Na koncercie żydowskiego chóru „Clil” (Dźwięk)
w Muzeum Żydów Mazowieckich nie mogłem oderwać wzroku od niewidomej dziewczyny,
jednej z członkiń tego chóru. Owszem, wszyscy śpiewali znakomicie, jeszcze lepszy
był akompaniament (fortepian, klarnet, kontrabas i skrzypce). A jednak dyskretne
gesty niewidzącej śpiewaczki, specyficzny rytm ciała, no i ów wyraz twarzy, na której
słodycz mieszała się z determinacją, czyniły z jej śpiewu niemal liturgię.
Słowo „liturgia” było jak najbardziej na miejscu,
tu w Muzeum Żydów Mazowieckich. To przecież dawna synagoga, w której nie raz śpiewano
HINE MA TOW, biblijny Psalm 133, wychwalający wspólnotę braterską, porównaną
do oleju, który w rycie wprowadzenia na urząd kapłański wylano na głowę Aarona,
a także do ożywczej rosy, spadającej z gór. Konferansjerka podkreślała, ze Psalm
śpiewano podczas kolacji szabatowej, ale mógł on być wykonywany także podczas powitania
pielgrzymów przybywających na wspólną liturgię: „Jaka radość i szczęście, gdy bracia mieszkają wspólnie! (…) Tam właśnie PAN
udziela błogosławieństwa i życia na wieki” ( Ps 133,1.3)
Kiedy chór śpiewał MA NAWU – „Jakże piękne są stopy Zwiastuna dobrej nowin”,
byłem pewien, że młoda chórzystka oczami duszy widzi Tego, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który
obwieszcza zbawienie. Podobnie było podczas śpiewu hymnu wychwalającego Boga,
Pana Wszechświata: „On jest jedyny, nie ma
drugiego. Wszystko powstało z jego woli. On był, On jest, On będzie we wspaniałości”.
Tą pieśnią pobożni Żydzi kończą szabat, rozpoczynają nabożeństwo w święto Jom Kipur, żegnają umierającego następującymi
słowami: „W Jego ręce oddaję ducha mego(…)
A z moją duszą – i ciało moje: Bóg jest ze mną; nie boję się niczego.”
A może musi
zgasnąć światło, aby pojawiła się prawdziwa nadzieja? - pomyślałem,
wciąż wpatrzony w niewidomą chórzystkę. Przecież każdy z nas to przećwiczy w swoim
czasie. Żydowski filozof Majmonides (XII w.) nie oczami, ale w błysku nadziei dostrzegał
Mesjasza: „Wierzę wiarą niezłomną w przyjście
Mesjasza i chociaż zwleka, nie przestaję czekać na niego każdego dnia.” Jakie
światło musiał mieć w sobie kantor Ariel Dawid Festag, że w pociągu wiozącym go
do Treblinki, komponował muzykę właśnie do tej średniowiecznej modlitwy Majmonidesa.
W drugiej części koncertu pojawiła się nie
tylko Treblinka, ale cała groza życia w gettach, tak brutalnie likwidowanych 75
lat temu. W pieśniach gettowych, wykonywanych przez chór, było więc wszystko: przejmujące
spojrzenia ludzi przechodzących przez mosty w getcie łódzkim (Tu w getcie koło mostu), kołysanka matki
opowiadającej dziecku (NIT KAJN ROŻINKES), że nie ma już rodzynek i migdałów, ponieważ
„ojciec odszedł tam, gdzie kończy się świat”
i słynna piosenka SACHARIN, skomponowana na kanwie zawołania ulicznego sprzedawcy,
najczęściej dziecka, które namawia do zakupu sacharyny za pięć marek. Z kolei PAPIROSN
– to skarga sieroty zarabiającego na życie sprzedażą papierosów. Głodny, obdarty
i przemoczony chłopak nie ma już siły chodzić po ulicy, błaga więc przechodniów:
„Kupcie papierosy – suche, tanie i dobre –
wspomóżcie sierotę”.
Kto by się jednak przejmował sprzedawcą papierosów,
tak jak i pozostałymi dziećmi z getta. Jedną z najbardziej przejmujących pieśni
śpiewanych tego wieczoru była JADĄ DZIECI, parafraza wiersza Marii Konopnickiej,
napisana na melodię popularnej kołysanki „Na Wojtusia z popielnika”. Miriam Harel
opisała w ten sposób wywózkę na pewną śmierć maleństw wraz ze ludźmi starymi i chorymi.
I to był - przynajmniej dla mnie - szczyt tego koncertu. Nie pozostało nic, tylko
zamknąć oczy i podążać za niewidomą chórzystką. Zwłaszcza, że chór zaśpiewał: UNTER
DAJNE WAJSE SZTERN: „Wyciągnij ku mnie rękę. Moje słowa
to łzy, które chcą spocząć w twej dłoni(…)… Nie mam nic – nawet kąta, by Ci je dać
w prezencie”.
Niektórzy
wychodzący z koncertu ocierali ukradkiem łzy. Innym osuszył je wiatr wiejący na
Kwiatka. Pozostał jednak dźwięk (Clil), duch chórzystki, no i porywające HEWENU
SZALOM ALECHEM (Niesiemy wam pokój), zaśpiewane
na bis. Niezłe rekolekcje na początek Wielkiego Postu.