Homilia Bogurzyn – poświęcenie pomnika ks. Władysława Skierkowskiego i sztandaru dla Szkoły jego imienia 11 IX 2021

[Czytania z soboty 23 tygodnia zwykłego, rok I]

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Czcigodni Kapłani, z Ks. Proboszczem Wojciechem na czele; Szanowni przedstawiciele władz świeckich oraz oświatowych; Drodzy członkowie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ks. Władysława Skierkowskiego; Kochani Parafianie bogurzyńscy; Mili Goście z kurpiowskiej ziemi; Umiłowani, Siostry i Bracia!

„ Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo”.

W tę piękną sobotę września Bóg staje pomiędzy nami, aby z pomocą prostego obrazu, obrazu drzewa z ewangelicznej przypowieści, przypomnieć o jednej z najważniejszych, życiowych prawd. Mówi ona, że w ostatecznym rozrachunku, kiedy przyjdzie zdać sprawę z tego, czym wypełniło się swoje życie, liczyć się będą nie słowa, nie wielkie gesty, nie dobre chęci – ale czyny.

Jeśli owocem słownych deklaracji nie jest konkretne działanie, wówczas najszlachetniejsze nawet słowa pozostają puste i bez znaczenia. Nie da się też pięknymi słowami ukryć złego czynu, podobnie, jak nie da się zebrać dobrego owocu ze złego drzewa. „ Nie zrywa się – przecież - fig z ciernia”.

Tym cenniejsze jest dla nas każde ludzkie życie, które prawdą czynów potwierdziło prawdę wypowiadanych słów i dało świadectwo prawdzie i pięknu Ewangelii.

Dziękujemy dziś Bogu, tu w Bogurzynie, za takie właśnie prawdziwe, piękne, szlachetne życie. Dziękujemy Bogu za świadectwo autentycznej miłości Boga i ludzi, jakie złożył urodzony na tej ziemi, 135 lat temu, we wsi Głużek, ks. Władysław Skierkowski– kapłan - człowiek kochający Boga i ludzi, do których był posłany, wielki miłośnik kultury ludowej Kurpiowszczyzny, artysta potrafiący być sprawnym budowniczym i budowniczy, który nigdy nie przestał być człowiekiem sztuki. Patrząc dziś na ślady, jakie pozostawił po sobie, na owoce jego życia, zaczynamy lepiej rozumieć, jak żyć, żeby „ słowo” stało się „ ciałem” oraz jak żyć, żeby życie stało się pieśnią.

Dziękujemy dziś Bogu za życia naprawdę niezwykłe. Kiedy to życie poznajemy w świetle Słowa Bożego, stajemy w zadumie, jak bardzo ks. Władysławstał się żywym obrazem tego, co jako kapłan głosił.

Wraz z Apostołem Pawłem z pewnością nie jeden raz powtarzał: „ pośród grzeszników ja jestem pierwszy, i dostąpiłem miłosierdzia, po to, by Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność, jako przykład dla tych, którzy będą w Niego wierzyć”.

Będąc młodym człowiekiem, również i nastoletni Władysław miał swoje wielkie marzenie. Miał też dwie wielkie miłości: muzykę i powołanie kapłańskie. Poświęcenie się i jednej i drugiej pasji życia dla chłopaka z małej wioski pod Mławą nie było jednak łatwe. Najpierw, aby móc uczyć się gry na organach i potem – aby móc zostać kapłanem – musiał dosłownie żyć z miłosierdzia Bożego i ludzkiego. Chociaż jego rodzice posiadali kilkunastohektarowe gospodarstwo, co na tamte czasy w tej trudnej krainie pogranicza Kongresówki i Prus miało spore znaczenie, na spełnienie marzeń młodego Władka było jednak za mało. Musiało sporo kosztować syna tej dumnej, nieugiętej ziemi proszenie o pomoc w drodze do zdobycia dyplomów muzycznych, a potem do święceń kapłańskich.

Pomagały mu Siostry Miłosierdzia – Siostry Szarytkiz Płocka, u których zamieszkał, kiedy uczył się sztuki organistowskiej u samego ks. prof. Gruberskiego, i które wspierały go w latach kleryckich. Musiał też włożyć wiele wysiłku, aby złożyć wymagany przed wstąpieniem do seminarium egzamin dojrzałości. Nie przyszło mu to łatwo, przygotowywał się ponad dwa lata. Być może dlatego biografowie naszego bohatera podkreślają, że kleryk Skierkowski w pamięci seminaryjnych kolegów i wychowawców zapisał się nie tylko jako „ artystyczna dusza”, ale również jako człowiek, który potrafi przezwyciężać przeszkody i być bardzo wytrwałym w dążeniu do wyznaczonych celów.

