[Czytania z poniedziałku pierwszego tygodnia Adwentu]
Drodzy Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
„ucieszyłem się, gdy mi powiedziano: Pójdziemy do Domu Pana. Już stoją nasze stopy w twoich bramach, Jeruzalem” – słowa dzisiejszego psalmu responsoryjnego.
Tak - to radość każdego kapłańskiego serca, że może być tak blisko Pana. To wielka radość, że w Domu Pana możemy stanąć razem, być razem, i słuchać Jego Słowa, i łamać Chleb, który staje się Jego Ciałem. Weszliśmy na Górę Pana, do której płynie rzeka ludzkich serc szukających pocieszenia i miłosierdzia. Weszliśmy do „świątyni Boga Jakuba”, „szukając światłości Pańskiej”, rozpraszającej wszelkie ciemności.
Z prawdziwą radością i szczerą wdzięcznością Bożemu Miłosierdziu modlę się razem z wami - Drodzy bracia - w tym miejscu, tak szczególnym i tak bardzo przez Boga wybranym – w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, w miejscu pierwszego objawienia Jezusa Miłosiernego św. Siostrze Faustynie. Z nadzieją przestępuję razem z wami próg tej skromnej świątyni, żeby powtórzyć tu razem z wami, u progu Adwentu, u progu waszej posługi dekanalnych ojców duchownych kapłanów, akt zawierzenia wpisany w te trzy proste słowa: „Jezu, ufam Tobie.”
Miłosierdzie prowadzi nas do otwartej Księgi Żywego Słowa. Dobra nowina na dziś prowadzi nas do doświadczenia cudu wiary, która objawia się w momencie próby, i która sprawdza się w całkowitym zawierzeniu wypowiadanemu przez Boga Słowu.
Nie muszę Wam - Drodzy księża - tłumaczyć, co oznaczało dla obu stron spotkanie rzymskiego setnika z żydowskim wędrownym nauczycielem. Ten pierwszy mógł występować z pozycji siły. Jako oficer miał pod sobą żołnierzy. Miał w ręku prawo miecza, ius gladii. Ten drugi – mógł występować z pozycji obrońcy rytualnej czystości. Prawo i obyczaje Narodu Wybranego zabraniały kontaktów z nieczystymi poganami. Z jednej strony pokora i wiara, a z drugiej strony miłość i miłosierdzie sprawiły, że to, co mogło być bolesną konfrontacją, stało się pełnym radości spotkaniem.
W jakimś sensie staje się ta ewangeliczna scena dla nas - Drodzy bracia - podpowiedzią, w jaki sposób mamy sprawować naszą posługę. Ojciec duchowny księży w dekanacie to ktoś, kto ma do spełnienia naprawdę szczególną misję. Nie chodzi tu tylko o wygłoszenie konferencji ascetycznej na spotkaniu dekanalnym, chociaż i to jest odpowiedzialnym i ważnym zadaniem.
Chciałbym was prosić - Drodzy bracia - abyście właśnie wy – ojcowie duchowni księży, byli w swoich dekanatach misjonarzami budowania kapłańskiej wspólnoty, kapłańskiej jedności. Chciałbym was prosić, żebyście byli pierwszymi, którzy pojawią się tam, gdzie „sługa Pana choruje”, ze słowem umocnienia, ze słowem wiary, z pocieszeniem, jeśli trzeba – również z upomnieniem, ze słowem opamiętania, ze słowem podanej z miłością prawdy.
Zawierzam wam szczególnie troskę o dwie grupy księży w waszych dekanatach. Proszę, bądźcie prawdziwymi ojcami dla waszych najmłodszych braci. Wiemy dobrze, jak ważne jest dobre przeżycie pierwszych lat kapłaństwa. Wiemy też, jak szybko wydają się tracić siły ducha nasi niedawno wyświęceni bracia. Nie potępiajmy ich. Są dziećmi swojego czasu. Są dziećmi świata, który łatwo się zapala, ale czasami jeszcze szybciej gaśnie. Proszę was o uważność i troskę prawdziwie ojcowskich serc. Nie proszę was o „tatusiowanie”, ale o ojcostwo, to znaczy: o odpowiedzialne towarzyszenie w drodze do pełnej dojrzałości. Wasz mandat uprawnia wasdo tego, żeby zapytać współbrata w dyskretnej rozmowie o życie duchowe, o życie sakramentalne, o przejrzystość w relacjach. Wasze kapłańskie serce podpowie wam drogę do tych serc, które się gubią, które znalazły się wśród wątpliwości, które znalazły się w trudnej relacji ze współbratem – kapłanem lub ze świeckimi. Proszę was o ojcowskie podejście, o ojcowskie serce otwarte szeroko, bez uprzedzeń, szczególnie dla tych naszych młodych braci.
