Pogrzeb dzieci nienarodzonych Płock, 25 maja 2018 r.

Nie ma chyba rodziny, której udziałem w jakimś pokoleniu nie byłaby smutna historia poronienia dziecka albo śmierci dopiero co narodzonego małego człowieka. Taka historia jest zawsze pewnym wyzwaniem dla wszystkich członków rodziny, nie tylko dla rodziców. Także wspólnota Kościoła nie pozostawia ich samymi.

Kochani Bracia i Siostry w Panu, których na cmentarz przyprowadziły wiara w Pana i nadzieja na życie, które się nie kończy!

1. Nie ma chyba rodziny, której udziałem w jakimś pokoleniu nie byłaby smutna historia poronienia dziecka albo śmierci dopiero co narodzonego małego człowieka. Taka historia jest zawsze pewnym wyzwaniem dla wszystkich członków rodziny, nie tylko dla rodziców. Także wspólnota Kościoła nie pozostawia ich samymi.
Przyszliśmy tu dzisiaj, aby jako Kościół, dzieci tego samego Boga, pokazać naszą wiarę i chrześcijańską solidarność z rodzicami i bliskimi tych dzieci, które po ludzku zbyt wcześnie zakończyły swoje ziemskie życie. To nasze zatroskanie w przejmujący sposób wyraża modlitwa liturgii Mszy św., w której uczestniczymy: „Boże, Ty przenikasz ludzkie serca i udzielasz im pociechy, Ty znasz wiarę tych rodziców, utwierdź ich przekonanie, że dziecko, które opłakują, ogarnia Twoja ojcowska miłość”.

2. Śmierć, w jakimkolwiek momencie by nie nastąpiła, pokazuje prawdę o tym, jakie są nasze wzajemne relacje. Śmierć potrafi w tajemniczy sposób zjednoczyć ludzi, którzy się nie znają, bo każe postawić pytanie, co jest ważne, istotne, godne uwagi. W dzisiejszym pierwszym czytaniu św. Jakub przywołuje w swoim Liście przykłady wytrwałości w wierze, a wśród nich starotestamentalnego Hioba. Mówi nam: „Oto wychwalamy tych, co wytrwali. Słyszeliście o wytrwałości Hioba i widzieliście końcową nagrodę za nią od Pana; bo Pan pełen jest litości i miłosierdzia” (Jk 5, 11). Hiob, ojciec dużej rodziny, szczęśliwy, żyjący w pokoju z ludźmi i Bogiem, zostaje doświadczony ogromnymi cierpieniami. Traci siedmiu synów i trzy córki, w przedziwnych okolicznościach zostaje zniszczony cały jego dobytek, a ciągle napływają coraz to nowe wieści, nazwane potem od jego imienia „Hiobowymi”. Przez wieki miliony ludzi czytają na kartach Biblii zadziwiającą historię jego życia, zadając sobie fundamentalne pytania: dlaczego umierają niewinni? Czy to słuszne, że człowiek cierpi, umiera? Gdzie jest w tym wszystkim Bóg i jego sprawiedliwość? Jaki to Bóg, skoro pozwala na takie niesprawiedliwe traktowanie dobrego, pobożnego człowieka?

3. Kochani uczestniczy tej wzruszającej liturgii! Przywołuję te pytania nie tylko dlatego, że sam je sobie czasem stawiam. Historia Hioba uczy nas dwojakiego podejścia do odpowiedzi na nie. Z jednej strony można stać się jak żona Hioba, jego przyjaciele, sąsiedzi, którzy widząc jego cierpienie, chorobę i krzywdę, zaczęli mu doradzać, aby zwątpił w samego Boga. I dziś nie brakuje takich doradców, którzy chcieliby nam wmówić, że lepiej jest trzymać się z daleka od wiary, od Chrystusa i Kościoła, a bardziej zaufać tym, którzy mają ziemskie recepty na smutek, choroby i śmierć. I dziś są tacy, którzy jak faryzeusze w Janowej Ewangelii o niewidomym od urodzenia źródła chorób czy śmierci szukają w historiach przodków, grzechach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, oskarżaniu innych (por. J 9, 1-49). Nie takiej jednak postawy oczekuje Bóg od ludzi wiary. Biblijny Hiob, pełen ran i razów po fizycznych i psychicznych ciosach, które mierzył mu ponad miarę los, ani razu nie uskarżył się na swoje położenie. Nie wpadł w pułapkę oskarżania, bo rozumiał, że ani sam Bóg, ani nasi przodkowie nie są winni jego cierpienia. Przyjął z pokorą, że wyzwaniem dla tego, kto chce żyć w Bożej obecności, jest postawa wytrwałości i cierpliwości w znoszeniu trudów, zrozumiała jedynie w perspektywie wiary.

4. Kochani! Kiedy patrzymy dziś na doczesne szczątki małych dzieci, zmarłych zanim mogły przyjść na świat, być może serca wielu z Was tu obecnych miotane są różnymi uczuciami i pytaniami. Chcę Wam powiedzieć jako biskup, że zgromadziła nas tutaj chęć bycia z Wami, Kochani Rodzice, Dziadkowie, bliscy tych małych dzieci Bożych. Takiej postawy uczy nas Jezus, gdy patrzymy, co czynił, gdy dowiedział się o śmierci, zwłaszcza młodych. Jesteśmy z Wami i wokół Was jak Jezus w domu córki Jaira; jak podczas odwiedzin u Marty i Marii po stracie swego przyjaciela, a ich brata Łazarza; jak w czasie wynoszenia martwego młodzieńca z Nain. Nie chcemy jak przyjaciele Hioba zadręczać Was pytaniami, ale chcemy dostrzec Wasz ból i Wasze rany, podobne do tych ze słów Jeremiasza: „Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma” (Jr 31, 15).

5. Kochani Bracia i Siostry! Dziękuję wszystkim, dzięki którym możemy godnie żegnać w Płocku dzieci zmarłem przed urodzeniem i pochować je w specjalnym grobie. Jest to zasługa wielu ludzi i instytucji, wśród nich Wydziału ds. Rodzin naszej Kurii, Urzędu Miasta Płocka, naszych szpitali, zakładu pogrzebowego, a szczególnie wszystkich tutaj obecnych. Gdy stoimy w ogrodzie cmentarza, dostrzegamy w pięknie otaczającej nas przyrody, że ostatnie słowo należy do Życia, a nie do śmierci. Liczę w związku z tym na Waszą obecność w niedzielę 3 czerwca, na najbliższym Marszu dla Życia i Rodziny w naszym mieście, który będzie okazją do przypomnienia nam wszystkim piękna życia.
Ks. Jan Twardowski zapewniał, że „śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej” (Nie bój się). Śmierć tych niewinnych dzieci jest dla nas zaproszeniem, by iść dalej, by lepiej zrozumieć sens i piękno naszego życia, by w ciszy cmentarnego ogrodu usłyszeć głos przechadzającego się po nim Zmartwychwstałego Chrystusa. Amen.