Bracia i Siostry,
Gromadzimy się dzisiaj, w drugim dniu Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, na płockim Wzgórzu Tumskim.
Stając na tym miejscu, nie możemy nie patrzeć szeroko.
I nie możemy nie spoglądać w głąb.
W głąb ojczystych dziejów.
Być może tutaj, na tym wzgórzu, składali ofiary nasi przodkowie – jak mówił na ateńskim Areopagu bohater dzisiejszego słowa Bożego św. Paweł - „niejako po omacku szukający prawdziwego Boga”.
To tutaj benedyktyni, współtwórcy prawdziwych ideałów Europy, ustawili pierwszy krzyż, wyśpiewywali łacińskie chorały i przepisywali na grubych pergaminowych kartach święte księgi.
Tutaj, jak pisał ksiądz kanonik Jan Długosz w „Rocznikach czyli kronice słynnego Królestwa Polskiego”, stała największa polska romańska katedra, a więc „tum”, jak w średniowieczu katedry nazywano, z wspaniałymi płockimi drzwiami wiary – porta fidei.
I to tu, w 1099 roku, w uroczystość Wniebowzięcia, Władysław Herman pasował na rycerza swego syna księcia Bolesława III, zwanego Krzywoustym.
W murach tej katedry znajduje się największa nekropolia piastowska ze szczątkami Hermana, Krzywoustego, Kędzierzawego i kilkunastu innych domini et haeredes, „panów i dziedziców” ziem polskich i Mazowsza, jak to poświadcza dumny napis na ich grobowcu.
Przez Wzgórze Tumskie dostojnie kroczyli do swojej katedry biskupi: najpierw pierwszy z nich - Marek, a dalej Aleksander z Malonne – wielki świadek naszych związków z najszlachetniejszą, chrześcijańską kulturą zachodniej Europy, za nimi zaś wybitni przedstawiciele polskiego renesansu - Jakub z Korzkwi, Erazm Ciołek, Andrzej Krzycki, Samuel Maciejowski i Andrzej Noskowski.
Aż po czasy współczesne, trudne czasy błogosławionego arcybiskupa Antoniego Juliana Nowowiejskiego – męczennika niemieckiego, hitlerowskiego totalitaryzmu, zamęczonego wraz z jego biskupem pomocniczym bł. Leonem Wetmańskim w niedalekim Działdowie.
Głęboko, ale i szeroko – i szeroko, jak powiedziałem - tak jak szeroko rozlewa się tu Wisła, patrzy się z Tumskiego Wzgórza, z tej katedry na Polskę, na współczesność, na wiarę.
Dzisiejszy dzień jest wymownym świadkiem takiego patrzenia. Oto w czcigodnych stallach płockiego tumu zasiadają podczas Eucharystii nie tylko dostojni kanonicy, lecz także szacowne grono Braci z innych, nie tylko rzymskokatolickiego, Kościołów chrześcijańskich.
Tak, bo – jak powiedziałem – z Tumskiego Wzgórza spogląda się szeroko.
Tak, bo zobowiązują nas do tego dwie siostry – gościnność i życzliwość - wpisane w hasło tegorocznego Tygodnia Ekumenicznego. To hasło, zaczerpnięte z Dziejów Apostolskich 28,2 brzmi jak apel, więcej, jak zobowiązanie: „Życzliwymi bądźmy”. Zaproponowali je w tym roku naszym Kościołom chrześcijanie z Malty, do której koniec końców szczęśliwie dotarli pasażerowie miotanego burzą statku, o którym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Jak skrzętnie policzył św. Łukasz, było to 276 osób - doświadczeni żeglarze, setnik, żołnierze oraz więźniowie ze św. Pawłem na czele. Apostoł ostrzegał marynarzy i wojskowych przed wypłynięciem w złą pogodę, ale setnik zdecydował inaczej, ufając ludzkim umiejętnościom sternika. Istotnie, rozpętała się straszliwa burza, a wraz z nią nieufność, podejrzliwość, trwoga wśród załogi i pasażerów.
