Umiłowani Czciciele zbawczej Męki Pana Jezusa zgromadzeni w naszej świątyni katedralnej i przy odbiornikach radiowych!
1. Po raz drugi spotykamy się w tym roku na Gorzkich Żalach. Chcemy iść krok po kroku za Jezusem, bo dobry uczeń idzie śladami swego Mistrza, choćby te ślady były krwawe. Tak czynią właśnie nasi bracia i siostry prześladowani w tylu rejonach świata za wiarę chrześcijańską. Napisałem w Liście do diecezjan płockich, że będziemy modlić się za prześladowanych chrześcijan, rozważając we Wielki Poście mękę Chrystusa.
Pragniemy czynić to również podczas nabożeństwa Gorzkich Żali. Rozmyślając nad cierpieniami Zbawiciela, chcemy pamiętać, że męka Jezusa – jak pisał Pascal – trwać będzie aż do skończenia świata. W XXI wieku uczestniczą w niej dziesiątki tysięcy prześladowanych chrześcijan. Statystyki są przerażające – co kilka minut mordowany jest na świecie wyznawca Chrystusa. Nie zapominajmy o nich. Okażmy im nasza duchową solidarność, gromadząc się na wspólnej modlitwie.
Od ponad trzystu lat Polacy gromadzą się w kościołach w Wielkim Poście, by odprawiać Gorzkie Żale - nabożeństwo ukazujące w formie artystycznej cierpienia Pana Jezusa. Miało ono swoje uzasadnienie w jeszcze wcześniejszej tradycji. Z jednej strony bowiem Księża Misjonarze – twórcy tego nabożeństwa - pamiętali o zaleceniu swego założyciela św. Wincentego a Paulo, aby w nauczaniu wiernych ukazywać cierpienia Chrystusa podejmowane dla odkupienia człowieka. Z drugiej strony sprzyjała temu historia polskiej pobożności. To przecież już w XV wieku patron Warszawy bł. Władysław z Gielniowa układał i upowszechniał pieśni o Męce Pańskiej. Później ks. Piotr Skarga wygłaszał poruszające kazania o słowach Pana Jezusa wypowiadanych na krzyżu.
2. W następnych wiekach Gorzkie Żale doskonale wpisywały się w przeżywanie katolicyzmu i polskości. W czasach niewoli naród boleśnie doświadczał, czym jest prześladowanie za wiarę, za modlitwę w języku ojczystym, za poszukiwanie prawdy o swojej przeszłości. Każdy Polak poznawał smak wierności i niewierności. Płacił wysoką cenę za miłość Ojczyzny i za przywiązanie do wiary. Doświadczał nienawiści ciemiężycieli. W takiej sytuacji groziło niebezpieczeństwo popadania w rozpacz, albo uciekanie w utopię. Ratunkiem przed podwójnym niebezpieczeństwem stawało się dążenie religii do ukazywania dwóch duchowych mocy: nadziei, która pragnie lepszego jutra i pamięci, która czerpie nauki z doświadczeń przeszłości.
Te historyczne wspomnienia sprawiają, że możemy lepiej rozumieć tych, którzy są dzisiaj prześladowani za wyznawana wiarę.
Możemy i dzisiaj myśleć o nadziei i o pamięci zawartych w rozważaniu męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa.
Nadzieja uświadamia nam, że krzyż nie był końcem lecz początkiem, że był wywyższeniem i jedyną drogą do chwały zmartwychwstania. Nadzieja prowadzi nas aż do grobu, który na zawsze pozostał pustym. Staje się przez to owocem wiary, która góry przenosi i miłości, nad którą nie ma większej.
Pamięć prowadzi nas do Ogrodu Oliwnego. Pozwala być świadkami procesu, w którym wyrok zapadł przed jego rozpoczęciem. Daje możliwość towarzyszenia Jezusowi w drodze krzyżowej i w umieraniu na Kalwarii.
3. Podczas rozważania męki Pańskiej mogą dziwić słowa Jezusowej modlitwy: ,,Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich” (Mt 26, 39). Jeszcze bardziej mogą dziwić słowa wypowiedziane na krzyżu: ,,Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Mt 27, 46). Dla uniknięcia tego zdziwienia zawsze musimy pamiętać, że zjednoczenie w Jezusie bóstwa i człowieczeństwa sprawia, iż jest On prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. To ułatwia zrozumienie Jezusowej agonii w Ogrodzie Oliwnym i Jego poczucie opuszczenia na Golgocie.
Czy jednak dla pojednania człowieka z Bogiem, dla przebłagania Boga za grzech, była konieczna śmierć Jezusa na krzyżu?
Pomyślmy o naszym ludzkim doświadczeniu. Gdy między dwiema osobami pojawia się zło, jego przezwyciężenie i pojednanie wiele kosztuje. Zarówno przebaczający, jak i ten, kto przebaczenia dostępuje, nie mogą udawać, że nic się nie stało. Przecież zaistniałe zło ma znaczenie dla obu osób. Spowodowany przez nie ból jest prawdziwy. Trudno jest wybaczyć i równie trudno jest w całej prawdzie przyjąć wybaczenie.
