Charakter polityków

„Nie mów swojemu Bogu że masz wielki problem, ale powiedz swojemu problemowi że masz wielkiego Boga”. Takim zdaniem rozpoczął rozmowę z dziennikarzami „Gazety Wyborczej” jeden ze znanych polskich biskupów Przeczytałem z uwagą ten wywiad. Bp G. Ryś jest nie tylko autorem znakomitych książek historycznych, ale przekonanym promotorem nowej ewangelizacji w Kościele w Polsce. Twierdzi, że nie trzeba dzisiaj walczyć z doświadczeniami ludzi; mają je jakie mają, ważne jest, aby zaprosić ludzi do Kościoła, w którym ewangelizacja jest autentyczna, gdzie spotka się wspólnotę ludzi, którzy wierzą w Chrystusa. Owa wiara – jak wynika z ostatnich słów wywiadu - nie powinna pozostać w przestrzeni marzeń, ale musi wcielić się w życie. Powiedz więc swojemu problemowi o swoim wielkim Bogu.

    „Nie mów swojemu Bogu że masz wielki problem, ale powiedz swojemu problemowi że masz wielkiego Boga”. Takim zdaniem rozpoczął rozmowę z dziennikarzami „Gazety Wyborczej” jeden ze znanych polskich biskupów Przeczytałem z uwagą ten wywiad. Bp G. Ryś jest nie tylko autorem znakomitych książek historycznych, ale przekonanym promotorem nowej ewangelizacji w Kościele w Polsce. Twierdzi, że nie trzeba dzisiaj walczyć z doświadczeniami ludzi; mają je jakie mają, ważne jest, aby zaprosić ludzi do Kościoła, w którym ewangelizacja jest autentyczna, gdzie spotka się wspólnotę ludzi, którzy wierzą w Chrystusa. Owa wiara – jak wynika z ostatnich słów wywiadu - nie powinna pozostać w przestrzeni marzeń, ale musi wcielić się w życie. Powiedz więc swojemu problemowi o swoim wielkim Bogu.

    Zastanawiam się, czy odnosi się do także do polskiej polityki, w której wielu katolików często powołuje się na Boga. Wywiad ukazał się na Boże Narodzenie 2016 r., kiedy część posłów opozycji blokuje salę sejmową, prominentni przedstawiciele partii rządzącej mówią o puczu, w środkach masowego przekazu dominują jarmarczne kłótnie, w dyskursie politycznym cynizm walczy o lepsze z pogardą. We wspomnianym wywiadzie mowa jest co prawda o solidarności, bliskości i dotyku Boga, o tym że Kościół powinien wychodzić do ludzi, ale ani słowem nie wspomina się o roli Kościoła w obniżaniu napięcia społecznego.

    Kilka dni później w innej gazecie przeczytałem wywiad z G. Machedą, włoskim menedżerem, poszukującym i troszczącym się o zdolnych śpiewaków operowych. Wśród nich jest grupa Polaków: Aleksandra Kurzak, Aleksander Ruciński, Rafał Siwek a od niedawna dwóch młodych śpiewaków Andrzej Filończyk i Krzysztof Bończyk. Macheda pochodzi z południa Włoch, mówi o Polakach, że nie tylko są utalentowani, ale przypominają mu jego rodaków, ponieważ mają w sobie ciepło i serdeczność. Uśmiechnąłem się, czyżby odnosiło się to tylko do artystów? Dlaczego ciepła i serdeczności nie widać wśród politycznych wybrańców narodu? Czyżby zabrakło im takich genów?

    Na pytanie, czy coś wyróżnia polskich śpiewaków od artystów innych narodowości, wspomniany Włoch odpowiada tak: „chyba to, co w ogóle cechuje Polaków. Jako naród obciążony dramatyczną trudną historią, potraficie być zdeterminowani i jesteście gotowi ciężko pracować, by osiągnąć cel. Chyba dlatego w ostatnich dekadach staliście się tak interesującym krajem, który niesłychanie zmienił się i rozwinął. a wielu Polaków zrobiło karierę w różnych dziedzinach”.

    Akurat z tym się zgadzam. Wokół widzę tylu młodych, zdolnych, rzutkich Polaków, zatrudnianych zresztą coraz częściej przez rozwijające się nowoczesne firmy , zarówno polskie jak i zagraniczne. Zdarza mi się słyszeć, że Polacy są nie tylko dobrze wykształceni, ale mają to coś, co pozwala zaufać ich potencjałowi duchowemu. Jakkolwiek by rozumieć ów potencjał duchowy, to nie można oderwać go od tradycyjnego wychowania, także religijnego, w którym nie brakowało mowy o sumieniu i takich wartościach jak pracowitość, sumienność i rzetelność, gdzie ceniło się wdzięczność. Ci młodzi ludzie doceniają to – i w pełni wykorzystują – ze mogą się kształcić na naszych uniwersytetach, wyjeżdżać za granicę, skutecznie rywalizować z zagranicznymi konkurentami.

    Może dlatego młodzi Polacy mniej się boją o demokrację niż starsi obywatele naszego kraju. O ile według badań robionych pod koniec 2016 r. 43 proc. Polaków uważa, że w naszym kraju pogorszył się stan demokracji, to w grupie ankietowanych od 18 do 24 lat aż 75 proc twierdzi, że stan demokracji pozostał bez zmian. Nie wierzą, że konstytucja jest bezceremonialnie łamana przez rządzących, że centralny ośrodek władzy politycznej dominuje nad państwem, że ograniczona jest skutecznie wolność, że obecnie rządzący wprowadzili autorytarną władzę, która ma tylko demokratyczną fasadę.

    Jak długo jeszcze wystarczy owego umiaru? Czy młodsi – a z czasem i starsi - okażą się odporni na coraz bardziej radykalizującą się walkę polityczną, na kłótnie publiczne, obrzucanie się wyzwiskami, raniącą ironię, ostatnio wprost dziecinne przedrzeźnianie. Opozycja oskarża rządzących o autorytaryzm, przywódcę partii rządzącej bez mrugnięcia okiem porównuje się do A. Hitlera, z kolei rządzący zbyt łatwo ulegają pokusie arogancji, gubiąc czasami samokontrolę w przekonywaniu opinii publicznej. Jak długo można usprawiedliwiać swoje błędy złymi zachowaniami poprzedników? Dlaczego nie przypomina się rządzącym, że realizacji dobrych celów nie osiągnie się w nieustannej walce, konfrontacji, etykietowaniu, zapomnieniu o dialogu społecznym. Ileż na ten temat mówi się w katolickiej nauce społecznej, o której kto jak kto, ale politycy chrześcijańscy nie powinni zapominać.

    Wspomniany wyżej włoski menedżer mówi, że zanim zacznie z jakimś artystą pracę, słucha nie tylko jak śpiewa, ale chce poznać, jakim jest człowiekiem. Jeśli ma zły charakter, nie będzie też dobrym artystą. Dlaczego nie odnieść tego do polityków?. Dlaczego mamy przymykać oczy na ich złe, czasami może tylko niedojrzałe charaktery? Czy dlatego, że walczą o dobro wspólne, że ich odpowiedzialność jest ogromna, a problemy do rozwiązania potwornie skomplikowane?

    Jeśli tak, to niech - przynajmniej ci, którzy są wierzący - przypomną sobie, że mają wielkiego Boga, wobec którego można spokornieć, przeprosić, nie być zapiekłym do absurdu, cynicznym nie do zniesienia. Jestem pewien, że wyborcy to docenią i właściwie ocenią. Ostatecznie to oni wywołali wielka zmianę przed rokiem - wbrew wszystkim politycznym kalkulacjom. Oni też mogą ją odwołać.