Homilia w Mławie - 300-lecie Gorzkich Żali – 2.03.2013

Czcigodny Księże Kanoniku Ryszardzie wraz z Twoimi Współpracownikami w duszpasterskim trudzie w Parafii św. Biskupa Męczennika; Drodzy kapłani Dekanatu Mławskiego, zcigodny Księże Rektorze i Drodzy Alumni; Wielebne Siostry Zakonne;

Szanowni Przedstawiciele władz samorządowych i oświatowych z Panem Rektorem na czele – już teraz dziękuję Panu za wypełnioną wiedzą historyczną i głęboką wiarą prelekcję,
Umiłowani w Chrystusie Bracia i Siostry,

1. „Gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie”... to już trzecia niedziela, gdy w naszych świątyniach rozlega się ta wymowna pobudka do łączenia życia, pracy i codzienności z Pasją Jezusa Chrystusa. W Waszej rodzinie parafialnej ta pobudka rozbrzmiewa już trzy wieki i za to dobremu Bogu – za mądrych księży misjonarzy, za wiernych ludzi – z serca dziękujemy! Ile pokoleń Mławian uczyło się z Gorzkich żali wiary, współczucia i wrażliwości, nadziei i cierpliwości wobec trudów powołania rodzinnego, kapłańskiego czy zakonnego!
Przyznam Wam się, że ze wzruszeniem wysłuchałem niedawno opowieści pewnego starszego księdza o tym, jak dużo w swoim powołaniu kapłańskim zawdzięcza on nieżyjącym już swoim dziadkom. Oboje ciężko pracowali, wychowali dziewięcioro dzieci i starali się także przekazać coś ze swojej życiowej mądrości wnukom. Babcia Józefa, chyba nie bardzo wierząc, że jej wnuk zostanie kapłanem, mówiła mu niekiedy:
„W trudnych chwilach życia powtarzaj sobie: <Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nade mną! Niepokalane Serce Maryi, módl się za mną>. I koniecznie naucz się Błogosławieństw Jezusa: <Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie... Błogosławieni, którzy się smucą...., Błogosławieni cisi...> Powtarzaj je często i żyj nimi!”
Dziadek natomiast dużo nie mówił... Ale wnuk zapamiętał, że gdy już dziadek nie mógł chodzić, w niedzielne przedpołudnie siadał przy stole, stojącym blisko okna... Żeby lepiej widzieć... Wyjmował niedużą, złocisto-żółtą książeczkę i sam, niskim męskim głosem śpiewał całe Gorzkie żale. Przyszłemu księdzu, który podkradał się czasem jako mały chłopiec pod to okno, wspomnienie pasyjnego śpiewu dziadka pozostało na całe życie...
 
2. Nie tylko jemu. Pozwólcie mi na chwilę osobistego wspomnienia... Po studiach w Rzymie kilka lat pracowałem w nuncjaturze apostolskiej w Warszawie. Tam w stolicy, przy Alei Szucha, gdzie stoi budynek nuncjatury, wciąż żywa jest pamięć o arcybiskupie Achille Rattim, pierwszym nuncjuszu w Polsce po 150 latach rozbiorów, który jako jedyny dyplomata nie opuścił Warszawy podczas najazdu bolszewickiego w 1920 roku, był świadkiem „cudu nad Wisłą” i na własne oczy, między innymi w naszym Płocku, oglądał skutki zdziczenia bolszewii. Gdy kilka lat później został papieżem – papieżem Piusem XI, kazał w kaplicy letniej rezydencji w Castel Gandolfo namalować dwa obrazy – „Obrona Częstochowy” i właśnie „Cud nad Wisłą”. To w tej kaplicy, pośród tych obrazów, co dzień sprawuje obecnie Mszę Świętą i modli się Jego Świątobliwość Benedykt XVI... Zapamiętano, że Pius XI, pełniąc w Warszawie po I wojnie światowej obowiązki nuncjusza, co jakiś czas udawał się na Gorzkie żale do pobliskiego kościoła św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Gdy już poduczył się naszego języka, klęcząc, patrzył w polski tekst, tłumaczył go i medytował. Potem wysłuchiwał kazania pasyjnego, a na końcu brał udział w procesji z Najświętszym Sakramentem. A potem jako papież chwalił głębię Gorzkich żali i pobożność wiernych Warszawy. Mawiał: „pobożni Polacy nie przychodzą do kościoła na pół godziny, oni instalują się w kościele na trzy godziny i więcej”.
 