Pośród tego zamętu tylko św. Paweł, ten sam, który pozdrawia nas dzisiaj w pierwszych słowach Listu do Kościoła w Koryncie, a my to pozdrowienie często powtarzamy na początku Mszy Świętej: „Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa!” - trwał jak ostoja. Kiedyś, pod Damaszkiem, na początku swej drogi wiary zaufał, że życiem nie rządzi fatum, nie rządzi przypadek. Życiem świata i ludzi rządzi Opatrzność. W tym duchu teraz nie tylko wzywa podróżnych, aby byli dobrej myśli, ale zachęca do pokoju i wspólnego posiłku. I rzeczywiście, zjednoczeni w nadziei nieszczęśnicy, dzielą się chlebem, a w końcu wylądują na „jakiejś wyspie”. Później dowiedzą się, że jest to Malta, która wszystkim, załodze, zwyczajnym podróżnym i transportowanym jak św. Paweł więźniom okaże gościnność. Ci ludzie doświadczą Boskiej Opatrzności dzięki - jak to podkreśli św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich – „niezwykłej życzliwości”, okazanej przez mieszkańców wyspy.
Oto wyzwanie dla nas wszystkich.
Są między nami, uczniami Chrystusa, różnice, ale nie może zabraknąć zwykłej i niezwykłej ludzkiej życzliwości.
Dzieli nas niemało, ale łączy przecież ten sam chrzest, jak to uroczyście przyrzekliśmy sobie 20 lat temu w Polsce i nadal wiernie i bez najmniejszych konfliktów tego się trzymamy.
Dzieli nas niemało, ale nade wszystko łączy ten sam, „niepodzielony” przecież Chrystus.
Chrystus, który wciąż każe nam przeprawiać się „na drugą stronę”, na drugi brzeg i ten drugi brzeg innym pokazywać, o nim wspólnie świadczyć.
Chrystus, który wciąż nawołuje, żeby nie bać się „tłumu”, opinii świata.
Który wciąż, pośród burz tego świata, zadaje nam pytanie: Dlaczego tak się boicie? Kiedy wreszcie naprawdę uwierzycie?
Chrystus, któremu wspólnie możemy dziękować za Jego miłosierdzie.
Zwłaszcza tu w Płocku.
Płocku św. Siostry Faustyny i tylu czcicieli Bożego Miłosierdzia - katolików, ale przecież także mariawitów.
Ani oni, współcześni mariawici, ani my, katolicy, nie jesteśmy odpowiedzialni za podział, który właśnie tutaj, przed ponad 100 laty się dokonał.
My, chrześcijanie dzisiaj, pragniemy szukać prawdy i pojednania.
Uczyńmy zatem - Umiłowani Bracia i Siostry - te słowa swoimi: „Życzliwymi bądźmy”.
Być może potrzeba niewiele:
Nie cieszyć się oznakami słabości innych Kościołów, lecz oznakami ich mocy.
Nie patrzeć na innych chrześcijan z góry.
Starać się bardziej szukać tego, co nas łączy niż tego, co nas dzieli.
I być może potrzeba nieco więcej konkretów. Jest ich, dzięki Bogu, coraz więcej. Tytułem przykładu powiem na koniec o jednym. W Płocku już przeszło 25 lat temu powstała nazwa: „Ulica ekumeniczna”. Ta ulica, to ten nasz wspólny szlak, którym w ciągu tygodnia ekumenicznego co rok wędrujemy: od przyseminaryjnego kościoła św. Jana Chrzciciela, przez katedrę, cerkiew prawosławną, kościół ewangelicki, seminarium duchowne, sanktuarium miłosierdzia, aż po mariawicką Świątynię Miłości i Miłosierdzia. Czy trzeba było wiele, żeby ta symboliczna ulica powstała? Tak naprawdę wystarczył zwykły ludzki odruch życzliwości i gościnności, wspólnej modlitwy koronką – także mariawicką koronką: „O, mój Jezu, miłosierdzia”, a w końcu autentycznej przyjaźni dwóch księży – mariawity ojca Wawrzyńca Rostworowskiego i profesora seminarium, a razem z nimi innych kapłanów i świeckich z płockiego KIK-u. Więcej, ten nasz ekumeniczny szlak znalazł później swoje wymowne przedłużenie w powstaniu Komisji ds. Dialogi Teologicznego, mądrze i cierpliwie prowadzonej przez blisko 13 lat przez dwóch doświadczonych biskupów – zmarłego w tym roku bp. Bronisława Dembowskiego (będziemy go jutro szczególnie wspominać w naszym przyseminaryjnym kościele) i mariawickiego biskupa Ludwika Marię Jabłońskiego. Dzisiaj idziemy coraz dalej i dalej naszą „ekumeniczną ulicą”, świętując razem ekumeniczny dzień stworzenia, śpiewając kolędy na starym płockim rynku, zasiadając w gronie duchownych - przyjaciół, by przygotować kolejny Tydzień Modlitw o Jedność.
Siostry i Bracia!
„Życzliwymi bądźmy”!
Siostry i Bracia!
Amen.