HOMILIA - WYSZYNY KOŚCIELNE MSZA ZA OJCZYZNĘ W 100-LECIE BITWY Z BOLSZEWIKAMI ORAZ MĘCZEŃSKIEJ ŚMIERCI KS. STANISŁAWA SZULBORSKIEGO – 12 września 2020 r.

[czytania ze wspomnienia Najśw. Imienia Mary, tom VI]

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Czcigodny Księże Kanoniku Sławomirze, Dziekanie Dekanatu Mławskiego Wschodniego, wraz z obecnymi dzisiaj w Wyszynach Kościelnych Kapłanami Ziemi Mławskiej,
Czcigodny Księże Proboszczu Marku razem z wszystkimi Twoimi Współpracownikami w posłudze parafialnej,
Szanowny Panie Starosto Powiatu Mławskiego, Szanowny Panie Wójcie Gminy Stupsk z pozostałymi Przedstawicielami Władz Administracyjnych, Samorządowych i Oświatowych; Drodzy Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Mławskiej;
Szanowni Członkowie Pocztów Sztandarowych i Druhowie Strażacy,
Umiłowani Siostry i Bracia,
Siostry i Bracia!
1.Gromadzi nas dzisiaj w Waszej Świątyni piękny dzień – dzień, w którym Kościół wspomina Najświętsze Imię Maryi. A więc Jej imieniny! Ustanowienie tego święta wiąże się z wielkim wydarzeniem w dziejach Polski i Europy – ze zwycięstwem króla Jana III Sobieskiego nad muzułmańskimi Turkami pod Wiedniem w 1683 roku. Na mojej rodzinnej ziemi, na Śląsku dobrze pamięta się, że król Jan, wielki czciciel Maryi, w drodze na odsiecz naddunajskiej stolicy zatrzymał się na modlitwę w sanktuarium Matki Boskiej w Piekarach Śląskich. Nasze wojska dotarły pod Wiedeń 8 września, w dzień Narodzin Najświętszej Panienki. 12 września rano, w dniu bitwy, król wraz z wojskiem polskim uczestniczył we Mszy Świętej polowej na podwiedeńskim wzgórzu Kahlenberg, gdzie jako ministrant usługiwał do Mszy Świętej, sprawowanej w namiocie Sobieskiego przezsłynnego kapucyna, bł. ojca Marka z Aviano, cudotwórcę i wysłannika papieskiego. Jak to dobitnie wyraził Jan Matejko na obrazie, na chorągwiach rycerskich król kazał wyszyć imię „ Maryja”, a po zwycięskiej bitwie napisał do papieża Innocentego XI, parafrazując słowa Cezara:  Venimus, vidimus, Deus vicit - „ Przyszliśmy, ujrzeliśmy, Bóg zwyciężył”. Papież, wdzięczny Bogu za to wielkie zwycięstwo przez przyczynę Matki Bożej – niejako „ cud nad Dunajem” - ogłosił dzień 12 września w całym Kościele świętem Imienia Maryi.
2.Drodzy Moi! Ileż to razy w historii wielkie zwycięstwa nad wrogami wiary świętej przypisywano Maryi! Czyż „ c ud nad Dunajem” z 12 września 1683 roku nie znalazł swojego przedłużenia w „ cudzie nad Wisłą” 1920 roku?! Nie był to już zaborczy islam. To był bezbożny komunizm. Wiemy, oco walczyły wtedy oddziały Armii Czerwonej, prące przez Polskę na zachód! O zwycięstwo w całej Europie ideologii komunistycznej - ideologii niewiary i niemoralności. Lenin, Trocki i Stalin widzieli tylko jedną drogę wiodącą do tego celu: pokonanie Polski, „ bękarta układu wersalskiego”, jak ją nazywali... Ich posłańcy agitowali wśród polskich robotników i włościan, żeby zaszczepić w ich głowach imiona nowych bohaterów narodowych, których ci dotąd nie znali: „ towarzyszy Dzierżyńskiego, Marchlewskiego, Unszlichta i innych”. Owi pseudo-bohaterowie czekali już na plebanii w Wyszkowie, należącym wtedy do Diecezji Płockiej, na objęcie władzy w Warszawie nad „ polską republiką rad”. I stał się cud – od 15 sierpnia, od Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – bolszewicy zaczęli się cofać, a potem rzucili się do panicznej wręcz ucieczki. W szeregach Armii Czerwonej zapanowała powszechna demoralizacja. Owszem, zwyciężyło bohaterstwo polskiego żołnierza i świetna taktyka wodza naczelnego, ale czy nie warto pytać się, skąd ten upadek morale, ten strach w szeregach Armii Czerwonej?? Czy nie z tego, że także tamci krasnoarmiejcybyli w dzieciństwie wychowani w wierze w Boga, w czci dla Maryi i jej świętych ikon, a kazano im przeć na Zachód w imię walki z Bogiem i z Nią? Czy nie dlatego, że – jak wielu z nich zeznawało - 15 sierpnia 1920 roku, w okolicach Wólki Radzymińskiej, ujrzeli postać Bożej Matki unoszącą się ponad atakującymi Polakami i że właśnie to ukazanie się Bogurodzicy było przyczyną ich ucieczki z pola walki? „ Was się nie boimy, ale z Nią walczyć nie będziemy!” – mówili.
