Przezroczysty

Tak w „Tygodniku Powszechnym” zatytułowano artykuł o ks. P. Błońskim w pierwszą rocznicę jego śmierci. Artykuł ilustruje zdjęcie Piotra z ostatnich tygodni życia; wychudzonego, w sutannie, z lekko pochylona głową i nieodłącznym uśmiechem.

Tak w „Tygodniku Powszechnym” zatytułowano artykuł o ks. P. Błońskim w pierwszą rocznicę jego śmierci. Artykuł ilustruje zdjęcie Piotra z ostatnich tygodni życia; wychudzonego, w sutannie, z lekko pochylona głową i nieodłącznym uśmiechem. Jeden z kleryków, kolega z seminarium, opowiedział Autorowi artykułu, że Piotr nie „spieszył się na drugą stronę. Żalił się, że już nigdy nie zrobi tego czy tamtego, że już nigdy nie zobaczy jakiegoś miejsca. Dlatego tak bardzo chciał pojechać w Tatry. Był bardzo ludzki. Ci którzy dzisiaj chcieliby zrobić z niego święty obrazek, nie wiedzą, że on był po prostu zwykłym chłopakiem. Słabym, zakompleksionym, z problemami. Czy święty może być słaby?”

Owszem, święty może być słaby, choć ja zapamiętałem Piotra inaczej. W jego słabości było coś, co mnie budowało. Tym czymś była Moc Chrystusa, której Piotr uczepił się jak niewidocznej liny, opasał się nią, trzymał wszystkimi zmysłami tym silniej, im więcej powodów do żalu mógł mieć 25 letni ksiądz, marzący o wikariacie, pracy z młodzieżą, takim a nie innym rodzaju duszpasterstwa. Czyż można się dziwić, że chciał żyć i wolał być żywym niż martwym świętym?

Prawie w rocznicę śmierci ks. Piotra odchodził ks. Marek Makowski, płocki ksiądz, który przeżył 34 kata kapłaństwa. Zdążył być wikariuszem w Przasnyszu, Szelkowie i Płońsku, przez 3 lata odpowiadał w Diecezji za Ruch Światło – Życie, proboszczował w Kobylnikach i w Bodzanowie, a jako ekonom seminaryjny i diecezjalny pozostawił po sobie nową furtę seminaryjną, odnowione Opactwo Pobenedyktyńskie i tyle dobrych dzieł w Świętym Miejscu. Mimo to, w przeddzień swojej śmierci, siedział na szpitalnym łóżku w Przasnyszu i – jak wspominał ks. bp Roman Marcinkowski - patrzył w okno, jakby czekał na światło.

Niezwykłe to świadectwo, choć ledwie dotyka tajemnicy której nikt nie przeniknie z zewnątrz. Zderzają się w niej przecież marzenia i pragnienia z jasną świadomością ziemskiego kresu. Nic dziwnego, że bez Mocy Boga, człowiek, stopiony ze swymi pragnieniami, traci energię, przestaje biec za autobusem, a jego prawda sama się unieważnia. Jeden z tych, którzy łatwo się na to godzą, napisał ostatnio: „Chyba w biegu do autobusu […] znika przeszłość, znika przyszłość, a mózg ekspresowo zajmuje się obróbką dwóch problemów: 1) zdążyć, 2) oddech mnie boli. Prawda sama się wtedy unieważnia. W kilka sekund. Na pięćdziesięciu czy stu metrach od przystanku” (M. Szczygieł, W Parku Listonoszy, GW 16 lipca 2015).

Jakże inaczej ujmuje problem siły ludzkiego pragnienia św. Bonawentura, wspominany w liturgii Kościoła kilka dni po śmiercią ks. Marka. .Aby w biegu za autobusem nie zniknęła nasza przeszłość i przyszłość – jeśli już mamy trzymać się porównania Szczygła – trzeba pytać „łaski a nie wiedzy, pragnienia, a nie rozumu, żaru modlitwy, a nie ksiąg pisanych, oblubieńca, a nie wykładowcy, Boga , a nie człowieka, tajemnicy, nie oczywistości, nie światła, ale ognia, który przenika do głębi i żarem uczuć oraz niewypowiedzianą słodyczą zanurza zupełnie w Bogu”(Droga duszy do Boga).

Najgłębsze i najbardziej osobiste chwile mistycznych przeżyć naszych braci kapłanów, którzy tak wcześnie opuścili nasze szeregi, polecamy Bogu. Wierząc, że ich osobiste pragnienia wypełnił Chrystus palącym żarem swojej Męki (Bonawentura), możemy przecież – jako ciągle biegnący za autobusem – podjąć część niezrealizowanych pragnień. I nie chodzi tylko o wyjazd w Tatry, zbudowanie jeszcze jednego budynku. Czy to przypadek, ze umierają młodzi księża, a do seminarium zgłasza się - jak na razie - pięciu kandydatów?

Czyż ich pragnienia budowania Kościoła nie trzeba połączyć z naszym szturmem do nieba o powołania kapłańskie, zakonne i do wszelkich form życia konsekrowanego? Przeżywamy rok konsekracji, trwa peregrynacja Obrazu Jasnogórskiego, księża pochodzący i pracujący w danych parafiach koncelebrują Msze św. Głosi się przy tym wiele konferencji, mobilizuje ministrantów i młodzież, mówi o braterstwie kapłańskim, jedności i wspólnym podejmowaniu wyzwań, jako najlepszym sposobie gojenia ran.

Niech to wybrzmi podczas peregrynacji, niech się złączy w takie pragnienie, które przenika Duch Święty. Ukoimy wtedy nie tylko żal Piotrka, że nie zdążył pojechać w Tatry, ale – być może - staniemy się bardziej przezroczyści.