Jezus na krzyżu ze wszystkimi znakami skazanego na śmierć, osadzonego niesłusznie i ośmieszonego. I tylko jednemu ze współskazanych dane jest zrozumieć, że rozpoczyna się nowe królestwo, którego królem jest Ten, który kona.
Blisko krzyża Jezusa przewijają się rozmaite kategorie rozmaicie reagujących osób. Lud przygląda się. Łukasz wyraźnie rozróżnia postawę ludu i postawę przywódców. Nie cytuje wprawdzie Ps 22, ponieważ jest trudny do zrozumienia dla Greków, do których kieruje swoją Ewangelię. Lecz w jego opisie pojawiają się określenia wzięte z tego Psalmu. M.in. także pokrzykiwania przywódców (por. Ps 22,8-9). Zanotujmy, że wyrażenie „niech zbawi samego siebie” lub „zbaw samego siebie” pojawiają się w tym opisie trzy razy. Przypominają one kuszenie Jezusa na początku Jego działalności (por. Łk 4,1-13). Jezus nie chce uczynić cudu.Jest Mesjaszem, wybranym Boga; zdąża do końca ziemskiego życia w swej wspólnocie z ludźmi i ich losem.
Pierwszym, który zauważa kim jest naprawdę Jezus, jest ukrzyżowany z Nim przestępca. On uznaje, że Jezus jest niewinny. Tak też zauważył to Piłat i za chwilę wypowie Setnik. Łotrrozpozna w Nim nawet rzeczywistego króla, mimo zewnętrznych okoliczności. Prosi Go tak, jak umierający prosi Pana. Ma nadzieję, że ten Król rozpoczyna królestwo nowego rodzaju: „Wspomnij na mnie…” Jezus nie odsyła go do dalekiej przyszłości, przyrzeka mu „dzisiaj” udział w szczęściu swego królestwa, szczęściu bycia razem z Nim, w raju gdzie drzewo życia znajduje się w centrum.
Możnaby pomyśleć, że w terminach roku liturgicznego (który jest skrótem historii ludzkiej), Kościół przedstawi na końcu Chrystusa tryumfującego, przyodzianego chwałą i objawiającego światu swoje królestwo. Chcielibyśmy oglądać Chrystusa w chwale, pokonującego swych nieprzyjaciół i wzbudzającego entuzjazm wybranych.
Tymczasem Kościół ukazuje Chrystusa upokorzonego, opuszczonego, odrzuconego, zniekształconego i bezsilnego wobec złości i podłości ludzi. Nigdy jednak Chrystus nie okazał się bardziej zwycięskim królem, jak w tym dramatycznym momencie na krzyżu. Objawił w nim swoją zadziwiającą godność i miłość.
Król powinien imponować godnością, szlachetnością, wielkością serca, powinien wzbudzaćpodziw. Otóż nigdy przedtem, jak tylko podczas swej męki, Chrystus nie okazał się bardziej wspaniały. Spójrzmy na Jego cierpienie, formę umierania – to jest śmierć nadczłowieka. Jego wielkość rozbłyskuje wśród ciemności Golgoty, jak wówczas na Górze Tabor. Umierając bez czynienia komukolwiek wyrzutów, jest przykładem wielkości prawdziwie królewskiej, objawia królestwo bez przemocy, represji, królestwo przebaczenia. Rozpoczyna królestwo, w którym królem jest ten, kto żyje dla innych, kto przedkłada dobro innych nad swoje własne, kto kocha.
Nigdy dotąd miłość Chrystusa do ludzi nie objawiła się realniej, jak podczas męki i śmierci na krzyżu. Krzyż, ta budząca pogardę szubienica, stał się tronem chwały, znakiem niewypowiedzianej miłości Chrystusa. Jego rozciągnięte ramiona i przebite serce, mówią więcej o miłości do ludzi, niż piękne słowa. Nic zatem dziwnego, że od przeszło 2000. lat,miliardy ludzkich istnień pociągnął do siebie. Tak, jak sam powiedział: „Gdy będę podwyższony na krzyżu, wszystkich [pociągnę do siebie” (J 12,32). Jego królestwo jest królestwem miłości, królestwem serc.
Mówił Jezus do swych uczniów: „Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, gdy Syn Człowieczy będzie uwielbiony” (J 12,32). Godzina krzyża jest godziną królestwa Chrystusa.