  3.Cena za wierność Bogu i Ojczyźnie była wielka. Blisko sto tysięcy poległych Polaków: żołnierzy, ochotników, harcerzy, sanitariuszek. Także tu u Was, gdy 22 sierpnia - w ciężkim boju pod Wyszynamisowiecki generał korpusu kozaków Gaj-Chanprzełamał obronę naszego 49 pułku piechoty i otworzył sobie drogę ucieczki na Prusy. Wcześniej Gaj-Chanowi udało się dotrzeć aż do Płocka. Arcybiskup Nowowiejski w swoich wspomnieniach tak napisał o jego bandziorach : „Żołnierz to był potworny - w czerwonych koszulach i spodniach, w baranich czapach, rozczochrany, z obnażoną szablą w dłoni. Prawdziwi zbóje. Raz po raz rozlatywali się po ulicach miasta. Za nimi jechały wozy z karabinami maszynowymi, które zwracali w miejsca według nich niebezpieczne. Zaskoczonych żołnierzy naszych zabijali i zaraz z ubrania obdzierali, odcinali głowy; rozbijali czaszki. Szpital sanitarny żołnierski za miastem wyrżnęli. Cywilną ludność niesłychanie ograbili. Księży w seminarium grabili, grozili im po pijanemu śmiercią; wiele rodzin płakało, że im córki, siostry lub żony znieważyli”.
Tak samo było u Was, w Waszych okolicach. Jazda Gaj-Chana zaatakowała bronione przez polski 49 pułk Wyszyny, a stamtąd Szydłowo. Próbujące kontratakować dwie kompanie tego pułku zostały wręcz zmiażdżone masą wojsk bolszewickich. Ponad 150 jeńców polskich bolszewicy okrutnie zadźgali bagnetami lub zatłukli saperskimi łopatkami. Ofiarami zbrodni padali także cywile, głównie „ wrogowie klasowi”, a na ich czele kapłani. Tu w Wyszynach chcę to szczególne podkreślić! Podkreślić, że ten tak łatwo dzisiaj wyśmiewany, lekceważony, odzierany z autorytetu ksiądz sprawdził się w 1920 roku znakomicie. Jak wiele razy wcześniej i później!