Kiedy jednak jego marzenie stało się ciałem, i 23 czerwca 1912 r. bp Antoni Julian Nowowiejskiudzielił mu święceń kapłańskich, ks. Skierkowski pokazał życiem, że potrafi sercem za serce się odpłacić.

Swoją pierwszą Eucharystię odprawił właśnie u Sióstr Szarytek w Płocku, jakby nie znajdując piękniejszego sposobu na podziękowanie za pomoc i opiekę. A potem ruszył w kapłańskie życie, gotowy przyjąć to, co Opatrzność mu przygotowała.

Droga nie była łatwa. Już po roku wikariackiej pracy w Dzierzgowie musiał się przenieść na nową placówkę. Diecezja Płocka sięgała wówczas daleko na wschód, po Łomżę i Ostrołękę. I tak młody ks. Skierkowski, decyzją bp. Nowowiejskiego, trafił do serca kurpiowskiej puszczy, do dalekiego na ówczesne realia od rodzinnych stron Myszyńca. Ani ks. Władysław, ani jego nowi parafianie nie zdawali sobie jeszcze sprawy, jakie konsekwencje przyniesie ze sobą pojawienie się muzykującego, młodego kapłana na kurpiowskiej ziemi.

Biograf ks. Skierkowskiego w niezwykle plastyczny sposób opisał te chwile: „ jechał szerokim, piaszczystym traktem do Chorzel, oglądając liczne wydmy piaszczyste, bagna i ciemne lasy. Ta bezludna okolica zrobiła na nim bardzo niemiłe wrażenie. Z niepokojem oczekiwał na pierwszy kontakt z ludźmi żyjącymi w tej krainie. Po latach sam tak wspominał owe spotkanie z Kurpiami, a właściwie z pieśnią kurpiowską: radość moja granic nie miała, kiedy usłyszałem smutną, jak tylko może być smutna ta Puszcza Kurpiowska, i rozciągłą jak ciemne bory i lasy, a tak miłą i swojską, i tak dziwnie ujmującą za serce melodię pieśni (...) Mój Boże, jakżeż Ci wdzięczny jestem, żeś mi przeznaczył placówkę w takiej okolicy” (źródło: Zdzisław Ścibek, Ksiądz Władysław Skierkowski (1886-1941), s. 2 biogramu).

I zaczął ks. Władysław całym sercem służyć temu ludowi, który tak bardzo swoją pieśnią jego serce pociągnął. Dzielił z ludźmi z Myszyńca, Krasnosielca i Różana– swoich kolejnych kurpiowskich placówek - ich codzienność, ich radości i smutki. Nie tylko przy każdej nadarzającej się okazji spisywał ludowe śpiewanie, ale przede wszystkim był im kapłanem – człowiekiem miłosierdzia, który nie opuszcza swoich ludzi w chwili próby. A takich chwil próby nie brakowało. Niosła je ze sobą wojenna zawierucha. Zatarło się to już trochę w naszej pamięci, ale ziemia ta przez wieki była krainą pogranicza. I kiedy wybuchła pierwsza „ wielka wojna” światowa, właśnie tu przetaczał się front rosyjsko-pruskich potyczek. Sam ks. Skierkowski tak wspominał tamten czas: „ niosłem ludności puszczańskiej pociechę i pomoc. Tam, stłoczeni w ciemnych chatkach, przebywaliśmy całymi dniami i tygodniami, tam dzieliliśmy się nieraz ostatnim kawałkiem chleba”.

Kiedy wreszcie skończyła się wojna, i narodziła się z niej wolna i niepodległa Ojczyzna, ks. Władysław był gotowy stanąć w pierwszym szeregu zmagań o umocnienie ducha wolnej Polski.

Po zdanym przez niego celująco egzaminie z miłości do Boga i do ludzi, Biskup Nowowiejski wezwał ks. Skierkowskiego do Płocka, i wyznaczył mu nowe zadanie. Miał opuścić Kurpie, z którymi tak się zżył, i przywędrować do podpłockiej wówczas Imielnicy, aby, jako proboszcz, zbudować nowy kościół parafialny.

Można by pomyśleć, Moi Drodzy, że ten krok Biskupa Antoniego nie był najlepiej przemyślany. Z jednej strony wyrywało się człowieka z miejsca, z którym się zżył i w którym się sprawdził. To musiało być bolesne. Poza tym „ artystyczne dusze” rzadko nadają się do zadań wymagających twardego stąpania po ziemi, a tego z pewnością domaga się budowa nowego, dużego kościoła. Bp Antoni jednak dobrze znał swoich księży. Ks. Władysława znał jeszcze z seminarium. Wiedział, że to boża dusza i że przyjmie nowe zadanie nie tylko w duchu wymuszonego posłuszeństwa, ale autentycznie zaangażuje się całym sobą w wyznaczone zadanie. I nie pomylił się dobry Pasterz!! W roku 1935, po 7 latach od nominacji ks. Skierkowskiego, w Imielnicy stanął nowy kościół, który sam - wchodzący wówczas już w sędziwy wiek - płocki arcybiskup konsekrował.

