1. „Piotrze, Kościół Syna – udzielając Ci święceń kapłańskich - przytula Cię dzisiaj jak najgoręcej do swego serca”... Tymi słowami kończyłem - Siostry i Bracia - homilię w ostatnie Boże Narodzenie, pół roku temu, gdy w kaplicy seminaryjnej, udzielałem diakonowi Piotrowi Błońskiemu święceń kapłańskich. Ale wtedy z podziwu godną wytrwałością stał jeszcze przed mną i świadomie wypowiadał wielkie a przecież proste słowa święceń: „Jestem”... „Przyrzekam...” „Chcę...”, „Chcę, z Bożą pomocą”... Choć więc dzisiaj mówi do nas już tylko przez znak trumny, wierzę, że jest z nami; że jak wielu ludziom przed swoim przejściem do domu Ojca przyrzekał - nie zapomina o nas, oręduje za nami. I dlatego chcę tę homilię mówić znowu do niego, a przez niego do nas wszystkich. Jak wtedy w godzinie święceń...
2. „Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»”.
Tylko garstka profesorów, kolegów znała Cię – Piotrze - sześć lat temu tu, w Płocku. Wstąpiłeś do seminarium i nie miałeś wątpliwości, że to Twoja droga. Byłeś przystojny, lubiłeś tańczyć, pływałeś, brałeś udział w olimpiadzie matematycznej, kochałeś góry. I nawet trochę dziwiłeś się, kiedy odczytałeś powołanie – jak prorok Jeremiasz, jak Mateusz, jak Paweł: „Ja, Panie, naprawdę ja? Przecież ja mam kłopoty z polskim, jak ja powiem kazanie, jak będę uczył?”
I nie powiedziałeś zbyt wielu tych kazań, a księdzem byłeś zaledwie pół roku. Ale Twoje „kazanie życia” zna dzisiaj cały Płock! I gdy żegnamy Cię tu, na ziemi, w ten kapłański pierwszy czwartek miesiąca, powtarza się coś z tamtych „niebiańskich niedziel” – Niedzieli Zmartwychwstania, Niedzieli Miłosierdzia, Niedzieli Zesłania Ducha Świętego. Apostołowie zabarykadowali się w Wieczerniku. Ci, którzy przez trzy lata towarzyszyli Jezusowi, widząc setki, jeśli nie tysiące uzdrowień, wskrzeszeń i cudów, zamknęli się w skorupie lęku. Zatrzasnęli drzwi. Ale gdy Pan przyszedł, gdy obdarował ich swoim pokojem, gdy tchnął Ducha Świętego, wybiegli na ulice. Nie zastanawiali się, w jaki sposób zostanie odebrane ich przesłanie, jak zareagują słuchacze. Wyszli i przeorali tamten świat. Nie musimy być wielcy. Nie musimy być mocni ani wpływowi. Nie musimy nawet być inteligentni. Musimy tylko pozwolić działać Zmartwychwstałemu Panu i Jego Duchowi. Być miłosiernymi. Stawać się małymi i służyć. Byłeś, jesteś, Piotrze, świadkiem, wymownym świadkiem tej prawdy pośród nas...
3. „Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. [Gdy więc wrócił], rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę»”.
Tomasz jest w Wieczerniku pierwszego Kościoła świadkiem powagi cierpienia, świadkiem prawdy Krzyża. Wielu poznało Cię, Piotrze, po śladach gwoździ Twojego cierpienia, gdy przyszli tu do katedry i - może nawet przypadkowo – natrafili na Twoją z trudem odprawianą Mszę, na świadectwo podczas rekolekcji dla chorych, prowadzonych przez ks. profesora Ireneusza, albo na dziękczynienie za kanonizację Jana Pawia II i Jana XXIII. Mówiłeś tu wtedy, że w chorobie uczyłeś się powtarzać: „Bądź wola Twoja, bądź wola Twoja, Panie”! To stało się mottem Twojego kapłaństwa. „Ale przyszła operacja – opowiadałeś - przyszedł ból. I wtedy ciężko było powiedzieć <Bądź wola Twoja>. Kiedy człowiek leżał w szpitalnej sali i nie mógł przewrócić się z boku na bok, bo wszystko bolało, ciężko było powiedzieć <Bądź wola Twoja>”. „Jeśli nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”... Straszny realizm krzyża... Jego, Jezusa, Twój, Piotrze, i tylu milionów wędrowców przez ziemię.
4. My, chrześcijanie, nie szukamy cierpienia... Ty też go nie szukałeś... Ale uczyłeś się i nauczyłeś się mówić z prostotą: „Bądź wola Twoja, Panie!”, gdy przymierałeś z głodu i szedłeś do seminaryjnej kuchni, żeby choć powonieniem, tak, powonieniem, się podkarmić. „Bądź wola Twoja, Panie!”, gdy lekarze oświadczyli, że nic nie da się zrobić. I jeszcze słowa siostry Józefy, pasjonistki i lekarki z Winiar, która powtarzała Ci: „Bóg Cię bardzo kocha... Bóg ma w stosunku do ciebie wielkie plany... W życiu nie ma przypadków... Myśl o niebie”.
Słyszałeś takie słowa dziesiątki razy wcześniej: na katechezie, na oazie, na konferencjach ojców duchownych... Teraz, gdy znowu je usłyszałeś, miałeś ochotę protestować: „Siostro, co siostra mówi? Jakie plany? Ja umieram z głodu! Co ja mogę zrobić?”. Ostrzegamy się niekiedy, my, wierzący, żeby nie udzielać łatwych pocieszeń przy łóżku chorego. A jednak te słowa podziałały! Może dlatego, że były poparte siłą wiary, siłą powołania „siostry spod Krzyża”, jej modlitwą współczucia, adoracją - nie domyślajmy się zbyt dużo, nie wchodźmy zbyt głęboko, niedyskretnie w tajemnicę powołania... Ale zadziałały, umocniły, przygotowały...
