W pewnej bawarskiej
szkole, na lekcji – jak mówiono dawniej rysunków
– pani poleciła dzieciom narysować twarze ich mam. Podczas gdy większość maluchów
zabrała się z zapałem do malowania, pewien chłopiec najpierw z niepokojem spoglądał
na kolegów, potem spuścił głowę, a w oczach pojawiły się łzy. Nauczycielka podeszła
do niego, delikatnie pogładziła po głowie i zapytała: dlaczego płaczesz? - Bo zapomniałem twarz mojej mamy. Chłopiec mieszkał
niedaleko od szkoły, mądra nauczycielka poprosiła kogoś z wyższej klasy, aby zaprowadził
malca do domu, spojrzał na twarz mamusi, ucałował ją i wrócił do szkoły. Tak się
też stało. Po piętnastu minutach młody Bawarczyk usiadł w swojej ławce, chwycił
kredki i z typowo niemieckim zapałem zaczął rysować twarz swojej mamy.
Przypomina
mi się ta historia zawsze, kiedy widzę matczyne portrety na biurkach niektórych
księży, czy też migające zdjęcia matek z ekranów komórek oraz prywatnych stron internetowych.
Tak, twarze naszych matek są najbardziej bezpiecznymi przystaniami w życiu. Z ich
spojrzeń, uśmiechów, łez i bólu czerpiemy żywotne siły do odnajdywania utraconego czasu. Coś podobnego można odnaleźć
w pociemniałych od modlitw ikonach maryjnych, spośród których ta Częstochowska jest
nam Polakom, ale i nam księżom, najbardziej bliska. Było to widać podczas Jej ostatniego
pobytu w Seminarium Płockim. Takiej modlitwy, jednocześnie skupionej, jak i otwartej,
osobistej, jak i wspólnotowej, dawno nie przeżyłem.
To że podczas
peregrynacji Jasnogórskiej Ikony doznajemy tyle łask, wynika z tego, iż Macierzyństwo
Maryi potrafimy odczytać dzięki doświadczeniom ludzkiego macierzyństwa, niezależnie
od wieku tak samo świeżego i bliskiego, jak i kruchego w swej kondycji czasowej
i emocjonalnej. Samo w sobie przekracza ono przecież biologiczno-psychiczne możliwości
kobiety. Zawsze apeluje do jej duchowości, otwierającej się na wymiar nieskończoności.
To w nim zakorzeniło się Boże Macierzyństwo, poprzez które Syn Boży dla dokonania
zbawienia, przyjął ludzkie ciało i stał się człowiekiem. Dlatego - jak ów chłopiec
z bawarskiej szkoły - musimy od czasu do czasu powrócić do domu, popatrzeć w oczy
Matki i przypomnieć sobie jej twarz. Peregrynacja Obrazu Jasnogórskiego stwarza
doskonałą okazję do odświeżenia niepewnej pamięci małych uczniów w szkole wiary i życia.
Może właśnie dlatego pierwsze spojrzenie na Ikonę
Jasnogórską sprawia wrażenie, że jest ona ciemna. A ta z kopii Obrazu Peregrynacyjnego
wydaje się nawet jeszcze bardziej niewyraźna. Podczas Apelu Jasnogórskiego w telewizji
światło kamery wydobywa jej macierzyńskie rysy. Podczas peregrynacji parafialnej
jeszcze ważniejsze od oświetlenia jest skonfrontowanie ludzkiego macierzyństwa ze
szczególną godnością Rodzicielki Syna Bożego, umiłowanej Córy Ojca i Przybytku Ducha
świętego. Ten, który Ją wybrał na Matkę swego Syna, wyposażył w te dary duchowe,
których doświadczamy w ciągłej świeżości Anielskich Pozdrowień (Bądź Pozdrowiona) i monotonii próśb (Święta Maryjo, módl się za nami).
Ponieważ jest
to świeżość i monotonia każdego z nas, każda inna i niepowtarzalna, a jednak oparta
na tej samej tajemnicy Macierzyństwa przeżytego z Bogiem i dla Boga, to czułe i
czujne wpatrywanie się w Oczy Maryi, przynosi zaskakujące owoce. Możesz wejść z
żywym przecież wspomnieniem rodzonej Matki na polne drogi Mazowsza, na korytarze
szpitalne, na łąki pachnące sianem, w wieczory sierpniowe, kiedy pachniała maciejka,
w dzieje Tej, którą zwać będą błogosławioną
wszystkie narody (por. Łk 1, 48). Znowu
idziesz wieczorową porą po łące, znowu czujesz pogodę i zapach domu, a czas się
nie tyle zatrzymał, co nabiera sensownego wypełnienia. Znowu jako dziecko drepcesz
za Matką poboczem nieoświetlonej drogi, a ona bez słów – jak w Małym Księciu - obłaskawia Ci tajemnice losu.
Teologowie
słusznie zwracają uwagę na to, że cześć oddawana Bożej Rodzicielce jest innego rzędu
niż cześć należna Bogu. O ile Bogu przynależy kult uwielbienia, to Matce Bożej oddajemy kult wyjątkowej czci religijnej, kult najwyższego szacunku.
Tak jest, najwyższy szacunek, Maryjo, Matko Moja!