1. Przeżywamy oto kluczowy moment Waszego pielgrzymowania – Eucharystię w Bazylice Jasnogórskiej. Intencja tej Mszy Świętej jest jasna, prosta: jesteście tutaj, aby prosić Maryję o pomoc w zdaniu matury, a potem w dalszych, ważnych chwilach życia, jego rozstrzygających decyzjach. Krystalizuje się w tych dniach, miesiącach, decyduje to, kim będziecie w przyszłości; jaką drogą pójdziecie dalej. To dlatego proszę: przeżyjcie tę godzinę w skupieniu... Odczuliście już, mam nadzieję, genius loci, całą niejako głębię tego miejsca.
To tutaj, na wałach, ksiądz Kordecki prowadził procesje z Najświętszym Sakramentem; to gdzieś tutaj Andrzej Kmicic wysadzał w powietrze szwedzką kolubrynę; to o tym miejscu generalny Gubernator Hans Frank notował w swoim „Dzienniku”: „Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół”; to o Jasnogórskiej Pani Jan Lechoń pisał w słynnym wierszu: „O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie/ I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie,/ Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,/ W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy”.
2. „W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy”... Ta paradoksalna strofa poszukującego poety uświadamia nam znaczenie i sens ufności, zaufania w ludzkim życiu - ostatecznego, podstawowego zaufania, jak mówią filozofowie - basic trust... O tym też mówi dzisiejsze słowo Boże. O zmierzchu – słyszeliśmy przed chwilą - uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały ciemności, jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów (czyli około pięciu kilometrów, a więc musieli być gdzieś na środku jeziora Genezaret, które w najszerszym miejscu ma około dwunastu kilometrów ), ujrzeli Jezusa kroczącego po falach i zbliżającego się do łodzi. Przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się!”
Ile razy w Ewangeliach – szczególnie po Zmartwychwstaniu - powtarza się to zapewnienie Jezusa Chrystusa: Nie bójcie się! Nie lękajcie się! Jestem, jestem z Wami! Lider zespołu „Raz, Dwa, Trzy” Adam Nowak słusznie śpiewa w znanej piosence: „Trudno nie wierzyć w nic, trudno nie wierzyć w nic”... Jesteśmy tak ukształtowani, że zawsze musimy czemuś ufać, w kogoś, w coś wierzyć. Tym Kimś najczęściej jest Pan Bóg albo - jak pisał Lechoń – czuła miłość Boga, uobecniona w Maryi. Ale jeśli odrzuca się Pana Boga, jeśli nie ufa się tej czułej miłości, to i tak się wierzy: wierzy się w siebie i tylko w siebie; wierzy się w pieniądz i karierę; wierzy się jakiejś gwieździe, jakieś wróżce, jakiemuś horoskopowi; zaczyna wierzyć się, że świat powstał z przypadku; że życie zrodziło się z bezładnych mutacji; że prawa przyrody tłumaczy „hipoteza chaosu”; że z nicości wyszliśmy i ku nicości wracamy.
My, chrześcijanie, od początku wierzymy, że z „miłości powstaliśmy i w Miłość się obrócimy”; że u początku wszystkiego znajduje się, jak pisze w Prologu swojej Ewangelii św. Jan, Logos, co tłumaczy się jako miłujące Słowo, Rozum, Sens. Dwie wiary – w nicość i w Sens! Dojrzałość polega również – a właściwie przede wszystkim - na tym, co wybierzesz: nicość czy Sens, nicość czy Miłość!
3. W dzisiejszym pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich św. Łukasz opisuje początkowe lata Kościoła w Jerozolimie i ustanowienie siedmiu diakonów, których grecka nazwa pochodzi od słowa: „służyć” – służyć dobrem, dzielić się miłością. Od samego początku znakiem rozpoznawczym chrześcijan jest miłość. A to oznacza: dać się ogarniać dobru! Pozwalać zwyciężać dobru! Dzisiaj mówimy tyle o nowej ewangelizacji. Jestem przekonany, że nie będzie żadnej nowej ewangelizacji, żadnego prawdziwego Roku Wiary, a dalej „życia wiary”, bo przecież o życie, a nie o rok tylko chodzi, jeśli w nas wszystkich nie będzie więcej wiary, więcej dobroci, więcej bezinteresowności, więcej wzajemnego szacunku, więcej sumienia, więcej uczciwości. Jeśli my pod tym względem, w tych wszystkich sprawach, nie różnimy się od świata ludzi niewierzących, to jak ten świat ma uwierzyć?
W starożytności poganie z podziwem mówili o chrześcijanach: „Patrzcie, jak oni się miłują”. Ale żeby „się miłować”, trzeba najpierw po prostu „miłować”: szanować, nie oszukiwać, nie wykorzystywać, nie liczyć przez całe szkolne lata na ściągnie, pomagać. Kiedyś usłyszałem takie mądre zdanie: „Przez całe życie szukaj Pana Boga i czyń dobro, a Pan Bóg będzie szukał Ciebie”.
Nasz nowy Ojciec Święty Franciszek w dniu inauguracji swojego pontyfikatu przypominał wszystkim: by umieć opiekować się, pomagać, troszczyć się, musimy być stróżami siebie samych! Nie jesteśmy nimi – wołał Ojciec Święty - gdy dopuszczamy do naszych serc nienawiść! Gdy dopuszczamy zazdrość i pychę, które zanieczyszczają życie! Być stróżami siebie samych oznacza: „czuwać nad swoimi uczuciami, nad swoim sercem, gdyż z niego wychodzą dobre i złe motywy: te, które budują i te, które niszczą! Nie powinniśmy bać się dobroci i czułości!”
To, Umiłowani, bardzo ważne w tym nieczułym świecie zimnych ekranów, monitorów, neonów. Jakże ważne w świecie, który odtąd będziecie tworzyć – świecie ludzi dojrzałych, dojrzałych chrześcijan. Amen.