5. „<<Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym». Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!»”. Ukojenie przyniosła adoracja Najświętszego Sakramentu w seminaryjnej kaplicy. Oddałeś wtedy wszystkie myśli i wątpliwości Panu Bogu. I poprosiłeś o święcenia. Nie miałeś jeszcze zdanych wszystkich egzaminów, nie odbyłeś „kanonicznych” rekolekcji. Ale nie miałem najmniejszych wątpliwości, że swoim stylem przeżywania cierpienia zaliczyłeś z najwyższą oceną egzamin do kapłaństwa; że w Ogrójcu swoich zmagań przeżyłeś najwymowniejsze rekolekcje. Miałem tylko jedną wątpliwość, co dalej ... Po rozmowie z braćmi kapłanami i na modlitwie doszedłem do rozeznania: poślę Cię do pierwszej placówki parafialnej w diecezji, do katedry. Znajdziesz tu wrażliwego proboszcza (o, jakże wrażliwego, od początku do końca, gdy trzymał Cię z rękę w godzinie Twojego umierania i czuł, że jest KTOŚ, kto nad tym czuwa); znajdziesz tu współbraci wikariuszy, znajdziesz serdeczną wspólnotę.
Piotrze - powiedziałem Ci wtedy - usłuż swoim cierpieniem przy katedralnym ołtarzu, w konfesjonale, na rozmowie... I na koniec Mszy Święceń wręczyłem Ci nominację. Taką samą, jaką otrzymuje każdy neoprezbiter... Usłużyłeś... Ile razy pytano Cię w tych miesiącach, tygodniach: „Piotrze, jak się czujesz?”, niemal zawsze z Twoich ust, ust wycieńczonego, często zmęczonego bezsenną nocą neoprezbitera, padała ta sama odpowiedź: „Dobrze, dobrze się czuję... Jadę do katedry, odprawię Mszę Świętą, potem będę spowiadał”.
Ilu ludzi doznało łaski Bożego Miłosierdzia, klękając przy Twoim konfesjonale? Wdrapując się po stromych seminaryjnych schodach na Golgotę Jego cierpienia? Spotykając Cię na korytarzu „Caritasu” czy na Winiarach, żegnając się z Tobą w Szpitalu Świętej Trójcy? Ilu potrafi dzięki temu na nowo wyznać: „Pan Bóg i mój”? Festiwal młodych ... Po Apelu Jasnogórskm podchodzi do mnie młodziutka dziewczyna... „Proszę Księdza Biskupa, co z Księdzem Piotrem?” „A ty go znasz?” „Tak, proszę Księdza Biskupa, należę do oazy w parafii katedralnej... Ksiądz Piotr przychodził do nas, rozmawiał, kupił nam ciastka, interesował się...”. Marzyłeś nawet, że we wakacje pojedziesz w góry z tą czy inną wspólnotą oazową...
6. „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli».
Pojawił się jeszcze cień szansy ... Klinika w Gdańsku.... Lekarze proponują Ci nowatorską metodę leczenia. Metoda nie jest jednak jeszcze sprawdzona, a jej zastosowanie będzie długotrwałe. Musiałbyś wiele miesięcy pozostać w szpitalu. Odmawiasz .... Tak, chcesz żyć. Ale pragniesz czas, który Ci pozostał, spędzić jako kapłan, a nie w klinice... Mówisz: chcę służyć krzyżem, a nie tracić czas. Służysz, do końca. Gdy już po ludzku już nie możesz, powtarzasz: będę o Was pamiętał u Pana ...
Pamiętasz? Tę samą Ewangelię – Ewangelię miłosierdzia, Tomaszową Ewangelię komentował papież Benedykt XVI podczas beatyfikacji Jana Pawła Wielkiego. Jak ten komentarz pasuje do Ciebie! „Pan – mówił wtedy papież - pozbawiał go stopniowo wszystkiego, lecz on pozostawał skałą, zgodnie z wolą Chrystusa. Jego głęboka pokora zakorzeniona w intymnym zjednoczeniu z Chrystusem, pozwoliła mu [...] dawać jeszcze bardziej wymowne przesłanie, i to w czasie, gdy topniały jego siły fizyczne. W ten sposób doskonale zrealizował on powołanie każdego kapłana i biskupa: bycia jednym z Chrystusem, z Tym, którego codziennie przyjmuje i ofiaruje w Eucharystii. Błogosławiony jesteś umiłowany Papieżu Janie Pawle II, ponieważ uwierzyłeś. Prosimy, byś nadal umacniał z nieba wiarę Ludu Bożego”.
Piotrze, wierzę, że jesteś w gronie błogosławionych w niebie. Mówiłeś mi: ofiaruję moje cierpienia za to, żeby z naszego seminarium wychodzili święci kapłani. Ofiaruję za jedność kapłanów. Pamiętaj o nas, Piotrze.
7. Panie - dziękuję Ci za księdza Piotra. Za to, że swoją kapłańską służbą w cierpieniu, swoją prostotą, swoją gotowością na spotkanie z Tobą poprzez próg śmierci, pozwolił nam poczuć świeży powiew Zmartwychwstania. Pełni wesela, choć przez łzy, prosimy: pomnóż łaskę, którą przez niego „udzieliłeś naszemu Kościołowi, abyśmy wszyscy głębiej pojęli, jak wielki jest chrzest, przez który zostaliśmy oczyszczeni, jak potężny jest Duch, przez którego zostaliśmy odrodzeni, i jak cenna jest Krew, przez którą zostaliśmy odkupieni”. Amen.