Czas próby największej miał jednak dopiero nadejść. Nadciągała nowa dziejowa burza. Przyszedł wrzesień roku 1939, i czas włączenia Ziemi Płockiej do III Rzeszy. Dla księży, zwłaszcza dla tych, którzy wyróżniali się w służbie Bogu i ludziom, nie było miejsca w nowym, brunatnym ładzie, który nastał. Ks. Skierkowski miał wówczas 53 lata i był w pełni sił twórczych zarówno w posłudze duszpasterskiej, jak i w pracy etnografa-muzyka. Jego zbiory pieśni kurpiowskich zaczęto wydawać drukiem. Owocami jego pracy inspirował się sam Karol Szymanowski. Hitlerowska okupacja przerwała jednak każdy rodzaj dotychczasowej aktywności ks. Władysława. Nie zgasiła jednego – jego szczerego oddania ludziom i Bogu. Dopełniał się czas, w którym z dobrego drzewa miano zerwać najlepsze, najbardziej dojrzałe owoce.

Proboszcz z Imielnicy podzielił los wielu kapłanów północno-zachodniej części Diecezji Płockiej. Zatrzymany, aresztowany i więziony początkowo w Borowiczkach, ostatecznie został przewieziony przez niemieckich zbrodniarzy do obozu w Działdowie. Był tam już jego biskup Antoni, był biskup Leon, było wielu dzielących tą samą wierność Ewangelii kapłanów.

Głód, deptanie ludzkiej godności, choroby, niewyobrażalne do tej pory tortury – w takich warunkach serce ks. Władysława dojrzewało do wydania owocu ostatecznej wierności. To wszystko zgotowali ludziom ludzie, którzy mieli siebie samych za największych patriotów swojej niemieckiej ojczyzny. Tak dała się poznać różnica między drzewem owocującym dobrem i życiem, a drzewem owocującym złem i śmiercią. Tam słowa „ Gott mitt uns” - „ Bóg z nami”, brzmiały jak bluźnierstwo rzucone Bogu w twarz. Tam w obozowym piekle – Kochani - dom życia chrześcijańskiego, i kapłańskiego, zbudowany na skale głębokiej wiary, nie runął, lecz oparł się furii ślepej nienawiści i bestialstwa. Serce ks. Władysława bowiem, do końca pozostało wierne Bogu i ludziom. Miłośnik piękna, artystyczna dusza, wierny i gorliwy kapłan, oddał życie idąc do końca za swoim Mistrzem – Miłosiernym Zbawicielem. Rzucony w ziemię, obumarł, ale nie został sam. Przyniósł plon obfity.

Drodzy Moi! Z całego serca dziękuję Wam za to, że pielęgnujecie pamięć o wielkim synu tej ziemi. To bardzo ważne i potrzebne w tych czasach, gdy na zachodzie, ale – niestety – i w naszym kraju niektórzy usiłują na nowo pisać historię, w której kaci stają się ofiarami a ofiary katami. Dziękuję wszystkim, którzy tak ofiarnie działali na rzecz budowy pomnika. Dziękuję władzom samorządowym i wszystkim instytucjom [zwłaszcza Społecznemu Komitetowi Budowy Pomnika], które wsparły to dzieło. I dziękuję również Wam – kochani młodzi, drodzy uczniowie szkoły im. ks. Władysława Skierkowskiego. Patrzymy na was wszyscy ze szczególną uwagą. Pragniemy bardzo w blasku waszych oczu, w waszych sercach, jeszcze pełnych ideałów, zobaczyć to samo światło, którym tu karmił się wasz ziomek i patron – ks. Władysław. Święcimy pomnik Patrona, i spoglądamy na niego z dumą – to prawda. Ale patrzymy i na Was – z nadzieją, że będziecie żywym pomnikiem waszego szlachetnego, wielkiego Patrona. Ta nadzieja pozwala nam wierzyć, że, wbrew wszystkim fałszywym prorokom końca wszystkiego, co dobre, dzięki Wam, to co dobre, co prawdziwe, co piękne, zwycięży raz jeszcze, że przyjmiecie do serc Słowo, które stanie się w Was i dzięki Wam życiem, że zbudujecie dom na skale, taki dom, który przetrwa nawet największe nawałnice... Oby to słowo wypełniło się w nas. Niech się tak stanie.

Amen.