Druga grupa, którą chciałbym powierzyć waszej wyjątkowej uwadze, to księża seniorzy. Przejście na emeryturę, widzimy to na wielu przykładach, nie zawsze jest radośnie przeżywanym doświadczeniem. Trzeba pogodzić się z faktem przekazania troski o parafię w młodsze ręce, kiedy własne wydają się przecież jeszcze całkiem sprawne. Serce, które często przez dziesiątki lat wrastało w konkretną wspólnotę, ciągle czuje się odpowiedzialne, i ciągle chciałoby podpowiadać najlepsze rozwiązania, czasami nie do końca zbieżne z planami następcy… Proszę was - Drodzy bracia - żebyście byli uważni również w tych sytuacjach. Proszę was, żebyście byli tymi, którzy czasem po prostu zaproszą obie strony na przysłowiową kawę, żeby pogadać, żeby się razem pomodlić na neutralnym terenie, i może razem w końcu dojść do chwili, w której ten młodszy nie tylko posłucha, ale i usłyszy tego starszego, a ten starszy nie tylko zniesie, ale i otworzy się na słowa tego młodszego… Tak, wiem, nie jest to zawsze łatwe.
Proszę też was o uważność serca na tych naszych braci, o których wy wiecie pierwsi, zanim to dotrze gdziekolwiek dalej, którzy wysyłają sygnały, które mogą niepokoić. Wiecie tak samo jak ja, że jeśli ksiądz ciągle szuka zastępstw, znika z parafii w niedzielę, najszybciej jak może, żeby pojawić się w niej we wtorek, albo jeszcze później, to nie jest dobry znak… Wiecie tak samo jak ja, że jeśli ktoś wiecznie nie ma czasu, jest chronicznie zbyt zmęczony, żeby się w cokolwiek zaangażować, to nie jest dobry znak. I, zanim przyjdą do dziekana czy biskupa, może to właśnie do was przyjdą ludzie, żeby podzielić się tym, że z ich proboszczem/wikariuszem jest coś nie tak, że nie jest łatwo się porozumieć, że czują się traktowani opryskliwie, jak intruzi burzący spokój proboszczowi, który za chwilę wyjeżdża, a każdą posługę wykonuje jakby z łaski… Nie lekceważcie tych sygnałówi proszę raz jeszcze – miejcie odwagę, mocni mocą waszej ojcowskiej posługi, pójść do współbrata i porozmawiać z nim na osobności. Nie traćcie wiary. Jeśli wasze słowo będzie zanurzone w słowie Bożym, w duchu Boży, wystarczy tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza…
Wybaczcie – Drodzy - że mówię w otwarty sposób. Myślę jednak, że tego właśnie nam potrzeba: otwartości na siebie nawzajem i jasnego nazywania rzeczy po imieniu. Inaczej wspólnota kapłańska, o której tyle mówimy, pozostanie fikcją, pobożnym życzeniem zapisanym na kartach dokumentów soborów, synodów i watykańskich dykasterii.
Na koniec, jeszcze jedno. Wiem, że wypełnianie tej misji, jeśli chcecie się w nią rzeczywiście zaangażować, będzie was dużo kosztować. Wiem jednak, że mogę wam zaufać. I chciałbym, żebyście wiedzieli, że możecie na mnie liczyć, tak jak ja wierzę, że mogę liczyć na was. Łączy nas przecież to samo powołanie, ta sama wiara, ten sam duch. Łączy nas ta sama troska o dobro, o miłość, o Boga w sercach ludzi, o Boga w sercach kapłanów…
Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano, pójdziemy do Domu Pana. Tak drodzy! Niech droga do Domu Pana, niech bliskość z Panem, który nas powołał i który nas posyła, będzie naszą siłą. Pokora i wiara, miłość i miłosierdzie – i wystarczy tylko słowo, aby zwyciężył Bóg…
Niech Bóg sam dopełni dzieła, do którego przykładamy nasze ręce i nasze serca. Bo to wszystko dla Niego i przez Niego. Wszystko na większą Jego chwałę. Soli Deo honor et gloria!
Jezu, ufam Tobie.
Amen.