„Bardzo mi przykro, ale to nowotwór. Prawdopodobnie jest złośliwy...”
Umiłowani w Chrystusie Panu Siostry i Bracia! Każdego roku blisko 150 tysięcy osób w Polsce słyszy takie słowa. Słowa, które budzą lęk, przerażenie, niejednokrotnie odbierają nadzieję…
Czyż można się temu dziwić, skoro w wyniku tej strasznej choroby umiera rocznie około 96 tysięcy Polaków, a na świecie ponad 7 i pół miliona ludzi?
Być może dlatego, dostrzegając skalę problemu, na Światowym Szczycie Walki z Rakiem zorganizowanym pod egidą prezydenta Francji i dyrektora generalnego UNESCO w lutym 2000 roku w Paryżu ustanowiono Światowy Dzień Walki z Rakiem. Corocznie na całym świecie ten Dzień obchodzony jest 4 lutego. My także włączamy się w jego obchody ogarniając naszą modlitwą wszystkich dotkniętych tą chorobą.
Kochani! Rzeczywiście doświadczenie tej choroby jest bardzo trudne: trudne zarówno dla samego chorego, jak i dla jego bliskich, jego rodziny. Pomimo olbrzymiego postępu w dziedzinie medycyny, wciąż bowiem nie umiemy sobie do końca z nią poradzić. Jest to chorobą, która potrafi zwyciężyć nie tylko ludzkie ciało, ale także ludzką duszę. Są bowiem osoby, które w obliczu nowotworu tracą nie tylko wolę życia, ale także wiarę w Bożą opiekę, w Boże miłosierdzie.
Jak zatem powinien odnaleźć się człowiek wierzący, gdy znajdzie się w takiej sytuacji? Jak ma zmierzyć się z tą chorobą? Co powinien zrobić, aby nie utracić nadziei?
Pewne wskazówki i odpowiedzi na te pytania daje nam dzisiejsze słowo Boże. W wysłuchanej przed chwilą Ewangelii widzimy Jezusa, który posyła swoich uczniów - posyła ich do ludzi:
- zagubionych i słabych,
- zmagających się z problemami, które niesie ich życie;
- niejednokrotnie pozbawionych nadziei;
- często samotnych i bezsilnych.
Jezus posyła ich, bo nie chce, aby ci ludzie przeżywali swoją trudną codzienność w samotności. A uczniowie Jezusa – jak mówi Ewangelista: „wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.” (Mk 6, 7-13)
Apostołowie, których posłał Jezus ponieśli Go w swoich sercach wszędzie tam, dokąd się udali. Dzięki temu mogli dokonywać niezwykłych rzeczy – nawet cudów uzdrowienia. Lecz najważniejsze w ich misji było „dzielenie się Jezusem”. Oni pomogli ludziom zrozumieć, że na tej trudnej drodze zwanej życiem nie są sami! Ktoś jest przy nich! Komuś na nich zależy! I tym Kimś jest właśnie Jezus Chrystus.
Drodzy moi! Przesłanie, z którym wyruszyli Apostołowie wciąż pozostaje aktualne i dzisiaj skierowane jest do każdego z nas. Dzisiaj, to do mnie i do ciebie Siostro i Bracie, Jezus mówi: pamiętaj, że nie jesteś sam! Wtedy, kiedy jest ci trudno, wtedy, gdy już nie dajesz sobie rady, wtedy, gdy wszystko zaczyna się sypać – Ja jestem przy tobie. Oddaj się w moją opiekę. Zaufaj mi. Pozwól, abym cię poprowadził…
I prowadzi. Prowadzi przez te najtrudniejsze chwile życia, tak jak matka trzymająca za rękę swoje dziecko. Prowadzi drogą, może czasem bolesną i niewygodną, ale zawsze z jasno określonym celem: miejscem w domu Niebieskiego Ojca.
Jakże wymowne są słowa z dzisiejszego 1 czytania, słowa wypowiedziane przez króla Dawida, kiedy zbliżała się godzina jego śmierci: „Ja wyruszam w drogę przeznaczoną ludziom na całej ziemi.” Rzeczywiście – ludziom całej ziemi…Bo przecież w ostatecznym rozrachunku właściwym celem naszego ludzkiego życia jest wieczność w obecności Boga.
Siostry i Bracia, którzy dźwigacie ciężar choroby – zwłaszcza choroby nowotworowej! Modląc się dzisiaj za was, gorąco proszę: nie zapomnijcie, że w największym nawet trudzie i bólu nie jesteście sami.
Ukrzyżowany, który przeszedł drogę męki, wspinając się na Golgotę, jest przy was. On was rozumie:
- rozumie wasze cierpienie, bo sam musiał się z nim zmierzyć.
- rozumie waszą trwogę, bo sam ją odczuwał;
- rozumie troskę waszych bliskich, bo widział ją w oczach swej Matki.
On rozumie. Więcej nawet! On współcierpi razem z wami. I będąc tuż obok, przypomina nieustannie, byśmy nigdy nie stracili z oczu perspektywy zbawienia, którą przed nami otworzył. Amen.