[czytania – z uroczystości: 1 Krl 8, 22-23. 27-30;Psalm – z Krn 29; 1 Kor 3, 9b-11. 16-17; Mt 16, 13-19]
Czcigodni Kapłani; drodzy szafarze sakramentu Bożego Miłosierdzia; Kochane Siostry Zakonne; Drodzy klerycy; Umiłowani w Chrystusie uczestnicy świętej liturgii!
„Jest to jeden z bardzo starożytnych kościołów w Polsce, a w Diecezji Płockiej, wraz z kościołem czerwińskim, co do czasu zajmuje najpierwsze miejsce, co do formy – jest najpiękniejszy. Prawdziwa to matka i głowa kościołów Diecezji. Patrząc na ten gmach, stają przed nami jego dzieje. (…) Po wielokroć niszczony, naprawiany, w XVI w. przebudowany, i w XX w. odbudowany, krasą jest miasta i Diecezji”. (źródło: Abp A.J. Nowowiejski, Płock. Monografia historyczna. Wydanie z 1930 r., s. 179).
To słowa skreślone ręką człowieka, który to miejsce szczególnie ukochał. Słowa tchnące nie tylko miłością i dumą, ale również świadomością tego, czego się własnymi rękoma dotyka, co się na własne oczy ogląda. Słowa bł. abp Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Wypada, aby on nas dziś w to rozważanie wprowadził, w roku, w którym wspominamy 80. rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Katedra taka, jaką ją przez lata oglądaliśmy, to był przecież owoc jego ojcowskiej troski o dom Boga dla kolejnych pokoleń wierzących, którzy wędrowali, i wędrują nadal przez mazowiecką ziemię. Tu pragnął być pochowany, i, chociaż nie możemy dziś klęknąć przy jego grobie, wierzymy, że dziś jego wstawiennictwo nam towarzyszy.
Dziękuję Panu, że mogę jako następca bł. biskupa Antoniego dziś, razem z Wami, jeszcze raz świętować wspomnienie tego dnia, kiedy ta „prawdziwa matka i głowa kościołów Diecezji”, nasza Katedra, została ponownie konsekrowana po gruntownej odbudowie. I tak, jak wtedy, 8 listopada 1903 roku, biskup Jerzy Szembekmógł cieszyć się wskrzeszonym romańskim pięknem tej świątyni, tak dziś ja razem z Wami mogę cieszyć się wracającymi do blasku kolejnymi ołtarzami, kaplicami, kopułą i dachem. W tym miejscu chciałbym z całego serca podziękować za zaangażowanie i troskę o ten „najpiękniejszy kształtem” kościół Diecezji naszemu drogiemu ks. kan. Stefanowi. Bóg jeden wie, ile zdrowia, sił, czasu, a przede wszystkim serca wkłada ks. Stefan w te prace. Niech błogosławiony poprzednik w tych troskach – bł. abp Antoni Julian Nowowiejski, wspiera Cię, nasz drogi Księże Kanoniku, swoim orędownictwem u serca Maryi Wniebowziętej, Królowej Równin Mazowsza.
„Czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi?” pytamy razem z Salomonem, zadziwionym cudem bliskości Najwyższego… Czy naprawdę mieszka między nami Bóg? To pytanie może się rodzi dziś w wielu sercach pogubionych, które straciły nadzieję, które nie mają już siły mierzyć się z wyzwaniami codzienności. Tak wiele dziś jest serc, które wpadły w pułapki ciemności. Tak wiele dziś serc, które nie chcą przejść przez „porta fidei” – przez bramę wiary… Nie chcą przez nią przejść nie dlatego, że się boją, że nie potrzebują, że nie tęsknią. Potrzebują i tęsknią, ale straciły te serca nadzieję na to, że za bramą wiary odnajdą źródło nadziei, i że spotkają miłość bezinteresowną. Nie pomaga tym sercom współczesny świat, skoncentrowany na nieustannym podsycaniu coraz to nowych, bynajmniej nie duchowych pragnień… Często nie pomaga im również życie niektórych ludzi Kościoła, naznaczone słabościami… Jak im pomóc?
