Drogi Księże Proboszczu Stanisławie! Czcigodni Księża!
Kochani, Siostry i Bracia,
mija miesiąc od naszego ostatniego spotkania w tej pięknej świątyni, kiedy modliłem się razem z Wami w otoczeniu kapłanów doświadczonych przymusowym wcieleniem do wojska w czasach komunistycznej dyktatury. Nasz niebieski Ojciec dziś znów daje nam radość spotkania, w porze, w której przypominamy sobie zwykle Anielskie Zwiastowanie, abyśmy mogli jeszcze raz, jako prawdziwa wspólnota – rodzina Dzieci Bożych, przeżyć tajemnicę Bożej bliskości i miłości miłosiernej, ukrytą w pokornym znaku łamanego chleba.
Wracam do Was – Kochani - naprawdę z radością serca. Ta radość jest tym większa, bo wiem, że dziś zwieńczymy wspólnie dwa Wasze wielkie dzieła – poświęcimy krzyż morowy, znak zwycięstwa nad mocami zła, oraz wniesiemy błogosławieństwo do nowej plebanii– owocu waszej ofiarności, pracy, zaangażowania i poczucia prawdziwej wspólnoty. Za prowadzenie Was drogą wiary i miłości do Boga, która tak pięknie wyraziła się czynem, już teraz bardzo dziękuję Waszemu drogiemu Księdzu Proboszczowi, ks. kan. Stanisławowi. Bóg Zapłać!
Moi Drodzy! To wszystko Boża Opatrzność daje nam przeżywać w bardzo szczególnym dniu. Kończy się rok liturgiczny. Dziś przeżywamy już ostatnią niedzielę czasu zwykłego. Już za tydzień fiolet liturgicznych szat i wieniec z czterech świec przypomną nam, że czas dopełnił swego biegu, że rozpoczynamy adwentowe oczekiwanie na spotkanie z Panem. Wiemy – Drodzy - czym naznaczone były dni tego kończącego się powoli roku. Wiemy, co ten czas nam przyniósł. Oczekiwaliśmy spokoju i bezpieczeństwa. Przecież wszystko tak dobrze się układało. Już nie baliśmy się o pracę, zarobki stawały się coraz bardziej godne, pomagały rodzinom nieść brzemię troski o codzienność, wszystko wydawało się rozkwitać i rozwijać w dobrą stronę. I nagle ten spokój zniknął. Wszystko niemal z dnia na dzień stanęło pod znakiem zapytania. W sercach zamieszkał lęk i niepewność jutra. Epidemia– nieznany dotąd, niewidzialny i śmiertelnie groźny przeciwnik, przyniesiony z daleka, ale nie znający granic wirus, założył „ koronę” i wydawać by się mogło, że rzeczywiście objął panowanie nad naszą rzeczywistością.
Mierząc po ludzku – niczego już nie jesteśmy pewni, nie wiemy, co spotka nas jutro, kolejne ograniczenia znowu przymknęły nam drzwi, również do naszych świątyń… Po ludzku patrząc – sytuacja ekstremalnie trudna. Niepewność i ból powiększają wiadomości, które, gdybyśmy nie byli ludźmi wiary, mogłyby wstrząsnąć samymi fundamentami naszego świata. Kolejne cienie zła wysuwają się nawet z miejsc, w których byśmy się ich nie spodziewali, i próbują osłabić nasze serca, odebrać im wiarę, zniszczyć nadzieję…
Co możemy – Kochani - zrobić, w naznaczonej tak bardzo bólem i trudami rzeczywistości…? Dokąd możemy pójść, gdzie szukać nadziei, skąd brać siły?
Odpowiedź przynosi nam tajemnica dzisiaj przeżywanej uroczystości. Chrystus Król. W Nim nasza cała nadzieja, w Nim nasz ratunek, w Nim nasze ocalenie. Ten, który JEST, nie przestał być. On wciąż z nami jest. On jest przy tobie, niesie cię w sercu… Kiedy cierpisz, bo twoja mama – twoja babcia jest w szpitalu pod respiratorem, kiedy nie możesz się doczekać na wynik testu, kiedy nie wiesz, co będzie ze szkołą twoich dzieci – ON to wszystko przeżywa razem z tobą. Kiedy czujesz się zagubiony, bo na twoich oczach upadają autorytety, a ludzie – legendy okazują się nagle ludźmi-wydmuszkami, On jest z tobą. Kiedy krzyczą na ulicach, a ty już nie wiesz, jak to wszystko rozumieć – On jest przy twoim sercu…
Pytasz mnie, skąd o tym wiem, że ON jest, że nie opuszcza, że niesie w sercu, że przeżywa to razem z nami? Czy nie jest to tylko „ kościółkowa” mowa, której nie ma się już ochoty słuchać?
