Deszcz, "kot" i maraton

Anomalia pogodowa ¨El niño¨ pojawiająca się w Ameryce Południowej co kilka lat dotarła do Iquitos. Wrzesień był wyjątkowo upalny i suchy. Przez ponad 1,5 tygodnia nie było porządnego deszczu. Rozgrzane powietrze nie miało jak się ochłodzić. W powietrzu unosiły się tumany piachu. Wody w rzekach opadły jak nigdy. W jeziorze Morona Cocha już do lipca nie było wody. W poprzednich latach zawsze gdy wjeżdżałem na most prowadzący do kościoła w oddali widziałem taflę wodę. Cały wrzesień nie widziałem na horyzoncie żadnej obecności wody w Morona Cocha. W wielu dzielnicach Iquitos brakowało wody. Brzmi dziwnie, ale na prawdę tak było. Brakowało wody w mieście w pośrodku puszczy tropikalnej otoczonym przez trzy wielkie rzeki.

Anomalia pogodowa ¨El niño¨ pojawiająca się w Ameryce Południowej co kilka lat dotarła do Iquitos. Wrzesień był wyjątkowo upalny i suchy. Przez ponad 1,5 tygodnia nie było porządnego deszczu. Rozgrzane powietrze nie miało jak się ochłodzić. W powietrzu unosiły się tumany piachu. Wody w rzekach opadły jak nigdy. W jeziorze Morona Cocha już do lipca nie było wody. W poprzednich latach zawsze gdy wjeżdżałem na most prowadzący do kościoła w oddali widziałem taflę wodę. Cały wrzesień nie widziałem na horyzoncie żadnej obecności wody w Morona Cocha. W wielu dzielnicach Iquitos brakowało wody. Brzmi dziwnie, ale na prawdę tak było. Brakowało wody w mieście w pośrodku puszczy tropikalnej otoczonym przez trzy wielkie rzeki.


Pewnej nocy z niedzieli na poniedziałek przyszedł upragniony deszcz. Ulewa była tak mocna i głośna, że obudziłem się o 2 w nocy ze złym przeczuciem, że to świetny czas dla złodziei. Hałasujący deszcz świetnie zagłusza wszelkie działania rabusiów. Pomimo tej czarnej myśli udało mi się ponownie usnąć. Około 5 nad ranem obudził mnie hałas dochodzący z dachu. Najpierw wydawało mi się, a potem byłem prawie pewien, że ktoś chodzi nad moim pokojem. Zapaliłem światło, wyłączyłem i włączyłem alarm, żeby tego kogoś przestraszyć. Nasłuchuję i wciąż słyszę jak pod ciężarem ugina się blacha. W końcu włączyłem alarm na kilka minut, aby przegnać intruza. Zakonnice sąsiadki zaniepokojone zadzwoniły, aby spytać co się dzieje. Wyszliśmy na zewnątrz. Było jeszcze ciemno. Patrzymy z dołu na dach, ale ani nie widać, ani nie słychać nic podejrzanego. Siostry uspokoiły mnie, że taki hałas bardzo często robią koty chodzące po dachu. A w nocy gdy jest cicho wszystkie odgłosy są dużo wyraźniejsze i bardziej przerażające. Wersja o kocie była pocieszająca. Dwa dni później poprosiłem Feliksa, aby zrobił przegląd dachu na kościele. Mniej więcej co 3-4 miesiące proszę go, aby sprawdził dach, czy jakaś blach nie poluzowała się, czy nie brakuje gwoździ albo czy gdzieś nie przecieka. Feliks nic nie wiedział o wydarzeniach z poniedziałkowej nocy. Po godzinie pracy schodzi z dachu i oznajmia mi, że chyba ktoś niedawno chodzi po dachu mojego domu, bo blacha falista jest pognieciona w kilku miejscach. Ślady wskazują na to, że ktoś chodził w nocy i zdaję się, że na czworaka. Jeżeli ktoś za dnia chodzi po dachu stara się chodzić tam gdzie są widoczne gwoździe, bo tam pod blachą są belki. Okazało się, że to jednak ja miałem rację. Niestety moje podejrzenia miały niezbite dowody. Ktoś w nocy chodził po moim dachu. Z dwóch wersji już wolałem tę o chodzącym kocie. Chwała Panu!


W ostatnim tygodniu września obchodziliśmy w parafiach Tydzień Biblijny. Zaplanowałem po wieczornych Mszach św. spotkania na temat: Nauczanie Jezusa o rodzinie na kartach Ewangelii. Były liczne ogłoszenia w gazetce parafialnej i z ambony. Niektórzy zainteresowani dopytywali się o szczegóły. Pierwszego dnia nikt nie przyszedł, bo padał ulewny deszcz. Drugiego dnia nikt nie przyszedł, bo w całej dzielnicy nie było światła. Trzeciego dnia nikt nie przyszedł bo był mecz reprezentacji Peru. Czwartego dnia nikt nie przyszedł, bo skoro nie był na pierwszym, drugim i trzecim spotkaniu to już na ostatnie nie ma po co iść. Czwartego dnia nawet prowadzący stracił nadzieję i nie czekał długo na ewentualnych uczestników. Tak więc można coś przygotować, zaplanować a wszystko i tak skutecznie pokrzyżują różne czynniki zewnętrzne. Chwała Panu!

Gdy jedne działanie duszpasterskie okaże się niewypałem, wówczas inne przyniesie owoce. W dwie ostatnie niedziele września zorganizowaliśmy Maraton Biblijny. Wszystko było na miarę naszych skromnych możliwości. Podstawowe narzędzie takiej ewangelizacji, oprócz Pisma Św., to dobre i mocne nagłośnienie. Nie czytaliśmy całej Biblii., tylko Ewangelię św. Marka. W pierwszą niedzielę głosiliśmy Słowo Boże na mercado (rynek). To bardzo dobre miejsce, które każdego ranka gromadzi na zakupach wielu mieszkańców dzielnicy. Przez prawie trzy godziny kilkanaście osób z parafii czytało Dobrą Nowinę dla kupujących, sprzedających, jedzących i spacerujących. W drugą niedzielę czytaliśmy Biografię Jezusa według św. Marka na rogu ulicy św. Józefa. To też było dobre miejsce. Jednak tamtędy więcej osób jeździ na motorach niż spaceruje. Niestety hałas z tłumików moto-karów często zagłuszał teksty Ewangelii. Podsumowując i oceniając to wydarzenie na Radzie Parafialnej doszliśmy do wniosku, że to działania duszpasterskie należy powtórzyć w najbliższym czasie w innych miejscach parafii. Chwała Panu!

piątek, 20 listopada 2015

Udostępnij:
ks. mgr Paweł Sprusiński
Kapłan diecezji płockiej.  Od 2009 pracuje w Peru w Puszczy Amazońskiej. Proboszcz parafii Señor de los Milagros w Iquitos.

Zobacz także: