Umiłowani Bracia i Siostry,
Drodzy Radiosłuchacze,
1. Tak się opatrznościowo składa, że 22 lutego, w dniu, który w Płocku od lat wybraliśmy na dzień dziękczynienia za objawienie Wizerunku Miłosiernego Pana, Kościół obchodzi Święto Katedry św. Piotra Apostoła.
Katedra nie oznacza w tym przypadku czcigodnego budynku, jak ten, w którym jesteśmy, głównej świątyni biskupa Rzymu, ale oznacza nauczanie – nauczanie prawdy Chrystusowej. Jakie to ważne, że od tysięcy lat Kościół, a przecież nie tylko Kościół, ale ludzkość cała, znajduje oparcie, umocnienie w nauczaniu kolejnych papieży. O moralnej sile prawdy nauczanej przez biskupa Rzymu, mogłem się przekonać w ostatnich dniach w Norwegii, odwiedzając pracujących tam księży naszej diecezji. Kościół Katolicki w tym skandynawskim kraju tworzą bowiem przede wszystkim konwertyci, czyli protestanci, którzy jako ludzie dorośli przyjęli wiarę katolicką.
Dlatego tak często wrogowie wiary starali się uderzyć w prawdę o nieomylności papieskiej, wykorzystać autorytet Stolicy Apostolskiej do własnych, krótkowzrocznych celów. Już w IV wieku św. Cyprian męczennik, biskup afrykańskiej Kartaginy, pisał, że przeciwnicy „ośmielają się żeglować” do Rzymu i szukać tam wsparcia dla swoich przewrotnych nauk. Ale – podkreśla Cyprian - zapominają oni, że ich „przewrotność (używa wprost słowa perfidia) nie może mieć dostępu” do Stolicy Rzymskiej. Ona jej się nie ima, nie może jej splamić.
Czyż nie przeżywamy tego samego dzisiaj? Niewielka grupa polskich kobiet, dla których od lat nie ma żadnego znaczenia jedno z pierwszych zdań Pisma Świętego: „I stworzył Bóg człowieka, mężczyzną i niewiastą stworzył go”, które od lat za nic sobie mają wskazania Kościoła na temat świętości życia - piszą przewrotnie do Ojca Świętego Franciszka skargę na polskich pasterzy, że ośmielamy się jasno, bezkompromisowo bronić świętości małżeństwa i rodziny, świętości życia! Teraz znowu, gdy biskupi udawali się do Rzymu z pielgrzymką ad limina Apostolorum, a nasze media (właśnie, czy „nasze”? I na ile „nasze”?) rozpisują się, wręcz rozgadują o tym, jak to papież będzie nas, biskupów, gromić i za co powinien nas zgromić.
A ja nigdy nie zapomnę ciepła, serdeczności tego spotkania z Piotrem naszych czasów... Spróbujmy je sobie wyobrazić: duża sala Biblioteki Papieskiej, w której Ojciec Święty przyjmuje głowy państw i rozmaite osobistości naszego świata. Ustawione w krąg krzesła. Papież Franciszek siada pośród nas i rozpoczyna ciepłą, serdeczną rozmowę... Jak Brat pośród braci, jak Ojciec pośród ojców pyta, wyjaśnia, radzi się, dziękuje... I nikt z nas nie oddycha z tym momencie z wytchnieniem, jak to się insynuuje! Nie, my byliśmy przekonani, że tak właśnie będzie!
2. Tak się też opatrznościowo składa, że w tym właśnie dniu, w Święto Katedry św. Piotra Apostoła, czytany jest we wszystkich kościołach świata jeden z najbardziej znanych fragmentów Ewangelii św. Mateusza, nazywany sceną spod Cezarei Filipowej. Na północy Izraela, już niemal na granicy z Syrią, Pan Jezus czyni swym uczniom swoisty egzamin. „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?" - pyta. Apostołowie odpowiadają: za jednego z proroków, za..., za... . Jezusowi jednak nie wystarcza ta odpowiedź. Zdaje się mówić: powołałem Was osobiście, mój wzrok spoczął oddzielenie na każdym z was, odpowiedzcie mi teraz osobiście: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mk 8, 29).
W tym właśnie momencie Piotr w imieniu wszystkich odpowiada: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Ta odpowiedź – zauważa Pan Jezus - nie pochodziła od jego «ciała i krwi», jej źródłem nie było zwyczajne ludzkie poznanie. Została ona dana, objawiona Piotrowi przez Ojca niebieskiego. W tym momencie jednak Apostoł nie rozumiał jeszcze głębokiej treści posłannictwa Jezusa; nie pojmował, o czym Pan mówi, gdy do pochwały i wyróżnienia swojego pierwszego ucznia dodaje: ale „kto chce iść za Mną, niech weźmie swój krzyż i Mnie naśladuje...”. Dlatego zgorszy się, weźmie Jezusa na bok i powie: „Panie, nie przyjdzie to na Ciebie...”.