To ludzkie doświadczenie pozwala dostrzec fakt, że w pojednaniu człowieka z Bogiem, wysoką cenę płaci przebaczający Bóg, który nas umiłował. Tą ceną jest Syn posłany na świat jako Ofiara przebłagalna za nasze grzechy (1 J 4, 10). To On uczynił zadość odwiecznej miłości Ojca objawionej już w dziele stworzenia i w zawartym przymierzu. Gdy to przymierze człowiek zerwał, Bóg pozostaje wierny swojej miłości, która nie cofa się przed niczym, czego domaga się sprawiedliwość. Nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał (Rz 8, 32).
Cenę zbawienia uiszcza także człowiek otrzymujący przebaczenie. Przekonuje nas o tym św. Paweł Apostoł, gdy pisze: ,,Ze swej strony dopełniam braki udręk Chrystusa w moim ciele” (Kol 1, 24). Te słowa odnoszą się nie tylko do Apostoła, ale i do nas wszystkich. Jak wielki udział mają w tym – Drodzy Moi – chrześcijanie, którzy są mordowani, torturowani, więzieni dla imienia Pana!!. Wszyscy jednak dopełniamy braki udręk Chrystusa, gdy korzystając z dzieła odkupienia z bojaźnią i drżeniem sprawujemy własne zbawienie (Flp 2, 12). Co te słowa oznaczają w praktyce?
4. Sprawowanie własnego zbawienia oznacza codzienny trud prawdziwie chrześcijańskiego życia. W sposób szczególny ujawnia się to jednak wówczas, gdy Chrystus daje nam udział w swoim cierpieniu, albo mówiąc poprawniej, gdy On uczestniczy w naszym cierpieniu.
Przez całą historię ludzkości ciągle powraca pytanie o sens cierpienia. Łatwo udzielać odpowiedzi na to pytanie, gdy rozważa się je - jak często mówimy: ,,przy zielonym stoliku”. O wiele trudniej zrozumieć jego sens, gdy staje się udziałem naszym lub naszych bliskich, gdy patrzy się na cierpienie niewinnego dziecka. Pojawia się wtedy pokusa, by odpowiedzialnością za to obarczyć samego Boga. Pojawia się pytanie, czy wszechmocny Bóg, który jest miłością, może takie cierpienie dopuszczać?
Były czasy, kiedy każde cierpienie traktowano jako następstwo grzechu. Tak myśleli nawet Apostołowie. Ujrzawszy niewidomego od urodzenia, pytali: ,,Kto zgrzeszył, że się narodził niewidomy - on, czy jego rodzice?” Pan Jezus przeciwstawił się takiej koncepcji i odpowiedział: ,,Ani on nie zgrzeszył, ani jego rodzice, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9, 2-3). Ukazywał w ten sposób tajemnicę cierpienia i tajemnicę człowieka, a nawet tajemnicę samego Boga i Jego Opatrzności. Wobec tej tajemnicy stajemy również dzisiaj. Chcemy pamiętać, że Chrystus przychodził z pomocą wielu cierpiącym, że dokonywał cudów, ale nie starał się odpowiadać na pytanie o sens ludzkiego cierpienia. Uczynił jednak coś o wiele większego. Przyjąwszy ludzką naturę sam poddał się cierpieniu. Przeżył dramat agonii w Ogrodzie Oliwnym i dał człowiekowi prawo kierowania do Boga prośby: ,,Jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich” (Mt 26, 36), ale też chciał, żebyśmy dodawali, jak On: ,,Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Lk 24, 42). Jezus wziął też na ramiona krzyż, aby go zanieść na Kalwarię i na nim w bólu umierać.
5. Umiłowani Bracia i Siostry! Chcemy to wszystko uświadomić sobie zwłaszcza teraz, gdy wpatrujemy się w Jezusa Eucharystycznego ukrytego w białej Hostii. Przed nami przecież wspaniały Owoc drzewa krzyża, Owoc Jego zbawczej męki! Chcemy też prosić Pana Jezusa, aby wspierał nas swoją łaską, gdy Jego krzyż będzie stawał się naszym krzyżem, abyśmy wtedy nawet przez łzy potrafili dostrzec Boga, który jest naszym Ojcem i który nas umiłował, abyśmy nawet w takich dramatycznych chwilach potrafili powtarzać: ,,bądź wola Twoja”.
Prośmy również, abyśmy wraz z Jezusem umieli uczestniczyć w cierpieniach innych, zwłaszcza chrześcijan prześladowanych za wiarę i przychodzić im z pomocą. Nie potrafimy usunąć z tego świata cierpienia, ale wpatrzeni w cierpiącego Zbawiciela, możemy czynić je łatwiejszym do zniesienia, możemy jednoczyć się z cierpiącym człowiekiem, z którym utożsamiał się Pan Jezus, gdy mówił: ,,Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Amen.