąż oni stanowili zgraną grupę, jak troszczyli się o siebie,
także o swoje paszporty, jak opiekowali niepełnosprawną dziewczyną. Trzeba było
widzieć ich modlitwę, zapatrzenie w oczy Miłosiernego Pana, różańce w dłoniach,
szepcące modlitwę usta.
No
i ta serdeczność, taka naturalna, uśmiechnięta, skupiona na Bogu, choć wrażliwa
na każdy gest polskiej gościnności. Coś pięknego!