On pragnie Mesjasza, który spełniałby jego oczekiwanie na ziemską potęgę narodu wybranego; który natychmiast przemieniłby ten świat zgodnie z jego, Piotra, wyobrażeniami; który okazywałby swoją fizyczną, militarną potęgę. Jezus natomiast wybieradrogę przemiany serc w cierpieniu i pokorze, drogę miłosierdzia,
Tak, drogę Miłosierdzia.
3. Jak bardzo, z jakim oddaniem poszłaś tą drogą - Święta Siostro Faustyno - rozpoczynając stąd, z Płocka... Jak głęboko ją zrozumiałaś, modląc się tutaj, spowiadając u płockich kapłanów, pracując w piekarni, w kuchni, w ogrodzie, w sklepie piekarniczym. „Dobro Najwyższe – modliłaś się - pragnę Cię kochać, tak jak nikt na ziemi jeszcze Cię nie kochał. Pragnę Cię uwielbiać każdym momentem mojego życia i wolę swoją ściśle jednoczyć ze Świętą Wolą Twoją. Życie moje nie jest monotonne i szare, ale jest urozmaicone jak ogród wonnymi kwiatami [do tego stopnia], że nie wiem, który wpierw zerwać: czy lilię cierpień, czy różę miłości bliźniego, czy fiołek pokory... Nie będę wyliczać tych skarbów, których mam na każdy dzień pod dostatkiem. To wielka rzecz umieć wykorzystać chwilę obecną”.
4. Ile głębi, ile ducha, ile piękna w tej modlitwie - Święta Siostro Faustyno! Najpierw wyznajesz: „Dobro Najwyższe, pragnę Cię kochać, tak jak nikt na ziemi jeszcze Cię nie kochał”. A potem dodajesz, że we wszystkim pragniesz uzgadniać swoją wolę z wolą Bożą.
Tak – Faustyno - to jest ten zasadniczy punkt, którego nawet św. Piotr z początku nie zrozumiał: kochać Boga i pełnić Jego wolę. Zestroić swoją wolę z Jego wolą. Zaufać Mu w powodzeniu i w trudnościach. Wtedy zaczynamy dostrzegać w swoim pozornie monotonnym i szarym życiu całe bogactwo Bożych darów! Wtedy cicha i pokorna służba siostry zakonnej, cierpienie spracowanej babci, mamy, w ciszy przesuwającej paciorki różańca, staje się dostojną lilią w wazonie! Wtedy drobne akty miłości bliźniego: powstrzymanie się od zazdrości, opanowanie języka, cierpliwe i konsekwentne wychowywanie dzieci, obecność przy łóżku chorego męża, są niczym róże w ogrodzie życia! Wtedy wyciągnięcie ręki do zgody, przeproszenie staje się „fiołkiem pokory” na parapecie okna naszego życia! A jakie to wielkie, wspaniałe, gdy nauczymy się wykorzystywać „chwilę obecną” na czynienie dobra, gdy nie pozwalamy, by inni ściągali nas w dół, gdy „wymagamy od siebie, choćby inni nie wymagali” - jak nauczał Błogosławiony Jan Paweł II.
5. Kochani Moi! Jak dużo można poznać, jakie nieznane horyzonty odkryć, gdy nie oddajemy się tylko „ciału i krwi”, lecz wsłuchujemy w cichy głos Jezusa. Gdy pozwalamy mu rozbrzmiewać w cichej celi naszego sumienia, jak Ty wtedy - Święta Siostro - tamtego 22 lutego 1931 roku w cichej celi płockiego klasztoru.
To przecież od tej chwili stałaś się „szczególnie natchnioną wyrazicielką prawdy o Bożym miłosierdziu”, a później – już w naszych czasach - największą nauczycielką kolejnych papieży przełomu tysiącleci! Niech za tę chrześcijańską „naukę równości” w ten sobotni, płocki wieczór będzie uwielbione niezmierzone Boskie Miłosierdzie! Niech rozpala się ta iskra Miłosierdzia, która wyszła stąd „dla nas i świata całego”. Niech nie zabraknie w nas Twojej - Święta Sekretarko - wdzięczności za Boże dary! Niech nie zabraknie Twojej prostoty i zapału w „wykorzystywaniu chwili obecnej”!
Amen.