Człowiek wiary

Wielkim odkryciem dla mnie w książce Małgorzaty Białeckiej i Mileny Gurdy-Jaroszewskiej „Mocarz ducha. Andrzej Drętkiewicz” była głębia religijności pierwszego po 1989 r. Prezydenta Płocka. W tym kontekście przykuło moją uwagę zdjęcie pana Andrzeja z 21 strony książki; stoi na jakimś placu, z tyłu żółknące liście na drzewach, lekko pochylona głowa, ze splecionych rąk zwisa różaniec. Choć w książce jest wiele zdjęć ostatniego wojewody płockiego, to akurat oddaje najlepiej Jego dojrzałą i pokorną religijność.

Wielkim odkryciem dla mnie  w książce Małgorzaty Białeckiej i Mileny Gurdy-Jaroszewskiej „Mocarz ducha. Andrzej Drętkiewicz”  była głębia religijności pierwszego  po 1989 r. Prezydenta Płocka. W tym kontekście przykuło moją uwagę zdjęcie pana Andrzeja z 21 strony książki;  stoi na jakimś placu, z  tyłu  żółknące liście  na drzewach, lekko pochylona głowa,  ze  splecionych rąk   zwisa  różaniec. Choć w książce jest wiele  zdjęć  ostatniego wojewody płockiego, to akurat oddaje najlepiej  Jego  dojrzałą i pokorną religijność.

Mężczyzna w sile wieku, znany w społeczności lokalnej polityk, nie tylko nie wstydził się różańca, ale prawie każdy dzień   zaczynał od krótszej lub dłuższej modlitwy w kościele. Księża  odprawiający  poranne Msze św. w  kościołach na  płockiej starówce, nie mówiąc o Stanisławówce czy Sanktuarium .Bożego Miłosierdzia, do dziś opowiadają o  jego  modlitwie porannej, za którą  szła   dyskretna postawa  bezinteresownej pomocy. Zona pana Andrzeja wspomina, że  adresatami tej pomocy były  rodziny wielodzietne, matki samotnie wychowujące dzieci, osoby z problemami.

W książce  wiele osób wspomina  czasy, kiedy Drętkiewicz    brał aktywny udział w  duszpasterstwie studentów na  Stanisławówce, w  słynnej „Petroklezji”.  Opiekun Petroklezji w latach 1980-87, ks. Walerian Święcicki, wspomina Andrzeja jako "skupionego, zamyślonego, wybiegającego  myślami  w przyszłość. Wyprzedzał swoją epokę. Inni za nim nie nadążali.  Takich ludzi nie ma wielu. Nie bał się  dyskusji na  argumenty. Był dyskretny w swoim działaniu, ale  bardzo skuteczny".

Uderzające jest to, że   przyjaciele z  Petroklezji przy ocenie Andrzeja nie  wahają się mówić o  świeckim świętym  czy drogowskazie do świętości dla  innych. M. Matczak podkreśla, że „nie ma  w tym przesady: świecki, święty drugiego planu. Oddany Bogu, dobry, cichy, spokojny, a przy tym mądry, myślący, niezależny. Był dobry a przy tym twardy. Jak ktoś zasłużył, karał jak ojciec.  Konrad Łykowski dodaje, że  "Andrzej nigdy nie  należał do żadnej partii politycznej,   jakby  ewangelicznego siewcę  naśladował. Siał, żeby  z tego wyrosło dobro. Nie dla jednaj partii, tylko dla wszystkich ludzi, dla stowarzyszeń.

Interesujące jest to, że ludzie formowali opinie o wierze A. Drętkiewicza prawie zawsze w kontekście jego  działalności społecznej. J. Krzemińska, wiceprezydent Płocka w latach 1990 – 95, określając  Andrzeja jako bardzo wierzącego dodaje, iż „zasada ewangeliczna jest taka, że komu więcej dano, więcej się od niego wymaga. On (Andrzej) nigdy nie uważał, że jako władza ma mieć  lepiej. Wręcz przeciwnie. Tym więcej od siebie wymagał i od najbliższych współpracowników.”

Inny przyjaciel  Drętkiewicza, współpracownik z Urzędu Wojewódzkiego, T. Woźniak mówiąc o ponadprzeciętnej, głębokiej  wierze, dodaje: „W chwilach trudnych zawsze odwoływał się do Pana Boga. A i ojczyznę traktował jak świętość (…) Może kiedyś Kościół uzna, że życie Andrzeja Drętkiewicza jest drogowskazem do świętości, szczególnie dla wiernych piastujących odpowiedzialne funkcje publiczne. Oby tak się stało”.   Jakże nie poprzeć tych życzeń.  Mam nadzieję, że książka o Mocarzu ducha stanie się  okazją  do dalszych działań także w tym kierunku.

Książka  wskazuje też  na  rodzinne korzenie głębokiej  wiary -  brat Andrzeja jest nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. -  na jezuicką  formację w duszpasterstwie akademickim,  na  religijne  wychowanie  dzieci. Pani Małgorzata, żona Andrzeja, wspomina, że  obaj   ich synowie otrzymali imiona po świętych. „Mąż przykładał szczególną wagę do tego, kto będzie patronem dziecka. Michał ma świętego Michała Archanioła, Filip świętego Filipa. Organizował chłopcom wycieczki do miejsc związanych z tymi świętymi. Zawsze  wyruszając w podróże po Polsce, tak planował trasę, abyśmy zatrzymali się na Mszę św. w kościele lub sanktuarium”.

Na koniec trudno nie  zacytować odpowiedzi  Żony na pytanie  dziennikarek:  Jak chciałby umrzeć? W  stanie łaski uświęcającej. Za  największe nieszczęście uważał śmierć bez pojednania z Bogiem. Także popełnienie  grzechu śmiertelnego, odejście od  wiary i śmierć bliskich”. 

Dobrze się  stało, że religijność  takiego człowieka została przypomniana. Szukając chrześcijańskich korzeni Europy,   rozglądając  się za  współczesnymi  świadkami wiary,  nie  omijajmy  tych  bliskich, chodzących po naszych ulicach.