„Wołyń” i polska grzeczność

Dobre klimaty z pierwszej części filmu „Wołyń” Smarzowskiego pojawiają się także w opowieściach Ukraińców, którzy aktualnie pracują i mieszkają w Polsce. W większości mają o nas dobre opinie i aż boję się, czy nie za bardzo nam schlebiają. Bracia Ukraińcy, poza drogami, chwalą nasze sklepy, ciepłą wodę w kranach, komunikację publiczną – za punktualność, kierowców - za życzliwość wobec pasażerów, profesorów - za to, że nie biorą łapówek przy egzaminowaniu, panie urzędniczki na poczcie czy w biurze meldunkowym – za cierpliwość i gotowość do pomocy.

    Dobre klimaty z pierwszej części filmu „Wołyń” Smarzowskiego pojawiają się także w opowieściach Ukraińców, którzy aktualnie pracują i mieszkają w Polsce. W większości mają o nas dobre opinie i aż boję się, czy nie za bardzo nam schlebiają. Bracia Ukraińcy, poza drogami, chwalą nasze sklepy, ciepłą wodę w kranach, komunikację publiczną – za punktualność, kierowców - za życzliwość wobec pasażerów, profesorów - za to, że nie biorą łapówek przy egzaminowaniu, panie urzędniczki na poczcie czy w biurze meldunkowym – za cierpliwość i gotowość do pomocy.

    Krystyna Skrzycka zachwyca się spokojem na poczcie; „w urzędzie ludzie czekają cierpliwie na numerek. Do okienka podchodzi jedna osoba. Na poczcie pracują bardzo miłe panie. Są wyrozumiałe i chcą pomóc. Nie raz zadawałam im mnóstwo pytań. W Kijowie urzędów z numerkami jest tylko kilka. W innych wszyscy tłoczą się przy okienkach i komentują, co kto załatwia i czemu tak długo. I po co w ogóle zawraca głowę. A urzędnicy warczą. Petent to intruz, który przeszkadza pić kawę albo jeść obiad” (J. Różalski, Polsza dla tiebia, DF, 1.09, 2016, s. 10).

    Podoba się im także nasza wieś: „A polskie domy takije krasiwyje. Zadbane. Te trawniki, kwiaty, krzewy. Nawet na dalekiej wsi. U nas takie są u bogaczy. A tu normalni ludzie tak mieszkają (…). Na Ukrainie jak ktoś ma coś ładnego wokół domu, to postawi wysoki na parę metrów betonowy mur, że nawet się tego nie zobaczy. Ale największe różnice widać na wsi. Polska wieś żyje. Ludzie pracują, dbają o gospodarstwa. Na Ukrainie kołchozów już nie ma, ziemia jest w rękach prywatnych, ale wieś ukraińska pracuje w mieście. Jak ktoś ma gospodarstwo, to tylko nasadzi kartofli, żeby mieć co jeść”. (tamże, s. 11)).

    Trochę mnie zaskakuje, że Ukraińcy chwalą nas za grzeczność. Andrzej zachwyca się tym, że „wszyscy są tacy grzeczni. Pamiętam jak dziś – mówi - rejestrację samochodu w Warszawie. Czekaliśmy na poczekalni na swoją kolej, a do środka co chwila ktoś wchodził. I każdy mówił <dzień dobry>. Byliśmy w szoku. <Ale jak to? To tu się ludzie tak zachowują?> Teraz jeżdżąc na Ukrainę, sami wszędzie mówimy <dzień dobry>”. (tamże).

    Nie zgadza się to co prawda z moim doświadczeniem, ale może jest zachętą do pójścia tym tropem. Na razie nie wszyscy pozdrawiają się tak serdecznie. Próbowaliście powiedzieć dzień dobry mijanym rowerzystom na ścieżce rowerowej czy idącym z naprzeciwka chodnikiem nad Wisłą w Płocku? Ludzie robią duże oczy, nie znają takiego zwyczaju, jak choćby w Niemczech, gdzie każdy mijany spacerowicz czy rowerzysta powie ci Dzień dobry lub Gruβ Gott

    Czytając wiec o zachwytach Ukraińców, przypominam sobie pierwsze wrażenia z wyjazdów do Niemiec trzydzieści lat temu. Te same zachwyty nad porządkiem, autostradami, zadbanymi ogródkami, uporządkowaną architekturą, grzecznością ludzi na dworcach, w urzędach, sklepach. Mimo to nigdy nie mogłem pozbyć się wrażenia, że była to standardowa grzeczność. Zwłaszcza wobec cudzoziemców, w tym Polaków. Zbyt dużo słyszałem uszczypliwości, żartów czy uogólniających sądów o Polakach, wypowiadanych czy to po piwie, czy w przypływie szczerości, wzmocnionej pewnością, że nie wszystko rozumiem.

    Ostatecznie jednak nie dlatego nawet przez moment nie pomyślałem, żeby pozostać za granicą, tym bardziej w Niemczech. Kiedy przez trzy lata nie mogłem przyjechać do Polski, wydawało mi się, że nic gorszego nie mogłoby mnie spotkać, niż zamieszkanie w zagranicznym raju. Tym bardziej człowiek szukał tego, co w Polsce jest lepsze, poważniej traktowane, bliskie. Ponieważ pierwszą z takich rzeczywistości była polska religijność, to z wielką ulgą i radością wracało się pod koniec sierpnia do polskich kościołów, polskiej liturgii, polskich spowiedzi, itp.

    Nigdy też nie straciłem pewności, że przy odrobinie wolności, damy radę pobudować autostrady, posprzątać ogródki, uporządkować choć po części nasz krajobraz. Dlatego dziwię się trochę bohaterom cytowanego reportażu, że nie ma u nich takiego przekonania, podobnej tęsknoty i nadziei.. Może spowodowane jest to tym, że nasze słowiańskie i chrześcijańskie klimaty pozwalają nam łatwiej się aklimatyzować. Bracia z Ukrainy lepiej się tu czują niż na Zachodzie, o czym zresztą wspominają bez ogródek.

    Wreszcie reportaż nie oddaje pewnie prawdy o wszystkich dumnych Ukraińcach. Na pytanie, co jest dobrego na Ukrainie, pada jednak odpowiedź – „Ludzie. Ukraińcy to pracowity i dobry naród. Tylko strasznie upodlony (…) Ukraińcy nie mieli czasu nauczyć się codziennej kultury, życzliwości. U nas najpierw byli pańszczyźniani chłopi, niemal niewolnicy, a później komunizm. Nie było od kogo nauczyć się szacunku dla innych”. Domyślam się, że wśród tych, którzy nie przyjeżdżają do Polski, wielu jest dumnych ze swojej ojczyzny, religii, kultury.

    Niektórzy może mają nawet za złe swoim ziomkom, że tak bezkrytycznie chwalą nasze drogi i naszą grzeczność. Nie popadajmy wiec w samozadowolenie. Przecież wobec tego, co się wydarzyło na Wołyniu, mamy nad czym popracować. Trochę dziwne, że w cytowanym reportażu nikt nie mówi o tym ani słowa. Zawsze nurtuje mnie pytanie, czy i jak rozmawiają o tym polscy gospodarze z owym milionem Ukraińców, którzy pracują w Polsce.