Szlachetna Paczka, prof. Zimbardo i powracające pogaństwo

Słuchając argumentacji kilkorga radnych miasta stołecznego Warszawy, protestujących przeciw modlitwie, kolędom i księżom biorącym udział w spotkaniu opłatkowym, przypomniała mi się postać rzymskiego cesarza, Juliana Apostaty (+363), którą przywołuje Benedykt XVI w encyklice o miłości [Deus caritas est]. Przepraszam wszystkich, którzy już zdążyli pomyśleć, że z tym porównaniem posuwam się za daleko; i proporcje kuleją, czasy inne, nie ci cesarze, nie te argumenty. No i najważniejsza przyczyna niechęci do chrześcijaństwa, która zraniła serce Juliana Apostaty, pewnie nie występuje u warszawskich obrońców świeckości państwa.

Słuchając argumentacji  kilkorga radnych miasta stołecznego Warszawy, protestujących przeciw  modlitwie, kolędom  i księżom  biorącym udział  w spotkaniu opłatkowym, przypomniała mi się postać rzymskiego cesarza, Juliana Apostaty (+363), którą przywołuje Benedykt XVI w encyklice o miłości [Deus caritas est]. Przepraszam wszystkich, którzy już zdążyli pomyśleć, że z tym porównaniem posuwam się za  daleko; i proporcje kuleją, czasy inne, nie ci cesarze, nie te argumenty. No i najważniejsza przyczyna  niechęci do chrześcijaństwa, która zraniła serce Juliana Apostaty, pewnie nie występuje u warszawskich  obrońców świeckości państwa

Julian Apostata, jak wiadomo, choć  wychowany w  wierze chrześcijańskiej,  od dziecka nosił w  sercu żal do Konstancjusza, uważającego się  za wielkiego chrześcijanina,  za śmierć  ojca, brata i innych członków rodziny. Kiedy Julian sam został imperatorem, stał się zagorzałym wrogiem chrześcijan. Postanawiając przywrócić  pogaństwo,  chciał je jednocześnie  udoskonalić  poprzez  wykorzystanie  tego, co w tej religii uważał za najbardziej cenne, czyli działalność charytatywną. W ten sposób nie tylko udoskonalał  pogaństwo, ale – jak mniemał – odnajdywał sposób na pokonanie chrześcijan i  ich wpływów.

I tu tkwił główny powód niepowodzenia  Juliana Apostaty. Jego plany  się nie powiodły,   pogaństwo nie  pokonało chrześcijaństwa. Ich  religia jest religią miłości, nie po to, aby kogokolwiek pokonywać, ani Julianów Apostatów sprzed dwóch tysięcy lat, ani też współczesnych. Chrześcijaństwo zobowiązuje do czynienia miłości dlatego, że jego Założycielem, Źródłem, Sensem i Mocą jest Miłość, konkretniej,  Bóg który jest miłością. Jeśli On kogokolwiek pokonuje, to  zachętą  do naśladowania  aż po Krzyż.

Tu wszakże  trzeba być dokładnym. O ile miłość  chrześcijańska nie jest nigdy środkiem do celu, nie jest wprzęgnięta w żaden prozelityzm, łącznie z  samym  szerzeniem tej religii, to nigdy nie może być odłączona od  swego źródła. To sprawia, że w palecie historycznych i współczesnych form pracy charytatywnej, chrześcijańska miłość  bliźniego ma swój smak,  swoją markę nie do podrobienia.   I chociaż chrześcijanin nie chce poprzez praktykę miłości nikogo nawracać, to jednocześnie  prosi Boga, aby  sam nie  stracił świadomości  swego wolontariatu, ani też  by inni  mu  tego prawa nie odmawiali, zarówno w życiu prywatnym jak i  społeczno-politycznym.

Niezmiernie ciekawy w tym kontekście jest ostatnio  przypadek Szlachetnej Paczki,  jednego z największych i najskuteczniejszych programów społecznych w Polsce. Istnieje od 2001 roku i jest jedynym na świecie systemem pomocy bezpośredniej, w którym konkretny człowiek pomaga konkretnemu człowiekowi. Przez 18 lat w działania Paczki włączyło się blisko 4 mln osób, a łączna wartość pomocy materialnej przekazanej ponad 150 tys. rodzin w potrzebie przekroczyła ćwierć miliarda złotych. Jest to możliwe dzięki dziesiątkom tysięcy wolontariuszy. To oni odwiedzają włączone do projektu rodziny, wysłuchują ich historii, wraz z nimi określają ich najważniejsze potrzeby i dbają o to, by dostarczyć im przygotowaną przez darczyńców pomoc. 

Niedługo przed  tegorocznym finałem Szlachetnej Paczki usłyszałem, że  projektem tym od  strony  naukowej  zainteresowany jest Prof. Philip Zimbardo, żywa, choć ostatnio także kontrowersyjna, legenda światowej psychologii. Zasłynął przeprowadzonym w 1971 roku na Uniwersytecie Stanforda tzw. eksperymentem więziennym, który miał pokazać wpływ warunków i narzuconych ról społecznych na zachowanie jednostek. W Polsce prof. Zimbardo chce  poznać postawy i motywacje wolontariuszy działających w Szlachetnej Paczce; jaka jest ich mentalność, czy angażują się i pomagają z litości, czy może napędza ich do działania co innego. Badanie ma być zrealizowane za pomocą innowacyjnej metody BIOCODETM, w której aktywny udział wezmą . psychologowie, pionierzy neuronauki, eksperci od emocji, komunikacji i badań mózgu.

Dotąd miałem  odczucie, że u źródeł motywacji  wolontariuszy Szlachetnej Paczki znajdują się   wartości  chrześcijańskie.  Po tegorocznym finale Szlachetnej Paczki, transmitowanej w TVN na początku grudnia, naszły mnie wątpliwości. Czekam więc  z utęsknieniem na wyniki  badań prof. Zimbardo. Póki co modlę  się, abyśmy my,  chrześcijanie, sami  nie zwątpili w oryginalność naszej motywacji charytatywnej, w towarzyszącą  jej  konieczność przebaczenia w życiu  tak samo rodzinnym jak i  politycznym, w  autentyczność naszych  wigilii i opłatków, także  tych w radach narodowych.

Wracając bowiem do  warszawskich radnych, którym przeszkadza opłatek z racji ideologicznych, jakże  mógłbym zapomnieć, że w moim Płocku w tym roku nie doszło do wspólnego opłatka   radnych, w większości zdaje się  katolików,   ponieważ ojcowie miasta tak są  skłóceni, że jedna ze  stron postanowiła zbojkotować uroczystość,  w imię – jak mówią  szczerości i transparentności.   Mnie się  wydaje, że najlepszą formą  szczerości i transparentności jest nawrócenie, do czego dzielenie się opłatkiem,  spojrzenie w oczy, może  słowo przepraszam mogłoby się  przyczynić. Jeśli się go – jako chrześcijanie – sami  pozbywamy, nie tylko   przyklaskujemy owym radnym z Warszawy, ale prostą drogą,  już bez Juliana Apostaty,  wracamy  do  pogaństwa.