O. Klemens Augustyn Kordecki i ks. Franciszek Blachnicki

Choć anegdota była sportowa i nastrój w kaplicy po nieszporach imieninowych pogodny, to przesłanie zawarte w krótkich słowach Ks. Bpa Mirosława stało się dla mnie okazją nie tylko do osobistego rachunku sumienia. Ksiądz Biskup powiedział, że poza wylewaniem wody z przeciekającej kościelnej łodzi, trzeba – jak to poradził kiedyś K. Górski przegrywającym z Brazylią polskim piłkarzom – zacząć strzelać gole. Spokojnie doprowadzić do remisu, a potem jak starczy sił – wygrać.

Choć anegdota  była sportowa i nastrój w kaplicy po nieszporach imieninowych pogodny, to  przesłanie  zawarte  w krótkich   słowach  Ks.  Bpa  Mirosława  stało się  dla mnie okazją  nie tylko do osobistego rachunku sumienia.   Ksiądz  Biskup  powiedział, że poza  wylewaniem wody z przeciekającej kościelnej łodzi, trzeba – jak to poradził kiedyś  K. Górski przegrywającym z Brazylią  polskim  piłkarzom – zacząć  strzelać  gole. Spokojnie  doprowadzić  do remisu, a potem jak starczy sił – wygrać.

Może  dlatego poruszyły mnie te słowa, że irytuje mnie  defensywna postawa  wielu ludzi  Kościoła w Polsce, w tym księży komentujących kryzys  w studiach telewizyjnych i radiowych, którzy ograniczają się do wylewania wody z przeciekającej barki kościelnej. Żeby było  jasne, także  widzę  kryzys; wodę  trzeba  wylać,  grzechy odpokutować,  przecieki  polikwidować.  W  naszym – polskim -  wypadku wiąże się to tak samo z  refleksją  nad  zaniechanymi reformami w Kościele, jak i z wysiłkiem zrozumienia   znaków czasu, które  daje nam Jezus.

Słowa Księdza Biskupa poruszyły mnie też dlatego, że usłyszałem je tuż po powrocie z Częstochowy, gdzie odbywała się 44  Kongregacja  Odpowiedzialnych Ruchu Światło Zycie. Okazją  do spotkania  było  40 - lecie  Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W auli  O. Kordeckiego, gdzie  zebrało się   ponad  tysiąc osób  z Polski i świata, nie było pesymizmu. Zobaczyłem tam ludzi wolnych i wyzwalających - pod  takim  hasłem odbywała się Kongregacja  członków Oazy,  zjednoczonych tak samo serdeczną pamięcią o ks. F. Blachnickim, jak i  podejmujących rzeczywiste wyzwania  społeczno-religijne.

Trzy  główne referaty poświęcono refleksji nad współczesną obroną prawdy,  trosce o  ekologię ludzką  i przeciwdziałaniu  skutkom ideologizacji ludzkiej płciowości (gender,  homoseksualizm, pornografia).  Siedząc  w  wypełnionej po brzegi Auli Kordeckiego i patrząc  na  błogosławione skutki   oddziaływania ks. F. Blachnickiego,  jednego z  największych polskich księży po II wojnie światowej,   czułem   ewangeliczną  moc polskiego katolicyzmu. Piszę ewangeliczną, ponieważ  nie płynęła  ona  z układów  politycznych,  partyjnych czy  społeczno-kulturowych.

O. Kordecki i   ks. Blachnicki wyrośli z  zakorzenionego głębiej niż zdaje się niektórym polskim ateistom  podglebia  chrześcijańskiego. Z  drugiej strony nie  stworzyły   ich  cieplarniane  warunki społeczne. Stawali na wałach  Jasnej Góry, kiedy  oblegali ją Szwedzi lub komuniści.  Owszem, dzisiejszy przeciwnik -   kultura materializmu, konsumpcji i ateizmu -  wcale nie jest przeciwnikiem łatwiejszym.  Niemniej  duch Kordeckiego i Blachnickiego czegoś  nas  przecież nauczył. W  Częstochowie  czuć to może   bardziej niż  gdziekolwiek indziej. 

Przed  Oblicze  Jasnogórskiej Matki  ciągną  wszyscy zarażeni polskością  i wiarą. Przynoszą  Maryi nie tylko  osobiste troski, ale  także owoce społeczno-religijnych  wysiłków w polskich parafiach i diecezjach. Szkoda, że planujący duszpasterstwo w Polsce nie wsłuchają  się  w te  wszystkie inicjatywy, o których codziennie słyszymy podczas  Apelu Jasnogórskiego. Także 44 Kongregacja  przeszła bez większego echa. A przecież  wspomniany program  Kongregacji: wolni i wyzwalający zasługuje  na najwyższą uwagę.  Razem z troską o Kościół domowy, nota bene najprężniej rozwijające  się  dzieło  Oazy, mógłby być świetnym ukonkretnieniem programu duszpasterskiego  w   Polsce.

Z takim programem i takimi świeckimi, jakich spotkałem w Częstochowie,  rosną katolikowi skrzydła. I nie chodzi o płytkie  samozadowolenie  czy nie daj Boże pychę. Chodzi o głębokie  przekonanie, że  tak realizuje się  nowa  ewangelizacja, tak  w nowej  kulturze za  naszych dni można bronić  nowego człowieka,  zagrożonej polskiej  rodziny, Ojczyzny podzielonej  przez  waśnie i spory.  Na Jasnej Górze nikogo się nie  wyklucza, ale też nikogo nie prosi o pozwolenie bycia  katolikiem także  w przestrzeni publicznej. 

Zawsze, kiedy tam jestem, widzę ludzi przybyłych zarówno z odległych duchowo  regionów Kościoła, jak i  autentycznie wzruszonych spotkaniem z Maryją. Ci pierwsi ukradkiem, trochę niepewnie,  spoglądają na obraz, ci drudzy prezentując całą gamę polskiego katolicyzmu,  próbują – taką  mam nadzieję -  iść  za Kordeckim i Blachnickim.