Kochana Siostro i Bracie Drogi - to, czym się z tobą dzielę, to nie jest zaklinanie rzeczywistości. Bóg naprawdę taki jest. Posłuchaj razem ze mną jeszcze raz słów Ewangelii, tych słów przed chwilą tu czytanych: byłem głodny, byłem spragniony, byłem przybyszem, byłem nagi, byłem chory, byłem w więzieniu… wszystko, co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili…To mówi On sam, nasz Bóg… On utożsamia się z każdym cierpiącym sercem, z każdym człowiekiem, który przeżywa swój czas na ziemi, zwłaszcza wtedy, kiedy ten czas staje się wędrówką na Kalwarię… Zobacz, że On też cierpiał biedę, znał trud ciężkiej, fizycznej pracy; że On też doświadczył ludzkich szyderstw, niesprawiedliwości, doświadczył zdrady, która przyszła nie z daleka, lecz z grona najbliższych, spośród Dwunastu… Doświadczył wreszcie krzyża… I nie wołał z krzyż na Golgocie: jak tu pięknie… Wołał: Boże, czemuś mnie opuścił..I wołał: Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią…
Tak spełniło się Jego królowanie – w zjednoczeniu z ludzkim bólem, z ludzką biedą, z ludzką śmiercią… Aż do zmartwychwstania… Dlatego mylą się ci, którzy widzą Jego królowanie na sposób tylko ludzki. Bóg nie potrzebuje złotych koron, żeby pokazać, że w Jego ręku naprawdę jest wszystko. On to pokazał ubrany w jedyną koronę, jaką nałożyły na Jego Głowę ludzkie ręce … W koronę z ciernia. I wtedy właśnie zwyciężył śmierć, zwyciężył złego ducha i mój grzech. Dlatego właśnie krzyż – znak Boga zwycięskiego, jest dziś naszą ucieczką… Stawiamy więc Parafii Baboszewo krzyż;wzorem praojców stawiamy krzyż morowy, zwany karawaka (od nazwy miasta w Hiszpanii, gdzie ustawiono go w XVI wieku po raz pierwszy). Stawiamy ten właśnie krzyż nie jak amulet, jak magiczny znak, jak zabobonny relikt. Stawiamy i poświęcamy dziś krzyż – bo w ten sposób wyznajemy naszą wiarę w królowanie Boga, w Jego miłość miłosierną silniejszą niż każde możliwe do pomyślenia zło; w ten sposób mówimy Mu o naszym pełnym zaufaniu, o złożeniu wszystkiego, co składa się na nasze życie, w Jego sercu…Dlatego właśnie krzyż wieszamy w naszych domach, nosimy na piersi, blisko serca.
Znakiem błogosławiącego krzyża naznaczyliśmy też przed Mszą świętą nową plebanię Wspólnoty w Baboszewie. Kochani, ten dom również jest znakiem bliskości Boga i znakiem wspólnoty między wierzącymi Mu ludźmi. Przyznam się wam, że słuchając ostatnich medialnych komentarzy odnoszących się do sytuacji w Kościele, bolało mnie serce… Nie tylko z powodu słabości hierarchów, które stały się jawne. Bardzo mnie bolało, kiedy, nie w ustach dziennikarza, ale wypowiadających się kapłanów, pojawiały się stwierdzenia, że Kościół jest monarchią absolutną. Drodzy Moi! To nie jest prawda o Kościele. Tak o Kościele nie mówi ani Pismo Święte, ani Credo, ani Katechizm…Tak o Kościele mogą mówić tylko ludzie, którzy widzą w nim kolejną organizację, strukturę, w której chodzi tylko o władzę, wpływy i pieniądze. Kościół Chrystusowy – Kochani - tym nie jest!! Kościół Jezusa Chrystusa, Kościół zbudowany na fundamencie Apostołów, Kościół obmyty i umacniany do dziś krwią męczenników, ten Kościół nie jest monarchią absolutną, ale wspólnotą, rodziną ludzi, którzy są gotowi służyć sobie nawzajem, idąc za Nauczycielem, który pokazał, jak to się robi, umywając uczniom nogi…
Kościół jest domem, w którym możesz czuć się bezpiecznie, jest wspólnotą, w której możesz znaleźć pomoc i wsparcie. Jeśli miałby być monarchią – to Monarcha króluje w nim z drzewa krzyża… Jeśli absolutną – to tylko wtedy, kiedy daje się całkowicie, absolutnie do końca prowadzić miłości…Wierzę, że znakiem takiego właśnie Kościoła – rodzinnego domu, Kościoła – jak lubi mówić Papież Franciszek „ polowego szpitala”, będzie również wasza nowa plebania. Zwróćcie proszę uwagę, że mówię wasza plebania, a nie plebania ks. kan. Stanisława. On się o to nie obrazi, bo jestem przekonany, że czuje i myśli tak samo: że to wasz wspólny dom, dom Chrystusa – Króla Miłości miłosiernej, życiodajnej.
Niech więc teraz On sam, nasz Bóg - Pasterz znający swoje owce, leczący rany naszych serc, nadzieja nasza jedyna, Ten, który Jest i który nigdy nie przestanie z nami być, poprowadzi nas dalej, aż do serca swojej tajemnicy… Stanie się za chwilę dla nas w Eucharystycznym Chlebie pokarmem naszej drogi. Niech Jego Słowo stanie się życiem w nas. Niech się tak stanie. Amen.