Św. Jan Apostoł zapisał to samo na początku swojej Czwartej Ewangelii, w jej prologu, innymi, może nawet bardziej nam znanym słowami: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo... I słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami” (J 1,1-18). Co wspaniały poeta Roman Brandstaetter, znawca hebrajskiego i greki, potomek polskich rabinów, przetłumaczył: „Na początku był Sens, a Sens był u Boga, i Bogiem był Sens... I Sens stał się ciałem i zamieszkał między nami...”.
2. Pozdrawiam Was - Drodzy Kapłani, Siostry Zakonne, Klerycy, Mamy, Ojcowie i Wy, Młodzi Przyjaciele – wszystkich obecnych tu, w Płockiej Bazylice Katedralnej, a także słuchaczy Katolickiego Radia Płock i Katolickiego Radia Ciechanów, w tę świętą noc Bożego Narodzenia, na Mszy zwanej Pasterką.
Jest to Pasterka, bowiem uczestnicząc w niej, naśladujemy ubogich Pasterzy, którzy w tamtą Świętą Noc na głos anioła śpiesznie zostawili ciepłe pielesze, tlące się ogniska i stada, i wpatrzeni w tę jedną, „najjaśniejszą z wszystkich gwiazd” - wyruszyli na spotkanie Zbawiciela.
Pomyślcie, Najmilsi: ludzie z czasów Jezusa nie wiedzieli, że wszechświat składa się z około stu miliardów galaktyk, a sama tylko nasza galaktyka, w której – jak śpiewał Bułat Okudżawa – „kręci się” nasza Ziemia, liczy sobie przynajmniej sto miliardów gwiazd. Nie śniło się im nawet, że „kręci się” ona wokół Słońca, więcej - że „kręci się” z prędkością 100 tysięcy kilometrów na godzinę. Nie wiedzieli o stu bilionach komórek, z których składa się nasze ciało. Nie wiedzieli, że w DNA każdej z tych komórek jest od początku zapisana podstawowa informacja naszego życia. Nie mieli pojęcia, że cały program ludzkiego mózgu, najbardziej złożony program, jaki istnieje we wszechświecie, jest już zakodowany w pierwszej molekule jeszcze nienarodzonego człowieka.
Tak, ludzie z czasów Chrystusa nie znali tych wszystkich atomów, protonów, neutronów, elektronów i kwarków, nie znali cudownych struktur DNA, nie mieli zadziwiającej wiedzy o tym, jak wielki jest świat, jak cudownie zorganizowany, jak wyraźnie, jak mocno od najdrobniejszych atomów po największe galaktyki przenika go Boska myśl. Potrafili jednak się dziwić, potrafili pytać, potrafili patrzeć w gwiazdy, potrafili iść – jak dzisiejsi pasterze - za głosem „rozanielonego serca”, potrafili wsłuchiwać się w głosy starych ksiąg... I dlatego wiedzieli, że za tym, co widzialne, kryje się jakiś wielki Sens! Że ludzkie dzieje, ludzkie biografie nie toczą się bezładnie, ale istnieje w nich nadany przez Boga kierunek. I że właśnie w tę Świętą Noc ten kierunek – Logos, Sens – został objawiony ludziom wszystkich czasów! Że spełniły się niezliczone proroctwa, zapowiadające Jego przyjście. Że – jak zapowiadał setki lat wcześniej prorok Izajasz - naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło... Syn został nam dany...
3. Gdzie jednak jest ta „wielka światłość”? Jak się objawiła Boskość tego Syna? Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki – odpowiada krótko dzisiejsza Ewangelia. I gdzie jest to panowanie „Przedziwnego Doradcy i Księcia Pokoju”, o którym mówi Prorok Izajasz? To panowanie, to królestwo – odpowiadał Błogosławiony Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Betlejem w Roku Dwutysięcznym, Roku Wielkiego Jubileuszu - „nie jest grą siły, bogactwa i zdobyczy, która zdaje się kształtować naszą ludzką historię. Jest to raczej moc do pokonania Wiecznego Zła, do ostatecznego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Jest to moc leczenia ran, które zniekształcają obraz Stworzyciela w Jego stworzeniach. [...]. To jest orędzie Betlejem dzisiaj i na zawsze. To jest nadzwyczajny dar, który Książę Pokoju przyniósł na świat dwa tysiące lat temu”.
4. Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki...