3. Ci „pobożni Polacy” są wśród nas! To oni wciąż przychodzą w Wielkim Poście do Waszej świątyni na Gorzkie żale, wsłuchają się w pasyjne kazania i ze czcią pokazują dzieciom, wnukom grób ks. Wawrzyńca Benika, twórcy tego nabożeństwa i jego niestrudzonego krzewiciela! Jak dobrze, że dołączają do nich inni! Bo przecież łatwo byłoby tę tradycję przerwać! Dla jednych, w czasach, gdy wielu nie potrafi już pochylać się nad ludzkim cierpieniem, nie potrafi współczuć, za dużo jest w Gorzkich żalach tego, co oni nazywają cierpiętnictwem! Innym znowu przeszkadza barokowy język, barokowe „zawodzenie”, jak mówią! Czy jednak, gdy łączyliśmy przed chwilą swoje głosy z młodymi, wypełnionymi żarem wiary i jakimś współczesnym „rytmem”, głosami studentów Seminarium – przyszłych kapłanów, nie czuliśmy, że ta tradycja może wciąż być żywa? Czy nie czujemy, że jest w niej głębia, którą warto medytować? Że prawdziwe są słowa: „Upał serca swego chłodzę, - Gdy w przepaść Męki Twej wchodzę”?
 
4. Wchodzić w przepaść Męki... Słyszeliśmy dzisiaj – Umiłowani - jedną najbardziej znaczących dla wiary wszystkich wieków, najbardziej porywających opowieści Starego Testamentu – opowieść Księgi Wyjścia o objawieniu imienia Bożego. Pan Bóg mówi do Mojżesza: „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie [...]. Zstąpiłem, aby wyrwać go z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi [...]”. Mojżesz jednak pełen niepokoju pyta: „Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć? Odpowiedział mu Bóg: JESTEM, KTÓRY JESTEM. Oto moje imię...”.
„Imię, które wyraża prawdę, że wszystko ode mnie i ze mnie czerpie istnienie; że podtrzymuję i wypełniam wszystko swoją świętą miłością, która z każdego zła, ucisku, niewoli zdolna jest wyprowadzić dobro”... Dalej Księga Wyjścia snuje swoją opowieść o Bogu dokonującym swojego wielkiego dzieła wyzwolenia... Ludzie jednak coraz bardziej odwracają się od Niego, tak że nie są już w stanie wymawiać Jego imienia; tak że boją się już spoglądać w Jego oblicze. Tylko psalmiści – „pobożni bardowie” Izraela będą jeszcze wołać: „Szukam, o Panie, Twojego oblicza”.
Ta tęsknota psalmistów sprzed stuleci – napisze Błogosławiony Jan Paweł II w liście apostolskim „Na nadchodzące trzecie tysiąclecie” – „nie mogła doczekać się wspanialszego i bardziej zdumiewającego zaspokojenia niż kontemplacja oblicza Chrystusa. W Nim Bóg naprawdę [...] sprawił, że «Jego oblicze zajaśniało» nad nami [...]”. I dalej Ojciec Święty pisze: „kontemplacja oblicza Jezusa pozwala nam [...] zbliżyć się do najbardziej paradoksalnego aspektu Jego tajemnicy, który ujawnia się w ostatniej godzinie, w godzinie Krzyża. [...] Ten paradoks ujawnia się z całą ostrością w okrzyku bólu, na pozór rozpaczliwym, jaki Jezus wydaje, [modląc się na krzyżu słowami Psalmisty]: «Eloi, Eloi, lema sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?» (Mk 15, 34). Czyż można sobie wyobrazić większą udrękę i ciemność bardziej mroczną? [...] Okrzyk Jezusa na krzyżu [...] nie wyraża jednak lęku i rozpaczy, ale jest modlitwą Syna Bożego, który z miłości oddaje swe życie Ojcu dla zbawienia wszystkich. W chwili, gdy utożsamia się z naszym grzechem, [...] oddaje się w ręce Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu. [...] Tylko On, który widzi Ojca i w pełni się Nim raduje, rozumie do końca, co znaczy sprzeciwiać się Jego miłości przez grzech”.
Tyle Błogosławiony Jan Paweł II w „Novo millennio ineunte”. Dodam, że obecny metropolita lwowski – ks. abp. Mieczysław Mokrzycki, jeden z sekretarzy Jana Pawła II, w swoim świadectwie o jego życiu codziennym, wspomina: „W każdą niedzielę [Wielkiego Postu] śpiewaliśmy Gorzkie żale”.
 
