Referendum konstytucyjne. Zmarnowana szansa

To kolejna polska zmarnowana szansa, tym razem w dziedzinie patriotycznej refleksji społecznej, pogłębionej dyskusji o demokracji, w szkole dojrzałego wyrażenia własnych opinii, wyartykułowanych nie w kłótni, nie w mowie nienawiści i w przekrzykiwaniu się w studiach telewizyjnych. Szansa była na wyciągnięcie ręki, bardzo wierzyłem, że nie zmarnuje jej Senat RP, ta izba polskiego parlamentu, w której – wydawało się - zasiadają ludzie stateczni, zatroskani o dobro wspólne.

To kolejna polska zmarnowana szansa, tym razem w dziedzinie patriotycznej refleksji społecznej, pogłębionej dyskusji o demokracji, w szkole dojrzałego wyrażenia własnych opinii, wyartykułowanych nie w kłótni, nie w mowie nienawiści i w przekrzykiwaniu się w studiach telewizyjnych. Szansa była na wyciągnięcie ręki, bardzo wierzyłem, że nie zmarnuje jej Senat RP, ta izba polskiego parlamentu, w której – wydawało się - zasiadają ludzie stateczni, zatroskani o dobro wspólne.

Niestety, okazali się kunktatorami politycznymi, pozwalającymi się kierować bardziej interesem partyjnym niż państwowym. Gdyby było inaczej, nie powtarzaliby bałamutnych argumentów przeciw referendum, zaproponowanym przez Prezydenta RP. Pierwszy z nich - okazał się decydujący - to data, wiążąca referendum z rocznicą odzyskania niepodległości. Glosowanie referendalne miałoby zakłócić świętowanie rocznicy niepodległości..

Irytuje mnie ta obłudna troska o jakość świętowania rocznicy. Czy oddanie głosu, choćby i po Mszy św. czy udziale w manifestacji patriotycznej, nie jest lepszym uczczeniem Niepodległej niż picie piwa i jedzenie kaszanki. Przecież udział w referendum nie przeszkodziłby nawet tym, którzy wybiorą się na Marsz Niepodległości, wezmą udział w biegu ulicznym czy – daj Boże – będą się modlić na Mszy św. za ojczyznę. Nie bardzo rozumiem, jak udział w referendum miałby zakłócić świętowanie.

Nie tylko nie zakłóciłby, ale godnie je dopełnił. Dziwię się, że politycy z lewa i prawa, tak często mówiący o nowoczesnym, obywatelskim patriotyzmie, nie docenili tego, ze może się on wyrazić w pogłębionej refleksji, zadumaniu nad konstytucją, jej wartościami podstawowymi, ustrojem państwa. Czyn ten urastałby do patriotycznego gestu, spełnionego w wolnej Polsce, przez wolnych obywateli Rzeczpospolitej, na granicach której nie stoją obce wojska, a wola wspólnoty narodowej rodzi się z sumy wyborów Polaków, świadomych swej historii i europejskich uwarunkowań.

Tu jednak trzeba zdemaskować drugą obiekcję, skwapliwie podnoszoną zarówno przez uczonych prawników jak i cynicznych polityków. Otóż – słyszeliśmy - materia referendum konstytucyjnego jest za trudna dla przeciętnego Polaka, w dodatku pytań jest za dużo, odpowiedzi będą na pewno rozbieżne, o wszystkim rozstrzygną i tak prawnicy, którzy ewentualnie stworzą projekt nowej konstytucji Niech każdy zajmuje się swoim zadaniem, prawnik tworzy prawo, piekarz piecze chleb, rolnik uprawia pole, obywatel słucha tego, co powiedzą elity.

Toż to dopiero cynizm. Mówią to często ci sami ludzie, którzy gdzie indziej uważają Polaków za bystrych, wykształconych i szybko się uczących. Czy problematyka zawarta w pytaniach Prezydenta naprawdę jest za trudna dla przeciętnego Polaka? Czy ci, którzy noszą na demonstracjach egzemplarze konstytucji, chodzą na wybory, codziennie oglądają wiadomości, nie rozumieją problemów zawartych w pytaniach? A od czego są tabuny prawników, politologów, dziennikarzy i nauczycieli, jak nie od przemyślanych kampanii edukacyjnych w prasie, telewizji, radiu i w środkach społecznościowych. Niechby wreszcie nasze telewizje przestały być agendami agitacyjnymi, a zaczęły spełniać swoją misję. Pogłębiona wiedza konstytucyjna współczesnych Polaków mogłaby nie tylko zmotywować do wzięcia udziału w referendum, ale stać się jednym z najważniejszych elementów obchodów odzyskania niepodległości.

Jaka mogła to być szkoła demokracji, jaka szansa na refleksję o ustroju państwa, o podstawowych uwarunkowaniach suwerenności narodowej czy kształcie takich instytucji jak rodzina, społeczna gospodarka rynkowa, nie mówiąc już o znaczeniu chrześcijańskich źródeł Państwowości Polskiej oraz kultury i tożsamości Narodu Polskiego. Osobiście żałuję, że katolicy świeccy nie dostali szansy odpowiedzi zgodnie ze swoimi sumieniami na pytania referendalne. Nie zmierzyła się z nimi katolicka nauka społeczna, nie mówiąc już o stowarzyszeniach katolickich, jak choćby Akcja Katolicka, których statuty wprost mówią o zaangażowaniu w życie społeczne..

Jest w tym jakaś słabość społeczna naszej religijności. W politykach chrześcijańskich więcej jest politykierstwa niż kierowania się sumieniem, w dyskursie społecznym więcej kalkulacji niż troski o dobro wspólne, w społeczeństwie więcej podziałów niż dialogu, w nauczaniu kościelnym za mało wiedzy o roli wiernych świeckich w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym (Christifideles laici).

Dumni i wolni Polacy, tak zacietrzewieni, że tracą kolejną szansę.