Czcigodny Księże Kanoniku Doktorze Dariuszu, Proboszczu i Dziekanie Serocki, wraz z wszystkimi kapłanami, Twoimi Współpracownikami w duszpasterskim trudzie tu w Serocku i w całym Dekanacie,
Wielce Szanowny Panie Burmistrzu wraz z Rajcami Miejskimi,
Dostojni Przedstawiciele Władz Państwowych, Samorządowych i Oświatowych,
Szanowni Delegaci Służb Mundurowych i Członkowie Pocztów Sztandarowych,
Umiłowani Siostry i Bracia,
„Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy”. Obraliście sobie na obchód Waszego wspaniałego Jubileuszu 600-lecia Trzecią Niedzielę Wielkanocną, w którą Kościół czyta wymowną opowieść-katechezę o uczniach z Emaus. To jeden z najpiękniejszych urywków Ewangelii świętej: wstęga drogi, coraz bardziej oddalające się mury Jerozolimy, bezchmurne, wiosenne niebo, słońce... Dwie wolno idące postacie, a potem trzecia – postać Nieznajomego. I kres zdarzenia przy łamaniu chleba w cichym Emaus, w miejscowym zajeździe, gospodzie, gdy słońce chyli się ku zachodowi...
Taki to dzień, taką niedzielę i taką Ewangelię obraliście – Drodzy Moi - na obchód Jubileuszu Waszego Emaus - Serocka. Gdy w dziele „Dzieje Mazowsza” pod redakcją profesorów Gieysztora i Samsonowicza ogląda się mapę Mazowsza z przełomu XI i XII wieku, to bez trudu zauważa się, że nie ma na niej jeszcze wielkiej dzisiaj Warszawy, a jest Serock. Jest gród, który – obok Płocka, Raciąża, Zakroczymia, Ciechanowa i Pułtuska - należy do najstarszych na Mazowszu. Więcej jeszcze, gdy w 1417 roku Serock otrzymywał prawa miejskie, można tu było już od dawna rozpoznawać Chrystusa w łamaniu chleba, przyjmować Go w Eucharystii. Prawdopodobnie w X-XI wieku w Serocku istniał bowiem kościół, a nawet mógł w tych okolicach – według śmiałej hipotezy świętej pamięci ks. prof. Tadeusza Żebrowskiego – trudzić się sam św. Wojciech, zanim jeszcze podjął wyprawę ewangelizacyjną do Prus. Myśl tę – cytuję dalej księdza profesora – zdają się popierać wezwania kościołów istniejących na podgrodziu – „świętowojciechowe” wezwania świątyń właśnie w Serocku, a także w Nasielsku czy Czerwińsku.
Tak, „świętowojciechowe”, bo pierwszym patronem Waszego kościoła, waszej parafii był właśnie św. Wojciech, Adalbert. Być może właśnie na tym skrawku ziemi między Narwią i Wisłą ów czeski Sanctus Adalbert sposobił się do wyprawy misyjnej wśród pogańskich Prusów. Stąd w Waszym herbie te dwie litery: „S” i „A”, co można oddać po łacinie jako Serock Adalberti - „Wojciechowy Serock”. Jakże więc nie cieszyć się z tego, że wracacie dzisiaj do tej pierwotnej historii, do swojej szlachetnej tradycji! Że poprosiliście Ojca świętego Franciszka o to, aby udzielił Wam tego przywileju, byście mogli rzeczywistość swojego herbu potwierdzić przez uczynienie św. Wojciecha Waszym szczególnym patronem. I istotnie, jak słyszeliśmy przed chwilą, łaskę tę i prawo do Wojciechowego imienia otrzymaliście!
Pamiętajcie zatem – Siostry i Bracia - że to imię patrona Polski, Czech i Węgier, także Was określa, że to imię Was wspomaga i że to imię Was zobowiązuje! Zobowiązuje przede wszystkim do mężnego stania przy wartościach, przy których on stał: walki ze zniewoleniami i bożkami oraz wierności własnym korzeniom kulturowym i religijnym. Św. Jan Paweł II, przemawiając w Gnieźnie z okazji 1000-lecia męczeńskiej śmierci Wojciecha, tak go opisywał: „Jako człowiek Kościoła św. Wojciech zawsze zachowywał niezależność w niestrudzonej obronie ludzkiej godności i podnoszeniu poziomu życia społecznego. Z duchową głębią doświadczenia monastycznego podejmował służbę ubogim. Wszystkie te przymioty osobowości św. Wojciecha sprawiają, że jest on natchnieniem dla tych, którzy dziś pracują nad zbudowaniem nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych”. Tak, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych, a nie pomimo tych korzeni! A nie na przekór tym korzeniom! A nie wbrew nim! Św. Wojciech pyta dzisiaj: Dlaczego, Europo, tak wstydzisz się przyznawać się do swojego chrześcijańskiego dziedzictwa? Czemu trwonisz to dziedzictwo, pozostawiając pustymi twoje wspaniałe katedry i kościoły lub zamieniając je na muzea, restauracje i księgarnie? Ten, który wstawiał się za chrześcijańskimi niewolnikami, wysyłanych do krajówislamu i wykupywał ich z muzułmańskich rąk (również tu, u Was, archeolodzy wykopali arabską monetę – średniowieczny dirhem) pyta: Czego ci brak, Europo, że tak rozwadniasz małżeństwo i rodzinę, że popełniasz demograficzne samobójstwo i gdy nie masz już swoich dzieci, sprowadzasz w to miejsce setki tysięcy muzułmanów?
„Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali”.
Słyszeliście zapewne tę przypowieść, jak to pewnemu człowiekowi dane było we śnie zobaczyć ścieżkę swojego życia. A ujrzał ją w symbolu śladów stóp odciśniętych na piasku. Po niemal każdym z minionych dni pozostały na piasku ślady stóp – stóp jego i Jezusa. Jednak, gdy tylko pojawiały się jakieś trudności w życiu, jedna para stóp znikała, a ów człowiek widział wtedy tylko jeden ślad. Zaniepokojony tym zapytał: „Panie, popatrz, postanowiłem iść zawsze z Tobą, a Ty przyrzekłeś być zawsze ze mną. Czemu więc zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?” A Pan odrzekł: „Wiesz, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad, to ja niosłem Cię na moich ramionach”.
Kochani! To znana opowieść, a tak naprawdę głębokie wyznanie wiary jakiegoś anonimowego, doświadczonego przez życie chrześcijanina.
Przyznam Wam jednak, że gdy myślałem o dzisiejszej homilii z okazji Jubileuszu Waszego miasta, nie potrafiłem się od tej przypowieści się uwolnić. Pewnie dlatego, że czytając karty z Waszych dziejów zdałem sobie sprawę z tego, ile w nich było ciężaru życia, jak bolesne były tu często losy ludzi. Choćby losy rybaków, flisaków, osób trudniących się przy przetwarzaniu nadrzecznej wikliny, zarabiających na cłach i na kwaterach dla spławiających towary do Gdańska. A potem jak rozlał się tutaj potop szwedzki, po którym w Waszym mieście pozostało tylko 66 mieszkańców! Dalej - Serock jako miasto garnizonowe z wszystkimi problemami materialnymi i moralnymi takich miast. I ten smutny obraz wojsk polskich wycofujących się przez Wasz rynek po klęsce w bitwie pod Ostrołęką. Później owe dwa lipcowe dni 1893 roku, kiedy to straszny pożar właściwie strawił całe miasto. A cóż powiedzieć śmierci blisko 70 osób podczas bombardowania we wrześniu’39 roku i o eksterminacji niemal wszystkich obywateli żydowskich, o obozie pracy przymusowej, o wyzwoleniu i o szarej PRL-owskiej egzystencji?
Ale jakby coś niosło - jakaś wiara, jakaś nadzieja; jakby ktoś niósł przez te wieki Wasze miasteczko. Czy ktokolwiek miałby dzisiaj odwagę powiedzieć, że była to tylko czysto ludzka siła przeżycia, że nie była to chrześcijańska nadzieja i że nie był to Chrystus? Co spłonęło, było odbudowywane. Co niszczało, Wasi przodkowie podnosili z ruin.
Jakie to pouczające – Moi Drodzy - że gdy ostatni piastowscy władcy Mazowsza, książęta Janusz III i Stanisław, postanowili ufundować ten wspaniały - gotycki i „Wojciechowy” wtedy kościół, to wznosił go nie budowlaniec z Wenecji czy z Magdeburga, ale mistrz Maciej Gadzała – stąd, z Serocka? A gdy dwadzieścia lat później kładziono tu sklepienie, co przecież było i jest jedną z najtrudniejszych murarskich sztuk, to robił to Wawrzyniec z Serocka, też stąd? A gdy trzeba było odbudowywać, odtwarzać, wzmacniać tkankę społeczną i moralną, jawili się tacy ludzie, jak doktor Antoni Kędzierski i jego brat Apoloniusz, jak rabin Josef Lewinstein, jak księża Jan Milewski – założyciel koła rolniczego czy Franciszek Kuligowski, jeden z najwybitniejszych kapłanów diecezji płockiej? A ilu jeszcze należałoby wymienić tych wielkich duchów Waszej małej ojczyzny, którzy odbudowywali ze zgliszczy, budzili nadzieję i kształtowali sumienia? Także dzisiaj? Także dzisiaj...
„Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu”.
Panie Jezu Chryste! Miał rację poeta, pisząc: „Drogi nasze codziennie wiodą do Emaus” (Maciej Kononowicz). Pozostań więc z nami, tak jak byłeś z nami przez te sześćset lat. Pozwól nam, w dniu, w którym jako naszego patrona obieramy na nowo św. Wojciecha, być wiernymi jego ideałom. Pomóż, abyśmy nie mierzyli wszystkiego ludzką miarą – miarą sukcesu, korzyści, kariery, hierarchii świata. Daj nam łaskę zrozumienia, że miarą, którą Ty wniosłeś w świat, jest wierność, jest ofiara, jest mężnie niesiony krzyż, jest nadzieja i radość Zmartwychwstania. I pozwól, abyśmy zawsze – jak uczniowie z Emaus - poznawali Cię w Piśmie świętym – drogowskazie prawdziwego życia oraz w łamaniu chleba – coniedzielnej Eucharystii i służbie na rzecz naszych rodzin, naszych sąsiadów, naszych sióstr i braci, naszej Ojczyzny. Amen.