Często te serca pojawiają się w murach katedry prowadzone przez ten promień łaski, który nazywa się działaniem Boga w codzienności. Ktoś został ojcem chrzestnym, ktoś bierze ślub, komuś zmarł ktoś bliski… Ludzie wiedzą, że tu księża spowiadają. Więc przychodzą… I tu otwiera się przed nimi przestrzeń, w której wiara, nadzieja i miłość mogą dokonać prawdziwego przebudzenia ducha…
Drodzy Księża spowiednicy, posługujący w konfesjonałach katedry, [w sanktuarium Miłosierdzia], dziękując wam za waszą cierpliwą służbę. Chciałbym was jednocześnie gorąco prosić: nigdy, drodzy, nie zapominajcie, jak wielki cud przez wasze ręce się w tym misterium pojednania dokonuje. Zobaczcie, jakie serca Boża opatrzność do nas tu przyprowadza. Wiele jest serc spragnionych stałego, duchowego towarzyszenia – nie odmawiajmy im zbyt szybko i zbyt łatwo. Wiele serc szuka tu regularnie, zwłaszcza w pierwsze dni każdego miesiąca, pociechy i odnowienia duchowych sił – nie żałujmy im czasu i serca… I wiele serc z tak zwanego „przypadku” przyprowadza nam Bóg… Właśnie dlatego, że ślub, że chrzest, że pogrzeb…
Zwłaszcza dla nich - Drodzy bracia - zwłaszcza dla nich miejmy cierpliwość i szczególnie otwarte na słuchanie serce… Można takie serce podpisaną karteczką szybko odprawić. Można się też zniechęcić, kiedy po drugiej stronie kratki wyraźnie widać, że ktoś przyszedł tylko i wyłącznie „dopełnić formalności”. Ale – Drodzy - i wy, i ja, dobrze wiemy, że to być może jedyna okazja, aby dla tego serca stać się świadkiem Bożej, ojcowskiej, wyrozumiałej, przebaczającej miłości.
Tak - Drodzy księża - właśnie konfesjonał jest dla nas miejscem, w którym możemy stać się świadkami promieniowania Bożego Miłosierdzia. Będziemy nimi naprawdę, jeśli sami nie zapomnimy, że jesteśmy braćmi tych, którzy klękają – nie przed nami, tylko przed Bogiem właśnie, aby szukać uzdrowienia. Nie jesteśmy przecież z „innej gliny”, jesteśmy spośród tych serc wzięci. My – tak samo, a może nawet bardziej, słabi. My – tak samo, a może nawet bardziej, grzeszni. My – tak samo, a może nawet bardziej – potrzebujący miłosierdzia.
Nie muszę wam mówić – Drodzy Bracia - że dobrym spowiednikiem zwykle jest ten, kto sam się dobrze spowiada, kto sam często klęka przed Bogiem i potrafi się szczerze przyznać do swoich grzechów, kto potrafi zapłakać i wzruszyć się razem z penitentem. Taki spowiednik, chociaż siedzi po drugiej stronie kratki, klęczy razem ze swoim bratem – ze swoją siostrą, innym grzesznikiem i razem, dłużnicy Miłosierdzia, wołają o przebaczenie i kolejną szansę…
O takie serca – Kochani szafarze Miłosierdzia - w dniu święta Katedry - naszej Matki, która nas tu do kapłaństwa, a więc do składania ofiary i do posługi jednania, zrodziła, proszę…Brat w dźwiganiu słabości i ojciec w podnoszeniu z upadku – takimi chce nas widzieć Boże Miłosierdzie…
Czy to nie za dużo na ludzkie siły? Tylko na ludzkie na pewno tak. Otuchą napawa nas jednak słowo Ewangelii. Bóg buduje Kościół na skale, ale tą skałą ma być człowiek, który z natury swej był bardziej ruchomym piaskiem. Gdy Apostoł Piotr, pod Cezareą Filipową składał wobec Jezusa swoje wyznanie wiary, jeszcze nie wiedział, jak bardzo jest słaby. Jeszcze nie nadeszła noc przed świętem Paschy. Jeszcze się nie stało wino krwią Mesjasza. Jeszcze nie zapiał trzy razy kogut. Jezus jednak wiedział, komu patrzy w oczy i komu mówi: „na tobie zbuduję mój Kościół”.
To nie z nas jest ta moc. Ona nas przekracza. Nasza słabość zadziwia czasem nas samych. Czasem nie starcza nawet odwagi, żeby się do niej przyznać, nawet jeśli jest oczywista. To z Boga jest ta moc. To On sprawia, że naprawdę jesteśmy świątynią Boga, i Duch Święty mieszka w nas… To on z Szymona – piasku, czyni Piotra – Skałę. To On czyni rzecz niemożliwą i zamieszkuje między nami. To On, niestrudzony miłosierdziem, ma ciągle nowe zapasy balsamuleczącego rany serc złamanych… To z Niego, nie z nas, ta moc. To On wybrał to miejsce. On prowadził naszych ojców, stawiających na Tumskim Wzgórzu pierwszy krzyż. On prowadził i biskupa Aleksandra, i biskupa Antoniego, a dziś prowadzi nas. Jego Serce czuwa nad nami, jak czuwało nad nimi. Wniebowzięta Pani Mazowsza bierze nas pod swój płaszcz tak, jak brała ich.
Dlatego wierzymy, dlatego bardzo chcemy wierzyć, że również i nas, w godzinie próby oczyści i umocni. I staniemy się naprawdę, po przejściu przez Bramę Wiary – wspólnie razem – Bożą budowlą, świątynią Ducha, wolni, i dzielący radość świętych przy Zwycięzcy Śmierci.
Amen.