Żal za grzechy

Żalem za grzechy warto się zająć nie tylko z powodu przetaczającej się w Polsce fali publicznych oskarżeń, zaprzeczeń, moralizatorskich tyrad i obłudnych tłumaczeń. Dlaczego nie spojrzeć na to wszystko z perspektywy nawrócenia?

    Żalem za grzechy warto się zająć nie tylko z powodu przetaczającej się w Polsce fali publicznych oskarżeń, zaprzeczeń, moralizatorskich tyrad i obłudnych tłumaczeń. Dlaczego nie spojrzeć na to wszystko z perspektywy nawrócenia? Mamy przecież początek Wielkiego Postu, w każdej parafii odbywają się rekolekcje, łączone zwykle ze spowiedzią, której jednym z najważniejszych warunków jest żal za grzechy. Dlaczego w narodzie ochrzczonym 1050 lat temu katolicy kłócą się publicznie bez poczucia żalu za grzechy?

     O tym, że wielu naszych wiernych ma kłopoty z pojęciem żalu za grzechy, przekonują się ci spowiednicy, którzy próbują śledzić proces żalu u penitentów. Można to czynić wsłuchując się w samo wyznawanie grzechów, ale także poprzez pytanie o motyw żalu, samo jego rozumienie, czy wreszcie formę wyrażania żalu. Powstaje jednak pytanie, czy sami spowiednicy są wystarczająco klarowni w wyjaśnianiu istoty żalu za grzechy.

     Asumpt do tego pytania dał mi artykuł z Gościa Niedzielnego (21 lutego 2016), w którym znany autor, ks. T. Jaklewicz, prezentuje typowe w polskiej publicystyce religijnej opinie na temat żalu za grzechy. To, że wymagają one uściśleń widać już choćby z definicji żalu za grzechy. Autorowi nie podoba się określenie żalu jako „bólu duszy” ponieważ ta metafora wskazywać ma na emocjonalną stronę żalu. Podkreśla więc, że istotą żalu za grzechy jest uznanie swojego grzechu, dostrzeżenie winy, wzięcie jej na siebie, zawstydzenie i chęć powrotu do stanu sprzed grzechu.

     Wszystkie wymienione elementy są prawdziwe, choć bez „bólu duszy” jakby wiszą w powietrzu. Nie jest może najważniejsze to, że na Soborze Trydenckim nazwano skruchę (żal) „bólem duszy”, dodając do niego „potępienie popełnionego grzechu”. Istota sprawy sprowadza się do rozumienia duszy, która w tamtych czasach była określana jako „jednocząca forma ciała” (unica forma corporis.). W personalistycznej perspektywie ujmowania człowieka duszę zdefiniowałbym jako duchową (rozumną, wolną i zdolną do miłości) podstawę tożsamości człowieka, zakorzenioną w Bogu Stwórcy, odkupioną przez Syna Bożego i napełnioną Duchem Świętym.

     W takiej perspektywie żal za grzechy może, a nawet powinien być nazwany „bólem duszy”. Jest to bowiem ów chaos pustki egzystencjalnej, która dotyka grzesznika lękiem przed bezsensem życia bez Boga. Jest to piekący wstyd, wskazujący na zagrożoną godność bycia bratem Jezusa. Jest to wreszcie dotkliwa tęsknota za powrotem do pierwotnej - sprzed grzechu - miłości ku Bogu. To tak boli dusza, ten najbardziej delikatny ślad Boga w człowieku. Ból jest odczuwalny we wszystkich wymiarach człowieczeństwa; biologicznym, psychicznym i duchowym..

     Autorzy biblijni, dla których ciało było zawsze duchowe, a dusza cielesna, w dodatku ożywiana przez ducha Boga, nie mieli kłopotu z opisem żalu jako boleści duszy. Potrafili, choćby w Psalmie 51, genialnie ją ująć, mówiąc o sercu nieczystym, choć pokornym i skruszonym, o gorącej prośbie, aby nie zostać odrzuconym sprzed Bożego oblicza, o odnowie ducha niezwyciężonego w piersi grzesznika. R. Riedel, którego Modlitwę III cytuje ks. T. Jaklewicz we wspominanym artykule, przejmująco wyraża ból egzystencji, choć – moim zdaniem - nie dotyka poziomu duszy.

     I jeszcze jedna uwaga. Autor mówi o dwóch rodzajach żalu: doskonałym ( z miłości) i niedoskonałym (z bojaźni). Idzie w tym wypadku za niezbyt szczęśliwym tłumaczeniem Katechizmu Kościoła Katolickiego, gdzie jednak przymiotnik „niedoskonały” opatrzony jest cudzysłowem (por. nr 1453). Lepiej jest mówić, i tak to się czyni we współczesnych podręcznikach dla spowiedników, o żalu mniej doskonałym.