Wielki Czwartek
„Przyjacielu, po co przychodzisz?”
Ostatnia Wieczerza. „Jezus wiedział, że nadeszła godzina Jego przejścia z tego świata do Ojca. A ponieważ umiłował swoich, którzy mieli pozostać na świecie, tę miłość okazał im aż do końca”- pisze św. Jan. Przed ustanowieniem Eucharystii i poleceniem: „Czyńcie to na Moją pamiątkę”, Mistrz obmył uczniom nogi. Tym czynem zaskoczył ich i zdumiał. Wyjaśnił więc co to oznacza i dodał: „Jeśli nawet wiecie to wszystko, szczęśliwi będziecie dopiero wtedy, gdy będziecie to spełniać” (J 13,17). Te słowa odczytuje się jako bezpośrednie wezwanie i posłanie tych, którym przekazał sprawowanie Eucharystii. Warunkują one także ich osobiste, spełnione życie oraz owocne świadectwo, które będą dawać. W pewien sposób kontynuacją tych słów jest zapowiedź zdrady Judasza: „Jeden z was mnie zdradzi”.
Wielki Czwartek z racji ustanowienia sakramentu kapłaństwa, nazywa się także „dniem księdza”. Nazwa ma dziś szczególny wydźwięk i brzmi nutą potwornego grzechu uczniów, przyjaciół Pana. Grzech powinien być rozliczony. Zawsze obowiązuje zadośćuczynienie. Nie w każdym wypadku jest ono jeszcze możliwe.
„Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, kogo wybrałem” – kontynuuje Jezus (J 13,18). Dlatego nie sposób nie dostrzec w tym dniu także przykładów spełnionego kapłańskiego życia. Podły czyn bardziej rzuca się w oczy niż wierne do końca życie. Trudno się temu dziwić w świetle słów: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą”(Łk 12,48).
Do każdego z uczniów, odnoszą się słowa: jesteś „sługą, który poznał wolę swego Pana” (Łk 12, 47). „Już was (więc) nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15,15). Uczeń jest sługą, którego Pan nazwał swoim przyjacielem. Przyjaźń zaś jest oczekiwaniem na „więcej”.
Umycie nóg jako wyraz dogłębnej miłości, gotowości do służenia oraz przebaczenia innym, stanowi integralną część sprawowania Eucharystii, które dzisiaj, w obliczu skandali wywołuje także w pewien sposób obraz z Ogrójca: „Przyjacielu, po co przychodzisz?” (Mt 26,50). Pytanie odnosi się zarówno do księdza, jak i do wiernego.
Wielki Piątek
Można w tym dniu pytać: po co było tyle podłości i krwi wylanej aż do ostatka? Czemu to wszystko miało służyć? Czy można było tego uniknąć?
Męka i śmierć Jezusa byłyby bezsensowne, gdyby nie towarzyszyła im pewność zmartwychwstania. Jezus nie po to przyszedł na świat, aby oszczędzić ludziom cierpienia i żałoby, lecz aby przez swoje cierpienie, śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie przemienić je i napełnić nadzieją. Jemu samemu życie nie oszczędziło smutków, prześladowań, cierpienia i okrutnej śmierci. On sam rzuca światło na tę prawdę, gdy mówi do Nikodema: „Jak Mojżesz na pustyni wywyższył węża, tak też jest konieczne wywyższenie Syna Człowieczego, aby każdy kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat” (J 3,14-16). Będąc znakiem miłości Ojca i jej świadkiem, chciał nadać ludzkiemu spojrzeniu na powszechny, nieuchronny i trudny element ziemskiego życia, inną optykę: miłość jest silniejsza niż śmierć. Życie się zmienia, ale się nie kończy.
Śmierć Chrystusa była przewidziana w odwiecznym planie zbawienia i przepowiadana przez proroków. A jeśli pytamy, dlaczego Bóg zdecydował, że Jego Syn musi cierpieć, to Pismo święte mówi: „tak trzeba było”, aby mógł współczuć naszym słabościom, aby był doświadczony „we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,14-15). Chrystus nie zniósł śmierci ciała, ani bólu z nią związanego. Ukazał natomiast, że jest ona przejściem (Paschą) do domu Ojca, który jest życiem, kocha i oczekuje na swe dzieci.
„Była już prawie godzina szósta, a ciemność ogarnęła całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. ... A Jezus zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję mojego ducha”. Każdy człowiek może odnaleźć się w tym wołaniu bo za każdego z ludzi Jezus oddał własne życie. Nadto, jak uczył papież św. Leon Wielki: „Miłosierdzie Boże względem nas jest tym więcej godne podziwu, że Chrystus nie umarł za sprawiedliwych ani za świętych, lecz za grzesznych i bezbożnych. A ponieważ oścień śmierci nie może dosięgnąć samego Bóstwa, Pan rodząc się wśród nas, przyjął to, co mógł za nas ofiarować. Już dawno zresztą groził naszej śmierci potęgą śmierci swojej, mówiąc przez usta proroka Ozeasza: "Będę śmiercią twoją, o śmierci, ukąszeniem twoim będę, o otchłani!" Umierając bowiem poddał się prawu śmierci, które zniósł zmartwychwstając. W ten sposób przeciął wieczność śmierci i z wiekuistej przemienił ją na doczesną. "I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni". „Oddajmy pokłon krzyżowi,/Co był ołtarzem ofiary,/ Bo na nim Życie umarło,/ By śmiercią życie przywrócić.” (hymn do Nieszporów z czwartku V tyg. WP).
Wielka Sobota
W tę noc czuwamy oczekując zmartwychwstania Chrystusa. Sakramenty chrztu i Eucharystii są istotnymi tematami w celebracji Wigilii Paschalnej. Przez nie wkraczamy w misterium zwycięstwa Pana nad grzechem i śmiercią oraz naszego zmartwychwstania do nowego życia. Obrzędy tych sakramentów wskazują, że tryumf Chrystusa, jest również zwycięstwem chrześcijanina, i powołaniem go do życia w Bogu.
Podczas publicznej działalności Jezus zapewnił słuchaczy: „Kto pożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie wieczne. Ja go wskrzeszę” (J 6,54). Dlatego święty Paweł głosi, że chrześcijanin jest już w Chrystusie człowiekiem zmartwychwstałym (Rz 6,3-11). Jedność misterium Chrystusa i chrześcijanina przypominają także słowa prefacji: „On przez śmierć swoją zniweczył śmierć naszą i zmartwychwstając przywrócił nam życie”. Powtarzające się w Mszy Wigilii Paschalnej „Alleluja” jest także własnym okrzykiem chrześcijanina świadomego, że ma już udział w zwycięstwie Pana. Stało się to przez chrzest i nieustannie dokonuje w Eucharystii. Jest ona rzeczywiście pamiątką męki, śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela, sakramentem miłosierdzia, znakiem jedności, więzią miłości i ucztą paschalną, podczas której przyjmujemy Chrystusa, duszę napełnia łaska i otrzymujemy zadatek przyszłej chwały (por. KL 47). Zostaliśmy zatem posileni „wielkanocnym sakramentem”, przez który i w którym Dobry Bóg daje nam udział w swoim wiecznym trwaniu.
Niech zatem uczestnictwo w dzisiejszej liturgii wniesie pokój i nadzieję w nasze serca. Niech światło pojednania, życzliwości i miłości opromieni międzyludzkie relacje. I niech trwa w nas nadzieja, która zawieść nie może: w Chrystusie wszyscy już jesteśmy po stronie życia.
Udział w tajemnicach zbawienia sprawowanych pod znakami w tę Świętą Noc, budzi wdzięczność Bogu i dodaje sił do życia. Po świętach nadejdą szare dni wypełnione codziennymi obowiązkami i jak zwykle nie zabraknie trudnych spraw. Bądziemy podobni do taterników, którzy mozolnie zdobywają szczyt i znowu schodzą w dolinę gdzie uprawia się pola, gdzie rośnie pszenica, wypieka się chleb i gdzie stoi dom. Nie zapomina się jednak o widokach ze szczytu, z którego oglądało się świat niewidoczny z dolin.
Każda niedziela skupia, jak w soczewce, misteria dzisiaj sprawowane, ponieważ jest pamiątką dnia, w którym Chrystus zmartwychwstał. Z tej racji chrześcijanie nazywali niedzielę „małą Paschą”, czyli spotkaniem ze Zmartwychwstałym. Byli podobni do uczniów z Emaus, którym w drodze do miasta, Chrystus wyjaśniał Pisma i którego rozpoznali po łamaniu chleba.
(Łk 24,35).
Błogosławionych Świąt.