Starsi kapłani

Ciesząc się nowo wyświęconymi kapłanami, nie można zapomnieć o tych, którzy przeżywają swoje kolejne rocznice kapłańskie. Niektórzy powracają z tej okazji do seminarium, snują wspomnienia, porównują własną drogę z nowymi wyzwaniami, jakie stają przed Kościołem. Niektórzy odchodzą na emeryturę, jak owych sześciu kapłanów z naszej diecezji, których nazwiska znajduję w diecezjalnym okólniku, a których sylwetki, działania i prace towarzyszyły mojemu dorastaniu i pracy kapłańskiej.

Ciesząc się nowo wyświęconymi kapłanami, nie można zapomnieć o tych, którzy przeżywają swoje kolejne rocznice kapłańskie. Niektórzy powracają z tej okazji do seminarium, snują wspomnienia, porównują własną drogę z nowymi wyzwaniami, jakie stają przed Kościołem. Niektórzy odchodzą na emeryturę, jak owych sześciu kapłanów z naszej diecezji, których nazwiska znajduję w diecezjalnym okólniku, a których sylwetki, działania i prace towarzyszyły mojemu dorastaniu i pracy kapłańskiej.

Młodzi bracia pewnie tego nie znają. Czy nie byłoby dobrze, aby z okazji właśnie odchodzenia na emeryturę, przypomnieć ich prace, lata katechezy, wikariaty, probostwa, a może zbudowane kościoły i plebanie, warunki życia kapłańskiego i sposoby realizacji powołania? Poza racjami wynikającymi z czysto ludzkiej wdzięczności, może mieć to całkiem praktyczne znaczenie dla kształtowania świadomości kapłańskiej młodych księży, a nawet dopiero co powoływanych przez Boga.

Sami księża emeryci są na ogół na tyle onieśmieleni swoją nową sytuacją, czasami połączoną z dolegliwościami fizycznymi, że nie narzucają się ze swoim świadectwem. A przecież owo świadectwo jest niezwykle. Mamy bowiem do czynienia z pokoleniem księży, którzy nauczali religii w salkach katechetycznych, potem weszli do szkół, przeżyli rozkwit Kościoła za Jana Pawła II, by zderzyć się z twardą rzeczywistością ostatnich kilkunastu lat. Jest to prawdopodobnie ostatnie pokolenie kapłańskie, które nasączyło polski krajobraz tyloma świątyniami.

Ciągle mam ochotę ich pytać, skąd brali siły, dlaczego się nie poddawali, nie dezerterowali? Nie znaczy to, że nie błądzili. Podziwiam ich jednak za to, że powstawali, rady szukali konfesjonale, a nie u dziennikarzy, posłuszni byli biskupom, nawet gdy widzieli ich ograniczenia. Tak zostali wychowani, z takim obrazem księdza szli do seminarium, tak przyrzekali biskupowi podczas święceń i z takim samym respektem odnoszą się swoich pasterzy.

Czy damy radę tak wychować nowe pokolenie księży? Nie jest to takie oczywiste, zwłaszcza, że młodzież która przychodzi do seminariów nie jest tak silna psychicznie i tak zdeterminowana w wyborze drogi kapłańskiej. Dlatego niektórzy z niepokojem zadają pytanie: czy młode pokolenie polskich księży jest przygotowane na wyzwania nowych czasów? Jest to jedno z ważniejszych pytań w Kościele w Polsce.

Oczywiście, jestem ciekaw, co poradziliby starsi kapłani? Jak znam życie, poleciliby pracę od podstaw nad polską rodziną. Tylko w atmosferze Kościoła domowego można wychować silnego wiarą i nadzieją młodego człowieka, który Bogu powie - tak. Tak było pół wieku temu, tak jest obecnie i tak pozostanie.

18. 06.2014.