Boże Ciało w Płońsku i krzyże w bawarskich urzędach

Tegoroczne Boże Ciało przeżyłem w parafii św. Ojca Pio w Płońsku. Parafia została utworzona zaledwie rok temu, a może już poszczycić się nieźle zorganizowaną strukturą duszpasterską. Jest prowizoryczna, ale funkcjonalna kaplica, działają grupy parafialne, łącznie z radami parafialnymi, służbą liturgiczną, stowarzyszeniami wiernych świeckich i prawie 30 ministrantami. Rzuca się w oczy aktywność parafian i życzliwość wobec poczynań miejscowych duszpasterzy.

Tegoroczne Boże Ciało  przeżyłem w parafii św. Ojca Pio w Płońsku. Parafia została utworzona zaledwie rok temu, a  może już poszczycić się nieźle zorganizowaną strukturą duszpasterską. Jest  prowizoryczna, ale  funkcjonalna kaplica,  działają grupy parafialne, łącznie z radami parafialnymi,  służbą liturgiczną, stowarzyszeniami  wiernych świeckich i  prawie  30 ministrantami.  Rzuca się  w oczy aktywność parafian i życzliwość wobec poczynań miejscowych duszpasterzy.

Już rano, jadąc  dawną ulicą Wieczorków,  dostrzegłem ks. Tomasza z grupą  wiernych, budujących  na łące przykościelnej jeden z czterech ołtarzy na Boże Ciało. Wydało mi się to dziwne  - dlaczego na łące, pomyślałem,   z  dala od ulicy budują ołtarz? Szybko się  jednak wyjaśniło, że  tutaj zostanie wzniesiony  kościół parafialny. Jego wizję Ksiądz Proboszcz  nosi nie tylko w sercu, ale ma  pięknie wyrysowaną przez  architekta:  TU NA RAZIE  JEST  SCIERNISKO, przypomniała mi się piosenka braci Golców.

Kiedy w południe, w piekącym słońcu szliśmy  z Jezusem nowymi  ulicami starego  Płońska, myślałem nie tylko  o tamtej procesji Bożego Ciała, w której uczestniczyłem jako wikariusz przed czterdziestu prawie laty. Był  wtedy w Płońsku Hortex,  była pamięć o Ben Gurionie, ale  w sumie  było raczej sennie i prowincjonalnie. Dzisiaj jak  grzyby po deszczu powyrastały  w tej części miasta nowe domy,  jest  szkoła i  wiele centrów handlowo-kulturowych. Mam wrażenie, że miasto się rozwija,  niewątpliwie korzystając   z dobrego położenia  przy drodze nr 7.

Ma Płońsk  szczęście także  do księży, którzy nie przyglądają się biernie  rozwojowi społecznemu, ale starają się odpowiadać na potrzeby duchowo-religijne  nowych pokoleń.  Za moich czasów w Płońsku była jedna parafia i jeden kościół. W 1981 r.   drugą  parafię -  św. Maksymiliana Kolbego -  stworzył charyzmatyczny ks. R. Jaworski.  Dzisiaj  trzecią parafię - pod wezwaniem O. Pio -  tworzy ks. T. Markowicz.  Zdaje mi się, że Płońsk w tej statystyce wyprzedza inne mazowieckie miasteczka naszej diecezji. Stanowi przy tym dobre  laboratorium socjologiczno-religijne, w którym można obserwować   rolę  religii w życiu  konkretnej wspólnoty społecznej, politycznej i kulturowej.

Dzieje się to wszystko nie tylko  w sytuacji obniżonej, w porównaniu z czasami komunistycznymi, ilości  nowych parafii, ale także  widocznego gołym okiem kryzysu  polskiej religijności,  mierzonej nie tylko   spadkiem praktyk religijnych, ale także  – tak się przynajmniej zdaje -  zdolnością  do dzielenia się  własnymi  środkami  z budowniczymi kościoła. Poza tym, gdzieś  głębiej,  w świadomości indywidualnej i społecznej współczesnych Polaków coraz trudniej  znaleźć  miejsce  dla krzyża, zarówno w sercach nowych pokoleń, jak i w sercu polskiej kultury, polskiego pejzażu, ba -  polskiej polityki jako troski o dobro wspólne.  

Dlatego  podczas procesji Bożego Ciała, pośród nowych domów, na  świeżo położonym asfalcie mazowieckiego miasteczka, patrząc na dzieci, rodziców  i starszych z szacunkiem adorujących  Chleb Aniołów,  nie mogłem opędzić się -  niech mi wybaczy Pan Jezus -  natrętnej myśli o  bawarskiej dyskusji o krzyżach. Oto bowiem z dniem 1 czerwca wszedł   w życie w Bawarii obowiązek zawieszenia krzyży w widocznych miejscach wszystkich gmachów administracji publicznej, z wyłączeniem obiektów przeznaczonych na imprezy masowe. Nie ma obowiązku wywieszania krzyża na wyższych uczelniach, w muzeach i teatrach - leży to w gestii tych instytucji.

Krzyż   ma wisieć w   widocznym miejscu jako  „wyraz historycznych i kulturowych uwarunkowań Bawarii”. Decyzję o zawieszaniu krzyży w obrębie głównych wejść gmachów publicznych wolnego państwa wydał rząd Bawarii z inicjatywy premiera Markusa Södera (CSU) „Krzyż będzie wisiał u wejścia jako widoczne przyznanie się do podstawowych wartości ładu prawnego i społecznego w Bawarii i w Niemczech (...). Krzyż jest fundamentalnym symbolem naszej bawarskiej tożsamości i sposobu życia, reprezentuje  elementarne  wartości: miłosierdzie, ludzką godność i tolerancję”. – tłumaczył Söder.

Ciekawe okazały się  reakcje  na tę inicjatywę. O ile  sprawę poparli katolicy świeccy, protestanci i Żydzi, to zastrzeżenia  zgłosił Kardynał Monachium, R. Marx, według którego uznanie krzyża  za  symbol kulturowy – a  w takim charakterze ma wisieć w państwowych urzędach – jest nieporozumieniem.  Co ciekawe, poparł  go polski publicysta katolicki,  T. Terlikowski;  „wieszanie krzyży, argumentuje,  które mają być jedynie  symbolem tradycji, jest bezsensowne, a może okazać się przeciwskuteczne.

A  dlaczego?. Z wywodów Terlikowskiego [Symbol nie działa bez treści, „Rzeczpospolita” Plus minus,  5-6 maja 2018 r. s. 38} wynika, że  niepokoi go nie tyle utożsamianie  w znaku  krzyża religii i kultury, co religii i  polityki, państwa i Kościoła. Tak czy owak,  dziwna   to nadwrażliwość, zwłaszcza  wobec pustki aksjologicznej sekularyzujących się  społeczeństw, w  której  wiją  sobie gniazda   wyznawcy innych b(B)ogów. W kontekście polskim dobrze jest też  pamiętać, że między Płockiem i Płońskiem [45 km) naliczyłem kiedyś co najmniej 20 krzyży i figurek przydrożnych 

Jaki więc morał? Nie ulega  wątpliwości, że  skuteczną  odpowiedź  na  bawarskie i  polskie   dylematy znalazł ks. T. Markowicz i wierni świeccy z Płońska, którzy w centrum osiedla na początku XXI w. stawiają kościół, spowiadają się i  żałują za grzechy,  ale też  wychodzą z procesją Bożego Ciała w przestrzeń publiczną,  bardzo się troszcząc o to, aby   w ich szkole, sądzie i   szpitalu wisiał  znak  krzyża.