5. „Uderz, Jezu, bez odwłoki - W twarde serc naszych opoki!”- wołamy w pobudce do Gorzkich żali. Uderz, bo sami z siebie – bez Twojej łaski, bez Twojej pomocy - nie potrafimy zyskać właściwego usposobienia duszy, by rozważać Twą Mękę. Uderz, bo nawet jeśli zostanie ona tak wymownie przedstawiona, jak to uczynił kilka lat temu Mel Gibson, reżyser „Pasji”, to i tak szybko zapomnimy, pobiegniemy do tysięcy naszych spraw... Uderz, abyśmy potrafili włączyć się w skargę nad cierpiącym Jezusem, a na koniec w rozmowę duszy z Matką Bolesną i modlić się: „Proszę, o Panno jedyna, - Niechaj krzyż Twojego Syna - Zawsze w sercu swym noszę”.
 
6. Niechaj krzyż Twojego Syna - Zawsze w sercu swym noszę”... Ten świat będzie nieraz pytał się: „Co masz z modlitwy? Z chodzenia do kościoła? Co daje ci Krzyż?” A św. Siostra Faustyna, uboga, prosta zakonnica, właśnie w imię miłości Krzyża nauczy miliony, miliony ludzi brać koronkę do ręki i modlić się: „Dla Jego bolesnej Męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego...”. Bo choćby nie wiem jak nowoczesny stał się świat, zawsze będzie w nim cierpienie, zdrada, brak wdzięczności, starość, ból fizyczny i duchowy, śmierć... I nic tego wszystkiego nie pokona, nic innego nie da temu wszystkiemu sensu, tylko Krzyż!
Ten świat z trudem będzie przypominał sobie o Gułagu i Katyniu, lata całe nie potrafi nazwać i upamiętnić ofiary życia Prezydenta Rzeczpospolitej i 95 innych Polaków na służbie Ojczyźnie w drodze do tego Katynia... I dlatego trzeba wciąż przypominać, że to bezbożne, pogańskie reżimy, które połamały Krzyż, zastąpiły go gwiazdą, doprowadziły do największych tragedii w historii ludzkości.
Ten świat będzie dzisiaj objawiał symptomy największej w dziejach chrystofobii – oznaki choroby strachu przed Chrystusem i jego Krzyżem... Wielu, także w naszej Ojczyźnie, także na Krakowskim Przedmieściu, także na Wiejskiej, będzie jej ulegało... A my będziemy go bronić i w tej obronie znajdziemy często wsparcie tam, gdzie się go nie spodziewamy, choćby ze strony Josepha Weilera, żydowskiego prawnika z USA, twórcy terminu chrystofobia i  adwokata strony katolickiej w parlamencie europejskim podczas rozprawy dotyczącej prawa do zawieszania krzyża w miejscach publicznych.
Ten świat będzie w imię walki z chrześcijaństwem osłabiał rodzinę przez wspieranie homoseksualizmu, przez zamazywanie najbardziej naturalnej prawdy o męskości i kobiecości, promując jakąś obłąkańczą ideologię gender; będzie traktował ludzi starych jak zużyte auta. A my, chrześcijanie, będziemy bronić małżeństwa i rodziny, będziemy starali się do tego wielkiego życiowego aktu, jakim jest założenie rodziny, jak najlepiej młodych ludzi przygotowywać; będziemy pokazywać, jak od pierwszej minuty, pod sercem matki, kształtuje się człowiek; będziemy tworzyć i wspierać hospicja, gdzie krzyż jest podstawowym narzędziem pracy... To właśnie o to zmagał się Benedykt XVI! Umiejmy postawą i słowem, przez pamięć o Błogosławionym Janie Pawle II i jego wspaniałym następcy, być obrońcami życia!
Ten świat będzie mówił o Benedykcie XVI: „dezerteruje”, „abdykuje”, „porzuca Kościół”; będzie udawał, że „strasznie” mu teraz zależy na niemiłosiernie wręcz krytykowanym Kościele, na atakowanym bez skrupułów papieżu, na wyborze nowego papieża i to najlepiej... z Marsa. A my będziemy widzieć w Benedykcie XVI, jednoczącego się w swoim osłabłym duchu i ciele z Ukrzyżowanym Panem, prawdziwego nauczyciela Krzyża. I będziemy pamiętać, że nie czekają nas zwykłe wybory, ale konklawe, na którym najważniejszy jest Duch Święty. I że papieżem zostanie nie ten, który miałby „liberalizować Kościół” (cokolwiek to znaczy), lecz ten, kto poniesie dalej w świat prawdę o zwycięskim Krzyżu Jezusa Chrystusa. Dlatego, proszę, bądźmy podczas tej jubileuszowej Eucharystii blisko Benedykta XVI, włączmy się w jego cichą modlitwę za Kościół i błagajmy Ducha Świętego o świętego i światłego następcę Piotra, jak on – niezłomnego świadka Chrystusowego Krzyża.
Amen.