Siostry i Bracia! Nie może być bardziej „ludzkiego”, bardziej paradoksalnego, bardziej kruchego znaku niż znak owiniętego w pieluszki Niemowlęcia! Tak, na tym polega wielki Boski paradoks chrześcijaństwa, o którym z taką czułością opowiadają nasze kolędy, nasze pastorałki! O tym także wciąż, dzień po dniu, przypomina nam niezwykły fenomen, jakim jest zaledwie kilkumiesięczny pontyfikat Ojca Świętego Franciszka. Papieża, który codziennymi gestami, takimi jak troska o uciekinierów na Lampeduzie, jak trzygodzinne spotkanie z chorymi, którzy pielgrzymowali do Lourdes i nie zdarzył się im żaden cud, pokazuje, że „nie kocha się idei. Nie kocha się słów. Kocha się ludzi”. Że kocha się człowieka, zwłaszcza tego najbliżej nas, który został nam dany jako: mama, tata, mąż, żona, brat, siostra, babcia, teściowa, kolega z pracy, koleżanka ze szkoły, sąsiadka z klatki schodowej... I że Logos, Sens, Słowo – o którym mówi przytoczony przeze mnie na początku głęboki prolog Ewangelii Św. Jana - ma imię, konkretne imię – Jezus Chrystus. I że podczas tej jedynej, Świętej Nocy Bożego Narodzenia Jezus – Słowo, które ciałem się stało - stał się najbliższy każdemu przez to, że przyjął nasze ciało, nasz uśmiech, nasze uczucia, nasze myślenie, naszą kulturę, naszą kruchość.
5. Gdy medytowałem nad tym fragmentem homilii, przyszło mi - Umiłowani - na myśl, że powinienem podzielić się z Wami pewną wiadomością.
Jeszcze dzisiaj, w południe, podczas drugiej Mszy Świętej Bożonarodzeniowej, udzielę święceń kapłańskich. Zwykle udzielam ich na początku czerwca, tutaj, w katedrze, całej grupie diakonów. Tym razem miejscem święceń będzie niewielka kaplica seminaryjna, a święcony będzie tylko jeden diakon, student szóstego roku seminarium. Rok temu zachorował na raka. Walczył, przechodził kilka operacji, wyglądało, że po ludzku sądząc jest dobrze. Niestety, tydzień temu okazało się, że nie jest dobrze. I że po ludzku sądząc z jego zdrowiem jest źle. Nie zdał jeszcze wszystkich egzaminów. Nie odprawił przepisanych rekolekcji. Ale biskup jest także po to, żeby dyspensować. Zrobiłem to. I dzisiaj go święcę. Nie myślcie, że łatwo mi o tym mówić. I że będzie mi łatwo w dzisiejsze bożonarodzeniowe południe patrzeć w oczy jego mamy, jego ojca... I nie myślcie, że ja, biskup Piotr, i on, diakon Piotr, przestaliśmy marzyć o jego uzdrowieniu. I że i on, i ja, i cała wspólnota seminaryjna nie modlimy się o cud i że w cud nie wierzymy. Wierzymy!!
Święcę go, bo chcę, żeby usłużył kapłańskim już cierpieniem, kapłańskim świadectwem młodego, a tak już doświadczonego mężczyzny – przy ołtarzu, w konfesjonale - całemu ludowi Bożemu tak długo, jak Pan Bóg zechce. I żeby był pośród Was świadkiem miłosiernej bliskości Boga w każdej sytuacji życia.
6. Mówię Wam o tym podczas tej radosnej Pasterki nie, żeby Was zasmucać, ale żeby prosić Was o wspólną modlitwę, modlitwę o cud uzdrowienia ciężko chorego diakona Piotra:
POD TWOJĄ OBRONĘ.... .... Przede wszystkim jednak bądźmy - Kochani, - bądźmy wszyscy świadkami Miłości, która jest większa niż jakakolwiek słabość. Miłości, która zapuszcza swoje korzenie pośród największej „kruchości”. Która uczy nas bliskości wobec siebie nawzajem. Uczy nas czułości wobec siebie. Pomyślcie: jak bardzo w tej perspektywie bledną nasze ludzkie słabości, nasze spory i kłótnie, nasze zmartwienia i depresje! Jak bardzo nasze kariery i sukcesy w tej perspektywie przypominają mydlane bańki!
Jak liczy się coś innego, coś zupełnie innego. „Ukazała się bowiem łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud wybrany na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków”. (Tt 2, 11-14) Amen.