4.Najbardziej wymownym przykładem tego jest Wasz duszpasterz z tamtych lat - ks. Proboszcz Stanisław Szulborski. Wspominają go jako świątobliwego kapłana, patriotę, społecznika. Mimo, że właściciele majątku Szydłówko proponowali, by uciekał razem z nimi, on – w odpowiedzi na apel Bł. Arcybiskupa Antoniego Juliana Nowowiejskiego – pozostał. Przecież tak niedawno, ledwie dwa lata wcześniej, w sierpniu 1918 roku, tuż po zakończeniu I wojny światowej, został w Wyszynach proboszczem. Przecież tyle było pracy przy zniszczonym przez wojnę kościele i na plebani, a jeszcze więcej w ludzkich duszach. Więc godzinami spowiadał, a pamiętając o jego gorliwości, nazywano go: „ lekarz i najmilszy ojciec dusz”. Wywodził się ze zubożałej, drobnej szlachty mazowieckiej, nie raz i nie dwa doświadczył biedy, toteż – jak znowu wspominają - nie targował się o należny mu za posługi grosz. Wiedział, co to miłosierdzie. Spieszył z pomocą ofiarom wojny, chętnie użyczał swych koni do pługa i brony, upominał i nawracał nadużywających alkoholu, nie bał się iść z posługą duszpasterską w czas zarazy, rozdawał polskie, katolickie gazety i zachęcał do ich prenumeraty, wypożyczał książki, radząc zbierać się gromadnie wieczorami, by ten, kto umie czytać, czytał głośno, a inni, żeby słuchali. Gdy 9 sierpnia 1920 roku do Wyszyn pierwszy raz weszli sowieci, na plebanię wpadła bolszewicka bezpieka - czerezwyczajka. Dostali, wedle życzenia, jedzenie i picie. Tak będzie również później, gdy Księdza Proboszcza będą nachodzić następni. Bo liczył, że w ten sposób ułagodzi najeźdźcę – wciąż przecież było słychać w gospodarstwach w Wyszynach i w okolicznych wioskach: „ Dawaj, dawaj… chljeba, podwuzku, łaszadźa – konia”.
15 sierpnia wojna w Wyszynach nie skończyła się. Tydzień później dociera tu III korpus konny Gaj-Chana, przegnany wcześniej z Płocka. Kobiety z dziećmi i paru mężczyzn przybiegają na plebanię. Ksiądz daje im schronienie w piwnicy. Nagle otwierają się drzwi. Rozlega się wrzask kozaka: „ Ksiądz, wychadi!”. Stłoczone kobiety lamentują. „ Uspokójcie się, uspokójcie się, załatwię sprawę i wrócę do was” – mówi proboszcz. Nie wrócił. Niedługo potem zostanie znaleziony za torami martwy, zakłuty bagnetami. Zginął tylko dlatego, że był księdzem. Nieważne, że pozostał ze swoim ludem, o który tak rzekomo troszczyli się wodzowie rewolucji. Zginął, bo był księdzem! Nieważne, że nie bronił jadła zmęczonemu żołnierzowi, choćby wroga. Zginął, bo był księdzem! Wasi przodkowie zrozumieli to - pogrzeb męczennika stał się w Wyszynach prawdziwą manifestacją… Pewnie śpiewano wtedy w kościele:
Spod znaku Maryi rycerski my huf!
Błogosław nam, Chryste, na bój!
Stajemy jak ojce, by służyć Ci znów!
My Polska, my naród, lud Twój!
5.Tak - Umiłowani Wyszynianie - jesteście spod znaku Maryi! Wasza parafia od początku nosiła Jej imię: najpierw, już w XIV wieku- Najświętszej Marii Panny, potem - Jej Wniebowzięcia, a teraz - Matki Boskiej Różańcowej. Dlatego w Jej Imię proszę Was: pozostańcie ludźmi wiary i ludźmi sumienia! Wychowujcie w tym duchu dzieci i młodzież. Dziękuję, że upamiętniacie poświęcenie, ofiarność i odwagę żołnierzy sierpnia 1920 roku i września 1939, ale nie zapominajcie, że szli oni do boju z okrzykiem: „ Jezus! Maryja!”Dobrze, że pamiętacie o Kapłanie Męczenniku, ale nie wstydźcie się modlić w Waszych rodzinach o powołania, siać ziarna powołań! Dbajcie, by niedziela pozostała chrześcijańską niedzielą – Dniem Zmartwychwstania i Mszy Świętej! Wracajcie po smutnych dniach kwarantanny do kościoła – niech Wyszyny Kościelne pozostaną naprawdę „ Kościelne”! Wielkimi krokami zbliża się październik - niech parafia pod wezwaniem Matki Boskiej Różańcowej będzie naprawdę „ Różańcowa”! Umiejcie jak Maryja w Nazarecie i w Ain Karem po chrześcijańsku sobie usłużyć w rodzinach i wspomagać w sąsiedztwie. O to Was w dniu imienin Naszej Matki i Królowej jako Wasz Biskup proszę! Amen.